Rozdział 2: ,, Martwię się o ciebie"

305 36 13
                                    

Nie minęło pięć sekund, a Harry klęczał już przy drobnej brunetce. Dziewczyna zaciskała z bólu oczy i przygryzała wargę. Nie chciała rozkleić się i pokazać swojej słabości przy swoich szefach i ich rodzinie. Nie chciała również ukazywać tego przed Harry'm.

– Bardzo cię boli? – spytał brunet, błądząc przerażonym wzrokiem po twarzy Brie. Kobieta odchyliła na chwilę głowę i westchnęła głośno.

– Coś ty zrobiła?! – po jadalni rozniósł się donośny głos pani Styles. Kobieta odsunęła się gwałtownie od stołu i spojrzała z pogardą na swoją pracownicę.

– Ja...to było nieumyślnie. Przepraszam. Odkupię tę wazę, skleję. – pod wpływem ostrego spojrzenia Lindy, Brietta czuła się jak uczennica przed najsurowszym nauczycielem.

– Jak mogłaś? – warknęła. – To była waza mojej prababki – krzyknęła, zaciskając dwa palce na skrzydełkach nosa. – Masz to jak najszybciej posklejać i podać nam kolejne danie. Szybko! – dodała, po czym sięgnęła po otwartą butelkę z winem i zapełniła nim swój kieliszek. Linda szybko chwyciła szkło i jeszcze szybciej je opróżniła. – Nadal tu jesteś? – spytała ostro, odwracając się po chwili.

– Ja... – szepnęła Brie, starając się podnieść.

– Nie musisz tego robić – szepnął Harry, błądząc wzrokiem po twarzy ukochanej. W jego głowie odbywała się właśnie istna burza myśli. Będąc już u jej kresu zerwał się i chwycił w ramiona drobne ciało Brietty.

– Co ty wyprawiasz? – pisnęła Brie, obejmując szyję bruneta. Chłopak westchnął i przeniósł wzrok na ciemne tęczówki kobiety.

– Przywołuję cię do porządku Harry – wrzasnęła Linda, gwałtownie wstając od stołu i patrząc na syna.

Najmłodszy Styles kompletnie nic nie robił sobie ze słów swojej matki. W tamtej chwili najważniejsza była dla niego Brie i jej zdrowie. Ta zupa była naprawdę gorąca.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła czerwona ze złości Linda, gdy Harry skierował się z Brie w ramionach w stronę kuchni. – W tej chwili odstaw tą dziewczynę i wracaj do stołu, a ona do pracy!

– Jestem w swoim domu i będę robić co i z kim będę chciał – stwierdził ostro na odchodne brunet, a po chwili jego czupryna znikła za drzwiami kuchni.

– Harry! – pisnęła zła Brie, starając się wyrwać z uścisku mężczyzny. Jej starania niewiele poskutkowały, gdyż po pierwsze Styles był dużo silniejszy od niej, a po drugie, mogłaby spaść na ziemię i mocno się potłuc.

Brunet bez słowa zbliżył się do krzeseł przy wyspie kuchennej i posadził na jednym z nich kobietę.

– Nie ruszaj się stąd – zaczął, spoglądając głęboko w ciemne tęczówki Brietty. – Za chwilę wrócę – dodał, a następnie musnął czoło kobiety. Nim ona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Harry chwycił talerze z daniem głównym, które leżały na blacie i powrócił do jadalni.

– Synu – odezwał się George, podnosząc z krzesła. Harry przeniósł wzrok na ojca i jak gdyby nigdy nic położył talerze na stole.

– To wasz obiad. Życzę smacznego i większej kultury osobistej – dodał ostatnie trzy słowa ze złością w głosie, po czym szybko ulotnił się do kuchni.

Nikt nie próbował go zatrzymać. Ważniejsze było wtedy uspokojenie Lindy, która kipiała ze złości.

Zielonooki zamknął za sobą drzwi kuchni i szybko podszedł do Brie. Kucnął przed krzesłem, na którym siedziała kobieta i spojrzał na nią. Oczy mężczyzny przepełniała troska, niepokój. W jednej chwili cała złość na panią domu uciekła.

Love and War // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz