Rozdział XXI

30 2 0
                                    

Mam wrażenie, jakbym straciła ćwiartkę serca… Coś, czego już nigdy nie odzyskam i to z własnej woli. Żyłam sama dla siebie i było mi dobrze. Nie wylewałam już łez, kiedy nie wytrzymywałam brałam kartkę, ołówek i kredki. Rysowałam, a dokładniej projektowałam biżuterię, w końcu zaczęłam także przygodę z ubraniami. Podążałam za modą, kupowałam mnóstwo gazet, by śledzić nowe trendy. Prowadziłam forum, gdzie wylewałam swoje myśli na temat życia i jego przemijania. Podciągnęłam się w nauce, zaczęłam dawać korki innym, wolontariat inne akcje – to wszystko wyciągało ze mnie złe i niepotrzebne myśli. I tak było dobrze.

„Jestem szczęśliwa!” – powtarzałam sobie każdego dnia.

I taka właśnie jestem, mądra, dorosła, inteligenta, co najważniejsze po przejściach, dzięki czemu mogę trzeźwiej patrzeć na życie. I wcale nie mam nikomu tego za złe, że życie mi się tak potoczyło. Wiele mnie nauczyło. I tak umrę, więc czemu całymi dniami mam się smucić?! Kiedyś, gdzieś czytałam, że nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość. Na czym się skupiamy – to właśnie przyciągamy.

W moim sercu nadeszła wiosna…

Śpiewają ptaszki… zakwitają różowe pączki jabłoni, z których niedługo rozwiną się piękne owoce. Choć listopad w pełni, ja czuję delikatne promienie słońca padające na moje ciało. Jestem za ciepło ubrana, więc ich dosłownie nie odczuwam, ale wiem, że są. Słońce jest za chmurami, nikt go nie widzi, ale jasne, że jest! Inaczej na Ziemi nastałaby ciemność. Nie czuję dosłownie przez te grube ubrania. Myślę, że tak samo jest z Bogiem. Musimy uwierzyć, że tam jest choć go nie widać i czasem nie czuć, gdyby go nie było, nie było by i nas – ludzi ani słońca. Nic. Pustka.

Tylko jakim cudem ja odczuwam przez cały czas tą dobrą aurę, to szczęście, czuję się taka dorosła... jeszcze będę mieć na to czas. Kornelię traktuję jak taki dar dla mnie. Dzięki niej wiele się nauczyłam. Świetnie sobie teraz radzę, kiedyś… było tragicznie. Nie ukrywajmy.

Z Mikołajem spotykam się dość często, wyskakujemy na zakupy, na kawę do ulubionej kawiarenki, czasem oglądamy razem filmy w domu lub idziemy do kina. Żałuję trochę, że wtedy go tak potraktowałam, teraz to rozumiem. On po tamtej sytuacji się nie ukrywa, jest w innej szkole, zaczyna wszystko od nowa. Prowadzi ze mną tego sławnego bloga o Kornelii. Tam opisujemy jacy szczęśliwi jesteśmy, za każdy dzień spędzony z nią. Lekarze dawali jej szanse do listopada, wykluczali jakiekolwiek mikołajki. A dziś? Otwierają oczy ze zdumienia, bo zbliża się grudzień (oczywiście stan jej nie poprawia się), a nic się poważnego nie dzieje. Chodzić… już nie chodzi, musiałaby dużo ćwiczyć, rehabilitacja i inne sprawy, a nie ma to sensu w jej przypadku.

Ja wiem, że się zmieniłam, ale to nie było coś w stylu:

Pierwszy poranek.

Drugi poranek.

Trzeci poranek.

I kolejny.. i nagle poczułam tę wiosnę w moim sercu.

Dopiero to mnie odmieniło, trochę się do tego przyczyniłam, ale widzę to dopiero teraz, z biegiem czasu zauważam różne okoliczności.

Wcześniej było cierpienie, ból, strach i żałość teraz jest… Hmm… sama nie wiem.

Teraz żyję bardziej tak, jak poniesie mnie los.

I tak jest idealnie.

Pamiętnik nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz