Rozdział XIX

30 2 0
                                    

Choć szpital nie znajdował się daleko od szkoły, droga do niego była koszmarem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam roztrzęsiona, kilka razy prawie wpadłam pod auto, gdyż zapominałam o sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach. Ludzie na ulicy przyglądali mi się z niepokojem, jeden pan zapytał mnie nawet czy coś się stało, czy może mi pomóc. Oczywiście przeczyłam, mówiłam, że nic się nie stało.

W porządku.

Będę smażyć się w piekle za te kłamstwa, ale przecież nie wiedziałam co jest grane. Oj! Nie powiedziałabym nic nieznajomemu z ulicy!

***

Kiedy przekroczyłam próg szpitala, po plecach przeszły mi ciarki. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czym prędzej pobiegłam do sali Kornelii, a tam byli już wszyscy.

Rodzina z pomorza.

Dziadek.

Tato.

Opiekunka z kilkoma dziećmi z klasy – najbliższymi Kornelki.

Pan Henryk – nasz sąsiad, który czasem woził nas do i ze szkoły.

Z tyłu pod ścianą stał Mikołaj.

A na łóżku przy Małej leżała mama…

Płakała, wszyscy płakali. Stałam jak wryta i bezmyślnie gapiłam się w jej bladą twarz, łysa główkę i zamknięte oczy…

Nie wiedziałam, co się dzieje. Ocknęłam się, złapałam Mikołaja za ramię i wypchnęłam na korytarz.

Stanęłam przed nim i rozpłakałam się. Wiedziałam co się stało, ale nigdy sobie tego nie wyobrażałam. Nie wiedziałam, że TO będzie TAK wyglądać. Ręce opadły mi luźno wzdłuż ciała, głowa rozbolała, byłam roztrzęsiona, nie kontrolowałam ruchów swojego ciała, swoich myśli, dostałam dreszczy i to wszystko w jednej, krótkiej chwili.

Siedzieliśmy na podłodze pod zieloną ścianą szpitalnego korytarza na brudnej podłodze. Objął mnie ręką. Nie miało to dla mnie już najmniejszego znaczenia.

Spędziliśmy tak około 15 minut, ja już cała zapłakana, załamana, wykończona, patrzyłam bezmyślnie w ścianę. Głupie myśli zaczęły chodzić mi po głowie, potem wspomnienia, żałości. Nawet nie zapamiętałam dokładnie tej chwili. Koszmar.

Po piętnastu minutach odezwał się Mikołaj.

– Dzisiaj mieliśmy szczęście... – zaczął, a ja popatrzyłam się na niego jak na debila – silna dziewczynka, wiadomo było, że jeszcze pociągnie. Jednak stracha napędziła, nieźle. Nawet moja mama tu była. Wtedy jak to się zaczęło w nocy, ten atak, potem utrata przytomności, wszyscy myśleli, że koniec, a tu nagle... Kto by się spodziewał? Po kilku godzinach się ocknąć i po prostu zasnąć…

– Co?! – ledwo zdołałam wydusić z siebie to słowo – Ona żyje?!

– Myślałem, że wiesz, że powiedziała ci mama, kiedy dzwoniła do ciebie. Nie powiedziała?... – powiedział zmieszany, ale ja udałam, że tego nie usłyszałam. Sprawdziłam telefon, wiadomość mama musiała napisać wcześniej, ale dopiero wcześniej doszła.

Wróciłam do sali Kornelii, akurat każdy się zbierał, poprosiłam mamę, żeby poszła ze wszystkimi. Chciałam zostać sama z moją Księżniczką. Wyprosiłam też Mikołaja, po części byłam na niego zła, choć wiem, że to nie jest jego wina.

Położyłam ją sobie na ramieniu, swoimi palcami głaskałam jej policzek, potem gładką główkę. Na jej twarzy było kilka ciemnych plamek, których wcześniej nie zauważyłam. Czułam ulgę, jeszcze przed chwilą wiedziałam, że nie żyje...

Atak zaczął się po północy, nie wiem, jak wyglądał z tego, co się dowiedziałam, to wyglądało to tragicznie, niby tylko utrata przytomności, ale wszyscy myśleli, że to już… Mama nie chciała mnie niepokoić. Zależy jej, żebym wyciągnęła oceny w szkole. Kiedy była jeszcze w zagrożeniu życia, postanowiła po mnie zadzwonić.

Czuję się taka bezsilna, jakby to wszystko działoby się za jakąś szybą, a ja nie mogłabym nawet tam być. Dlaczego nie moglibyśmy być teraz szczęśliwą rodziną, która spędza leniwie wieczór przed telewizorem, oglądając jakiś słaby film i śmiejąc się z niego na głos? Dlaczego? Na świecie tyle jest zła, tyle cierpienia.

Wciąż tylko politycy walczą o coraz to lepsze stanowiska, pracownicy o podwyżki, nastolatki o nowe bluzki. Ok, powiedzmy, że wszyscy będą mieli to, co chcieli i czy będą szczęśliwi? Często nie doceniamy tego, co mamy. Owszem tak, ale dopiero wtedy, gdy to stracimy. Takie jest życie, tu nic nie dzieje się bez powodu. Ta mała, słodka i zawsze wesoła dziewczynka leży teraz ledwo żywa na moim ramieniu, śpi.

Czy jest sprawiedliwość?

Egoista, wyjątkowo zły człowiek, nigdy nikomu nie powiedział dobrego słowa... i ktoś taki dożywa spokojnej starości. Ciągle tylko słyszymy takie przemyślenia, że zbyt młodzi ludzie odchodzą. Spójrzmy na to z drugiej strony. Jeżeli człowiek jest zły, wyjątkowo zły, czy jest on potrzebny tam na górze? Komu? Po co? Czy tam trafi? Tego nie wie nikt.  Jedno jest pewne, zły człowiek na pewno nie będzie miał spokojnej starości. Samotność nie jest szczęściem, to najgorsze co może spotkać starszego człowieka, kiedy jest sam, kiedy nie ma na świecie już nikogo. Nikogo, kto po śmierci postawi na jego grobie znicz ze sztucznym kwiatkiem.  Nikogo, kto powie: „Szkoda, że odszedł – był niesamowitym człowiekiem. Będzie mi go brakować.” Ja rozumiem to tak, że ten człowiek za swoje złe czyny pokutuje przed śmiercią, by czystym pójść do Nieba. By zrozumieć, jak zły był, co złego uczynił... i dopiero wtedy, gdy to zauważy, gdy stanie się mądry, może odejść do Raju.

Patrząc w drugą stronę na młodych ludzi, którzy czasem tak szybko odchodzą. Każdy w swoim środowisku pewnie przeszedł śmierć bliskiej, młodej osoby. I wtedy każdy powie: „Taki młody, a odszedł, jaka szkoda, co złego zrobił, że musiał odejść.” Każdy użala się nad taka osobą, a w rzeczywistości powinien gratulować. Czy naprawdę nikt nie zauważył jak dobrzy ludzie w młodym wieku odchodzą? Życie na Ziemi jest ciężkie. Myślę, że to dla nich taka szansa, taki dar. Nie potrzebują już sprawdzianu na Ziemi, bo zdali go na maksymalna ocenę.

Myślę, że nie ma piekła po śmierci, że każdy przechodzi to wtedy, kiedy żyję.

Piekło to jest stan umysłu, to ciągłe problemy, to to wszystko czym jest życie. Nie wierzę, że po śmierci, niektórzy idą do piekła, nie sądzę, by Bóg był tak zły, by chciał aż tak ukarać innych za błędy. On jest miłosierny. Myślę, że młodzi ludzie dostają immunitet, że mogą TAM odejść bez bólu, smutku i problemów ziemskich, ale to wszystko nie znaczy, że starsi ludzie są gorsi, że jeżeli nie zginęli, jako młodzi to są źli. Wcale nie. Niektórzy ludzie są po prostu bardziej potrzebni na Ziemi niż w Niebie. Szkoda mi, że Kornelia niedługo odejdzie, ale cieszę się, że ominie ją to „ziemskie piekło”. Tam będzie szczęśliwa, a ja będę cierpieć tutaj i czekać by móc dołączyć do niej...

Nagle Kornelcia obudziła się, popatrzyła swoimi zmrużonymi oczkami w moje spłakane, zmęczone… Swoją rączkę przyłożyła do mojego policzka i powiedziała:

– Nie płacz, już niedługo… – zamknęła oczka i nic nie mówiła. Po chwili znów zasnęła.

Tak jakby słyszała to, o czym wcześniej pomyślałam. Dziwne.  Powiedziała to, ale nie skończyła.. co niedługo? Spotkamy się? 

Pamiętnik nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz