Rozdział VIII

49 2 0
                                    

Każdego dnia odwiedzał nas Mikołaj. Pomagał w przygotowaniach do urodzin Kornelki. Ona spędzała ten czas z dziadkiem nad morzem. Zostało nam kilka dni, a my jeszcze nie wiedzieliśmy jak zorganizować jej najlepszą imprezę, jaką kiedykolwiek miała.

– Może zacznijmy od tego, kogo chcesz na nią zaprosić – podobało mi się to, że lubił brać wszystko w swoje ręce, był bardzo odpowiedzialny.

– Na pewno dzieciaków z klasy Kornelki, kilka tych z osiedla i… no na pewno rodzinę, chociaż nie mamy jej zbyt wiele.

– W klasie ma około dwudziestu dzieci, z osiedla będzie pewnie… siedem, jakoś tak, a rodzina? Dwanaście osób?

– Jeeej, skąd ty to wszystko wiesz? – Byłam pod wrażeniem jak wyciągał mi słowa z ust. Skąd on to wszystko wie?

– Mówiłaś mi kiedyś!

– No chyba nie! – On jest jedyna osobą jaka potrafi mnie wyciągnąć gdy mam zły nastrój. Co ja bym sama zrobiła. Jak ja się cieszę, że go mam.

– Odwiedza cię ktoś z naszej klasy? – jego twarz zmarkotniała.

– Nie… – mój humor także się zmienił.

– Jak to? Nikt do ciebie od tego czasu nie odwiedził? Nie napisał? Nie zadzwonił. Pokłóciłaś się z kimś?

– Nikt nie odwiedził, czasem pisali co słychać, ale odpisywałam „ok” i na tym koniec. I z nikim się nie pokłóciłam.

– Żartujesz? A Agata? Przecież to twoja przyjaciółka..

– Kiedy chodziłyśmy do szkoły nią była, a ja byłam jej potrzebna. Cieszę się, że się rozeszłyśmy, idziemy do różnych szkół. Ona wyjeżdża, tak jest dobrze.

Miałam dosyć tej rozmowy. Wróciliśmy do konwersacji na temat przyjęcia urodzinowego Kornelki. Postanowiliśmy zrobić je w ogrodzie.

Nasz był przepiękny, kiedyś rodzice wkładali w niego całe serca. Bardzo często brali urlopy. Po powrocie do domu, zawsze zastawałyśmy mamę gotującą pyszności w kuchni, tato natomiast pracował w ogrodzie. Mama wynosiła obiad na taras i wszystkich wołała. Wspólnie zasiadaliśmy przy okrągłym stole, jedząc śmialiśmy się i żartowaliśmy. Rodzice pytali o oceny Kornelii. Ona z uśmiechem na twarzy chwaliła się piątkami i szóstkami. Pokazywała kolorowe obrazki i zadania matematyczne typu 2+2. Ja wiedziałam, że w przyszłości będzie uczyć się lepiej ode mnie, zawsze miałam złe oceny. Rodzice mówili, że jeszcze mam czas, dam radę, ale wiem, że schodziłam na margines. Nikt już o mnie nie rozmawiał, ale zawsze powtarzałam sobie, że to minie. I tak też się stało, ale na krótko, potem, kiedy dowiedzieli się o chorobie Małej, przestali się już całkiem mną interesować.

Ja muszę zajmować się nią jak matka, bo wiem, że gdyby jakieś służby dowiedziały się o tym co tu się dzieje, dawno zajął by się nami MOPS. Nie mogłam na to pozwolić. Nie teraz, kiedy liczy się każdy dzień.

Po południu zamówiliśmy tort, oczywiście z kucykiem z bajki My Little Pony, którą bardzo kochała. Poszliśmy także po prezent, żeby wcześniej wszystko było już gotowe. Kupiłam jej wielkiego kolorowego kucyka o jakim marzyła. Mikołaj powiedział, że on zrobi jej niespodziankę i nawet ja się o niej nie dowiem. Byłam mu taka wdzięczna. Zrobiliśmy listę zaproszonych wcześniej gości. Całe trzydzieści pięć osób. Zaprosiliśmy tez klauna by bawił się z dziećmi. Kiedy wróciliśmy do domu, rodzice już tam byli. Zapytali co u małej, poznali też Mikołaja.

Byłam zaskoczona, że zainteresowali się urodzinami Kornelii. Pytali czy nie brakuje nam pieniędzy, zapytali też czy nie jest mi ciężko wciąż tak zajmować się siostrą. Byłam w szoku. To chyba oczywiste, że jest mi ciężko! Jak oni w ogóle śmieją o to pytać!?

Pamiętnik nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz