Rozdział XXII

32 2 0
                                    

Niestety, wszystko ma swoje minusy, przez to całe zaangażowanie w wolontariat, w pomoc innym, korepetycje i inne zajęcia podupadam na zdrowiu. Czasem jest nawet taki dzień, że bez tabletki nie mam jak wstać z łózka. Duszności, wymioty, wysypka na całym ciele, czasem gorączka, a ostatnio przeziębienie. Mało śpię, mało jem, słabo się ubieram, ciągle tylko w ruchu, stres i inne czynniki doprowadziły mnie do złego stanu, ale odpuścić? Zajmowanie się siostrą czy pomaganie w wolontariacie? Może korepetycje? Nie ma mowy. Właśnie jadę do lekarza, który ma dokładnie sprawdzić, co jest ze mną nie tak, mam nadzieję, że to kwestia lekarstw i będzie okej. :/

***

– Nooom, wyniki nie są za dobre – no tego akurat się spodziewałam, głos lekarza nie był dla mnie zaskoczeniem – ma pani anemię i trzeba zacząć o siebie dbać, należy się oszczędzać, inaczej może pani mieć kłopoty.

– To co mam z tym robić – byłam zielona w temacie medycyny w przenośni i dosłownie.

– Czym zajmuje się pani na co dzień? Jak wygląda pani statystyczny dzień?

– Och, wstaję, lecę do szkoły, po drodze wpadam na chwilę do szpitala do chorej siostry, potem biegiem do szkoły – gdzie sobie odpoczywam i uczę się. Po wyjściu ze szkoły idę znów do siostry, potem do domu, udzielam korepetycji, wolontariat, a na koniec sama uczę się na następny dzień.

– Ile godzin pani sypia?

– Kładę się zazwyczaj  o dwudziestej czwartej lub trochę później, wstaję czasem o 6 niekiedy o 7, ale wbrew pozorom daję radę. Nie czuję zmęczenia. Zapyta pan pewnie o posiłki, więc od razu panu powiem. Zdarza mi się nie zjeść śniadania, ale staram się to nadrabiać w szkole, z obiadem jest gorzej, jeśli nie uda mi się zjeść czegoś porządnego, kupuję gotowe, czasem kebaby czy inne… za to kolację zjadam prawie zawsze. Może to dziwnie brzmi, kiedy pan tego słucha, ale ja naprawdę nie czuję zmęczenia, wręcz takie wewnętrzne szczęście i uważam, że czasem tak po prostu jest, że spada nam odporność. Mam duszności i wymioty i to mnie niepokoi ta gorączka i wysypka, ale myślę…, że przejdzie? – zapytałam bez przekonania, no trochę mijałam się z prawdą, ale cóż...

Lekarz otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz przerwał mu telefon po odebraniu pokazał, żebym poczekała w korytarzu.

Na swoją kolej poza gabinetem czekało wiele osób. Kilka z nich przeraźliwie kaszlało, mieli różne choroby. Zaczęło mnie zastanawiać do czego nam te utrudnienia.

Myślę, że gdybyśmy nie chorowali, nie znalibyśmy żadnego umiaru. Ludzie ze swoich ciał robiliby wszystko, do czego by doszło? Tego nie wie nikt, pewnie do jakiś zniekształceń. Dla przykładu taki zapracowany ojciec gromadki dzieci, z drugiego końca ulicy, na której mieszkamy. Ma wrzody żołądka. Kiedy zaczęło mu to dolegać, boleć musiał zgłosić się do lekarza, by usłyszeć, że należy się oszczędzać i leczyć. Ten człowiek, który zachorował, zaczyna więcej czasu spędzać z rodziną, a z choroby wychodzi. Pójdzie mu to oczywiście na plus. Nie tylko jemu, ale także rodzinie.

I tak też jest z wieloma innymi sprawami, czasem w życiu gonimy za czymś, co nie jest nam potrzebne, myślimy, że da nam to szczęście, ale później okazuje się, że ta rzecz, o którą tak długo walczyliśmy, podczas tej walki wyciągnie z nas więcej emocji niż wtedy, kiedy już ją dostaniemy. Nigdy tak nie miałeś/aś? Podczas takiego dążenia do tych czasem niepotrzebnych nam rzeczy, zapominamy, o niektórych wartościach, często dzieje się tak, że potrzebujemy czegoś złego, żeby nas przywróciło z powrotem na ziemię. Kiedy zderzamy się z czymś, co ma na nas większy wpływ, zaczynamy się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Czy warto wciąż tak biec? Czy ta choroba będzie miała duży wpływ na nasze codziennie funkcjonowanie? Czy może lepiej byłoby zacząć korzystać z życia, niż pożądać wciąż czegoś nowego, żeby poprzez pracę zdobyć tę rzecz mimo tego, że możemy zepsuć sobie zdrowie? Warto sobie czasem postawić takie pytania, zatrzymać się i spróbować na nie odpowiedzieć.

Drzwi pana Dotońskiego otwierają się – ciąg dalszy wizyty… ciekawe co mi powie.

– Zapraszam – powiedział oschłym tonem.

– No i wie pan, co mi dolega? Jakieś lekarstwa? Mogę zostać w domu kilka dni, ale wie pan… Ja mam jakąś godzinkę, bo potem mam zajęcia.

– Chciałbym skontaktować się z pani rodzicami, już wiem, co powoduje te duszności, wymioty i inne wymienione dolegliwości. To poważna anemia, niedowaga. Trzeba się za siebie wziąć. Na razie skończyć z wolontariatem, lekcjami dodatkowymi w tym czasie po prostu jeść produkty wzbogacone w wartości odżywcze. Dużo mięsa, warzyw, ryb i nabiału, żadnych fast food’ów. Po prostu trzeba się wziąć za siebie.

– Nie – powiedziałam stanowczym głosem.

– Słucham? – twarz lekarza spoważniała..

– I co będę robić w tym zajebiście wolnym czasie?! – wystarczył moment, żeby się nakręcić i nie zważywszy na słowa zaatakowałam doktora – będę się ciąć, a może jarać, hm? Płakać od rana do nocy?!

– Ja rozumiem, że jesteś w takim wieku, iż to jest normalne, lecz pamiętaj, że okres dojrzewania mija i potem trzeba żałować błędów, które się wtedy popełniło. Nie warto. Ja też byłem taki w twoim wieku i było mi ciężko, dałem radę – zachęcił z uśmiechem, ale mina mu zrzedła kiedy spojrzał a moją już rozwścieczoną i oczy, pełne łez…

– ...Ale panu nie umierała siostra na raka! Te zajęcia, ciągły bieg... to daje mi poczucie wolności, niezależności, siłę do życia do walki o swoje życie... Ja nie mogę teraz tego wszystkiego zostawić! To będzie koniec.

– Jeśli nie zaczniesz o siebie dbać – a gdzie te piękne, radosne „pani”? – poważniej zachorujesz, a wtedy już będziesz tylko leżeć w szpitalu i tam się pogrążać!

To mnie trochę zabolało. Człowiek mądry, wykształcony i dorosły, wychowany przed doświadczenie życiowe mówi mi prosto w oczy, że w szpitalu będę się tylko pogrążać. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zabrałam torbę i płaszcz i po prostu wyszłam... Zaskoczył mnie.

Pamiętnik nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz