Prolog

12.2K 322 10
                                    

Bywają w życiu takie chwile w których każdy z nas zastanawia się nad wybraniem odpowiedniego kierunku, odpowiedniej drogi życiowej. Ułożeniem wszystkiego tak, żeby niczego nie żałować, robić to co się kocha i być tam gdzie się powinno. Nadchodzą też takie chwile w których natychmiastowo i diametralnie zmienia się wszystko co sobie postanowiliśmy, dosłownie jak za dotknięciem różdżki, tylko raczej nie czarodziejskiej. Chociaż... Właściwie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Co może dziać się w głowie młodej dziewczyny, która podejmuje być może jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu? Właśnie. W tej głowie gości jedynie totalny chaos, przeplatany znikomymi przebłyskami zdrowego rozsądku. Wszystko tak naprawdę toczy się normalnie jedynie do pewnego momentu. Tego w którym dla spełnienia marzeń jest w stanie zrobić się wszystko lub druga opcja – ma się w sercu ogromną nadzieję na coś, co nie może się wydarzyć ze względów logicznych.

Pomysł wyjazdu dotarł do jej komórek mózgowych z prędkością z jaką klika się przycisk włącz światło. Nie było właściwie dylematu, rozważań, rozmyślań, sentymentów czy rozdarcia. Czysta, jasna i klarowna wizja najbliższych kilku dni wydawała się irracjonalna bo taka też była. Przekalkulowała ostatnie dwa lata swojego życia. Opierały się one na wielu ciekawych motywach i historiach, jednak czegokolwiek nie zrobiła z tyłu głowy, czasami nawet jak we mgle, widniała jedna jedyna postać. Wydawała jej się tak nierealna jak nierealne były jej wyobrażenia o życiu, kiedy miała niecałe osiem lat. Każdemu wtedy wydawało się, że wszystko bez problemu się ułoży. Tak, ułoży. Prawda jest taka, że dopóki sami nie złożymy układanki jaką jest ciąg zdarzeń dotyczących nas samych, nic pięknego się nie wydarzy.

Deszcz zawsze skłania człowieka do przemyśleń – przemknęło jej przez myśl, kiedy przeciskała się między setkami turystów na Oxford Street, ciągnąc za sobą walizkę. Miała wrażenie, że wiezie całe swoje życie na kółkach. Sama właściwie czuła się trochę jak te kółka, dźwigające co chwila nowy bagaż. Muzyka w słuchawkach cały czas przywracała ją do pionu, gdy synchronicznie co pół metra potykała się o własne nogi. Była zmęczona. Zmęczona ciągłym zastanawianiem się co by było gdyby, ciągłym rozmyślaniem nad tym co było właściwie na wyciągnięcie ręki, gdyby tylko wcześniej zdała sobie sprawę, że Londyn nie jest przecież końcem świata. W każdej chwili może wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim co się tu wydarzy. To co dzieje się w Londynie, zostaje w Londynie – przemknęły jej przez myśl dobrze zapamiętane słowa. Postanowiła twardo kierować się tą zasadą. Trzymając w ręku telefon, odgarnęła włosy opadające na twarz. Od kiedy odrosła jej grzywka nie mogła poradzić sobie z uciążliwie wypadającymi z każdej możliwej fryzury włosami. Jej lokum w którym miała się zatrzymać było jeszcze daleko od miejsca w którym znajdowała się obecnie, jednak pomimo zmęczenia, wycieńczenia psychicznego i lekkiej senności nie przeszkadzało jej to. Kochała to miejsce od kiedy pierwszy raz przyjechała tam na wakacje. Właściwie nawet nie docelowo, spędziła tam tylko jeden dzień. Wystarczyło, żeby poczuć, że na pewno wróci. Zaburczało jej w brzuchu, odruchowo położyła dłoń razem z telefonem na swoim nieco rozpiętym, zielonkawym płaszczu i przygryzła lekko wargę. Tak bardzo marzyła o porządnej kawie i jakiejś w miarę dobrej kanapce. Właściwie, zjadłaby wtedy wszystko, zwłaszcza w momencie kiedy uświadomiła sobie, że ostatni posiłek spożywała godzinę przed wylotem. Czuła się nieco jak jeden z najbardziej znanych, wiecznie nienajedzonych ludzi świata. Odruchowo uśmiechnęła się na myśl o uśmiechniętym blondynie, którego kochała za beztroskie podejście do życia. Zawsze mu tego zazdrościła, chociaż miała do tego wiele innych powodów. Pieniądze, sława, światowa kariera.

Gdybym miał wymienić pięć rzeczy dla których robię to co robię, nie wiem czy pieniądze w ogóle znalazłyby się na tej liście.

Rozbrzmiało w jej głowie na tyle głośno, że zdezorientowana kolejny raz się potknęła. Jej mózg za każdym razem ją zaskakiwał. Czasami jedyne czego chciała to mieć możliwość wyłączenia go z użytku. Tak samo często sprawiał jej radość podrzucanymi myślami, jak i ból. Może powinna zacząć od siebie. Zdawała sobie sprawę, że jej głównym problemem jest fakt, iż cały czas posiada te cholerną nadzieję, która pcha ją do działania. Wiele razy próbowała się tego pozbyć, ale z nią jest jak ze wspomnieniami. Nie da się tego wyrzucić do kosza, jak kubeczka po zjedzonym jogurcie. Znowu to jedzenie, żołądek dał o sobie znać po raz kolejny. Postanowiła zrobić sobie małą przerwę i zjeść coś, cokolwiek. Nie chciała przewrócić się i zemdleć, tylko i wyłącznie przez swoją głupotę. Wystarczająco dużo głupich i zarazem świadomych decyzji w swoim życiu podjęła. Stanęła przed kolorową witryną, podniosła wzrok. Niebo było zachmurzone, jak to w Londynie. Zbierało się na deszcz, jednak powietrze było przyjemnie ciepłe. Przyciągnęła walizkę do siebie, jej oczy powędrowały w stronę szyldu. Zaplanuj swój jogurt. Wzruszyła nieco ramionami. Wcale o tym przed chwilą nie pomyślałam. Dziwne sytuacje to w jej przypadku normalne sytuacje. Chciała już otworzyć duże, szklane drzwi, jednak wyprzedził ją wysoki szatyn w uniformie sieci jogurciarni. Przytrzymał je i z szerokim uśmiechem na twarzy zaprosił do środka. Panował tam harmider, mnóstwo ludzi siedziało przy stolikach, czy ladach, rozmawiali, śmiali się, czytali gazety, książki, wytężali swoje umysły nad laptopami zajadając kolorowe mieszanki. Rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu, po czym powolnie podeszła do punktu obsługi, wybierając to na co najbardziej miała ochotę. Jedną z zalet Londynu było to, jak wiele się tu działo, choć tak naprawdę była to zwykła codzienność. Usiadła zaraz przy kasie, nie mając siły na szukanie lepszego miejsca, które i tak nie robiło jej specjalnej różnicy. Dostała swój jogurt, który smakował tak jak nigdy nic innego. Przysłuchiwała się różnym dźwiękom dochodzącym jej uszu. W radiu leciała nowa piosenka Jamesa Arthura, dwie kobiety obok niej rozmawiały o ślubie jednej z nich, sprzedawcy wymieniali z menadżerem uwagi i sugestie na temat lokalu i sposobu jego prowadzenia. Na moment wyłączyła się zupełnie, przymykając lekko oczy oparła głowę o swoje ręce. Tak bardzo chciało jej się spać.

- Styles? Tak, dzwonił – głos ciemnoskórej sprzedawczyni jogurtów jak bomba atomowa wybił ją z sennego stanu w jakim się znajdowała, gwałtownie otworzyła oczy, jej źrenice rozszerzyły się – Tak, to co zwykle, tam gdzie zwykle. Dzisiaj nie wpadnie, podobno nie jest w stanie, wiesz jak to jest.

Czy to możliwe? Tak szybko? Dopiero co wylądowała, sama nie wiedziała co wydarzy się przez najbliższe kilka godzin, a to nazwisko, na dodatek niewywołane przez nią, już zaistniało w jej nowym rozdziale życia. Pulsowało jej w głowie, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Szybko chwyciła telefon, walizkę i jak najprędzej udała się w stronę drzwi. Pociągnęła za ogromny uchwyt, a powoli ochładzające się powietrze dotarło do jej mózgu. Prawie że wybiegła, szybko skręciła w prawo. Chciała jak najszybciej być już w hotelu. Potrzebowała snu, który przygotowałby ją na walkę z samą sobą. Wiedziała jak trudne i prawie, że nie wykonalne zadanie sobie wyznaczyła. Była tego wręcz w pełni świadoma.



The Personal Caregiver | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz