Rozdział 4

1.9K 58 9
                                    

- Mówiłaś, że nie przyjedzie!

- Spokojnie, musisz być twarda.

- Nie jak typowa dziewczyna? - zaśmiałam się.

- Nie, bądź rozsądna. Pokaż mu, że nie czujesz zagrożenia, gdy jest obok ciebie, a w aucie zachowuj się tak jakbyś była u mnie i rozmawiała ze mną.

- Postaram się, dziękuję. - przytuliłam ją mocno.

- To ja dziękuję, gdyby nie ty pewnie godzinami zastanawiałabym się co się stało Scottowi. - i tak będzie się zastanawiała, ja sama tego nie wiem, a co dopiero ona.

Nagle telefon mi zawibrował. To SMS.

- Ally, on już tu jest... - pokazałam jej telefon.

Derek: Czekam już na Ciebie skarbie.

- Skarbie? Jeśli nie jest chory psychicznie to nie zrobi ci nic złego.

- Dzięki za pocieszenie. Dobra, może lepiej pójdę już, bo się wkurzy, że musiał tyle czekać. - przytuliłam ją jeszcze raz i wyszłam.

Faktycznie, przed domem stał jego samochód, ale bez kierowcy. Podeszłam do samochodu, gdy usłyszałam trzask łamanej gałązki.

- Derek nie wygłupiaj się, wiem, że tu jesteś!

Odwróciłam się, ale nie było go nigdzie. Zwróciłam się z powrotem w stronę samochodu, gdy coś poruszyło się w krzakach tuż za nim.

- Derek to ty? Uwierz mi to wcale nie jest śmieszne!

Wtedy je zobaczyłam. Wielkie czerwone oczy w krzakach. Patrzyły prosto na mnie. Poruszały się w bok, ale ciągle mnie obserwowały. Gdy krzaki się skończyły przystanęły na chwilę, ale tylko na chwilkę. To coś zawarczało, nie wiem czy chciało mi powiedzieć, żebym uciekała czy że nie mam żadnych szans i mnie zabije. Przysięgam, że gdy to coś zaczęło powoli wyłaniać się z krzewów moje serce stanęło, a całe życie przeleciało mi przed oczami. W końcu całe to zwierzę wyszło, a ja nie wiedziałam co zrobić. Nie zdążę dobiec do domu, jeśli krzyknę i ktoś mnie usłyszy to i tak umrę, bo zanim ktoś zareaguje to on dawno mnie zaatakuje. Zostaje mi już tylko wsiąść do samochodu. Zdążę? O matko co to w ogóle jest. Za duże na wilka. Jakieś to trochę bardziej przypomina wilkołaka... Może po prostu z tych emocji mam zwidy? Wtedy to coś warknęło, a ja wiedziałam, że to nie zwidy. Warknęło jeszcze raz, a ja szybko wsiadłam do samochodu. Dzięki Bogu, że był otwarty. Gdzie do cholery jest Hale?! Chwilę po tym jak wsiadłam do Camaro okazało się, że moja niby kryjówka jest warta tyle samo co owinięcie się papierem toaletowym... To coś zaczęło podchodzić do auta na czterech łapach. Szybko zablokowałam drzwi w ostatnim momencie, gdy szarpneło za klamkę, ale zamknięcie drzwi też nic nie dało. Lekko się podniósł i wybił łapą szybę. Nie zdążyłam zareagować, gdy złapał mnie za gardło. Czułam jak jego długie pazury zaczynają mi się wbijać w szyję, jak powoli zaczynam tracić siły. Jak już myślałam, że umrę, że tak zakończy się moje życie pojawił się Derek. Nie wyglądał jak on, a może to nie on. Miał spiczaste uszy i dziwną szczękę i niebieskie oczy?! To jest najbardziej chory dzień jaki przeżyłam. Na całe szczęście ten potwór zajął się tym drugim potworem czy tam czymkolwiek, a ja mogłam złapać oddech. To coś uciekło, a Derek wszedł do samochodu. Nie wyglądał już tak jak przed chwilą, może mi się coś przewidziało. Może to wielkie coś wcale nie istnieje. Złapałam się za szyję i spojrzałam na swoje ręce, są całe czerwone. Poruszyłam ustami, ale nie mogłam wyciągnąć z siebie żadnego dźwięku.

- Już spokojnie, spokojnie nic ci nie będzie. Zawiozę cię do Deatona. Już dobrze. - złapał mnie za rękę i odpalił auto.

Jego żyły na ręce nagle zrobiły się czarne, a ja poczułam ulgę i zemdlałam. Obudziłam się, gdy Derek gwałtownie zaparkował samochód przed kliniką weterynaryjną? To jest chyba jakiś żart. Szybko wybiegł z samochodu i wziął mnie na ręce.

not good // Teen Wolf-TVDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz