Lee's POV
-Mówiłem, że to zły pomysł- syknąłem w stronę Troy'a. Prowadził nas ponad tuzin wilkołaków- Mówiłem, że nas wyczują.
Przekraczaliśmy granice stanową, kiedy, z nikąd, otoczyło nas 15 wilkołaków. Dosłownie kilkanaście minut wcześniej ostrzegałem Troy'a i Ritę, aby wejść do Nowego Meksyku dopiero rano. Ale oni nie posłuchali.
Stado prowadziło nas już tak od dwóch dni. Wykorzystując skróty jakie znały miejscowe wilkołaki, byliśmy już jedynie kilka mil od celu naszej podróży. Santa Fe. Siedziby wilkołaków z Nowego Meksyku. Całe szczęście, że akurat tam zmierzaliśmy, a wilkołaki jedynie skróciły nam podróż. Wiedziałem jednak, że nie będzie tak dobrze.
Po około godzinnym, szybkim marszu zobaczyłem potężny ponad trzy metrowy mur z drutem kolczastym. Z tabliczki przytwierdzonej do muru dowiedziałem się, że to wiezienie o najwyższym stopniu bezpieczeństwa. Zapowiada się strasznie.
-Czy możemy pomówić z alfą Nowego Meksyku?- zapytał Troy stojącego najbliżej wilkołaka.
-Myślisz, że Marshall będzie chciał Was posłuchać?- zaśmiał się wilkołak- Szybciej Was zabije niż wysłucha. Mimo to, zachęcam, żebyście z nim porozmawiali. Może da się przekupić.
-Co masz na myśli?- nie spodobał mi się pogardliwy uśmieszek mężczyzny.
-Sami się przekonacie. To już tutaj- zatrzymaliśmy się przed drzwiami, na których było wymalowane czerwoną farbą albo krwią nazwisko alfy. Marshall.
Mężczyzna, który nas poprowadził zapukał do drzwi, po czym wepchnął nas do środka. W pokoju znajdowało się potężne dębowe biurko za którym siedział alfa. Był to mężczyzna w średnim wieku. Krótko obcięte ciemnorude włosy i w takim samym kolorze broda. Ciemnobrązowe oczy zeskanowany nas, zatrzymując się dłuższą chwilę na mnie. Dlaczego ja chciałem tutaj przyjść. Przecież oni mnie rozszarpią.
-Co Was sprowadza do wilkołaków z Nowego Meksyku?- zapytał. Jego głos był szorstki, jakby ktoś pocierał o siebie papier ścierny.
-Nazywam się Troy Allen...
-Twój ojciec był kiedyś alfą Teksasu, prawda?- zapytał brodacz, na co Troy przytaknął.
-Dlatego proszę cię o wsparcie, kiedy będę odbierać to, co mi się należy. Teksas- w oczach Troy'a zabłysnęła niezdrowa żądza władzy. Typowa dla wszystkich wilkołaków.
-Chętnie bym Ci pomógł zatopić kły w karku Myers'a, ale mam zbyt mało wilkokrwistych. Ledwo mi starcza na patrolowanie granic Nowego Meksyku i obronę więzienia.
-Jesteś pewnien?
-Gdybyś oddał mi swoją śliczną towarzyszkę to zastanowiłbym się nad tym- zaśmiał się Marshall.
-Jest Twoja- bez wahania odpowiedział Troy- Liczę na jakichś solidnych wilkołaków.
-Weź czterdziestu. Jak zdobędziesz Teksas odeślesz ich z powrotem, a za każdego zabitego dwa wilkołaki z twoich ziem. Jasne?
-Jasne.
-A teraz zostaw mnie i moją nową wilkołaczkę samych. Berlow zbierze dla ciebie watahę. I zabierz stąd tego dhampira.
Jessica's POV
-Mam dosyć czekania aż Troy wróci- znowu zaczął Milo, za co dźgnęłam go lekko łokciem w żebra, jednak chłopak nie zwrócił na to uwagi- Zaatakujmy sami.
-To nie jest dobry pomysł Milo- spojrzałam na bruneta- Nie lepiej zostawić ją tam gdzie jest?
-Miałbym poczucie winy, gdybym ją zostawił. Kay, Dylan co wy na to? Podkradniemy się do nich w nocy, uwolnimy i uciekniemy zanim ktokolwiek zdąży się zorientować.
-Przerabialiśmy to milion razy Milo- westchnął zrezygnowany Dylan- Nie pójdziemy jej ratować dopóki nie wróci Troy.
-Mam już dosyć czekania na Allena. To trwa za długo. Mogli zginąć- parsknął zirytowany Milo- Jeżeli nikt nie idzie ze mną to pójdę sam.
Brunet wstał z kanapy i skierował się do wyjścia. Ze stelażu obok drzwi zdjął strzelbę i torbę z amunicją. Spojrzał na wszystkich po raz ostatni po czym wyszedł z domu.
-Muszę z nim iść, jest moim przyjacielem- Nate wstał z fotela na, którym siedział.
-Ja też muszę z nim iść- oznajmiłam.
-Ja nigdy nie zostawię mojej przyjaciółki- dodała Britney.
-W takim razie idę z wami- Sarah wtrąciła- Zawsze chciałam zobaczyć Austin.
-Wiesz, że muszę Cię pilnować- Kayden westchnął- Muszę zatem iść z wami.
-Okej, czyli zostałem tylko ja?- zapytał Dylan- Jeżeli idą wszyscy to ja też.
W ten oto sposób cała nasza gromadka zostawiła Mike'a samego w wielkim domu i ruszyła na południe, w stronę stolicy Teksasu, Austin.
Szłam obok Milo, który nie odezwał się do mnie słowem odkąd wyszliśmy z domu. Twardo patrzył przed siebie.
-Milo- złapałam go za rękę, na co nawet nie zareagował- Co Ci jest?
-Co mi jest?- prychnął zdenerwowany- Może to, że przespałem się z tobą- warknął- Będąc dalej z Cat.
-Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć- zaśmiałam się nerwowo- Ona już pewnie przespała się z tuzinem wilkołaków.
-Jeżeli już to nie z własnej woli- spojrzał na nasze złączone ręce, ale nie wyrwał swojej- A ja z własnej. Wiedziałem, że ją zranię.
-Milo- szepnęłam- Musisz zrobić to, co uważasz za słuszne. Jeżeli uważasz, że wolisz być z Cat to powiedz to.
-Tylko, że ja nie wiem z kim chcę być Jess- przyciągnął mnie do siebie po czym krótko pocałował- Chciałbym być z tobą, ale wtedy szkoda mi będzie Cat.
-Zostaw ją tam- rzuciłam- Bez niej nie ma problemu.
-Jesteś okrutna Jess- brunet pokręcił głową, ale w oczach błyszczały iskierki radości- Ale Cat jest moją przyjaciółką, nie była tylko dziewczyną.
-Była? Czyli to już oficjalne? Zrywasz z Callaway?
-Na to wychodzi- zaśmiał się Milo.
-Czyli wracamy do starych dobrych lat- uśmiechnąłam się szczęśliwa. Odzyskałam swojego idealnego chłopaka.
-Stara miłość nie rdzewieje, Jessico Veal.
-Masz rację Anderson. Chociaż raz.
***
CZYTASZ
Apocalypto
Fantasy„Tak naprawdę moja matka, zmarła przy moim porodzie, a ojciec nie chciał wychowywać potwora, jakim rzekomo jestem ja. Oboje byli śmiertelnikami, ale mamę w przeddzień moich narodzin ugryzł wampir. W ten sposób stałam się w połowie wampirem. Tak zwa...