Rozdział 5

1.7K 61 6
                                    

Obudziłam się, gdy zaczął dzwonić mój budzik. Wyłączyłam go i starałam sobie przypomnieć co tak właściwie się stało. Ten potwór... Wstałam szybko potykając się o własne nogi. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoją szyję. Była zupełnie czysta, trzeba by się nieco przyjrzeć żeby zobaczyć blizny. Z wrażenia wróciłam do łóżka i położyłam się. Sięgnęłam po telefon. 49 nieodebranych połączeń i 26 wiadomości od Allison, 3 nieodebrane połączenia od Scotta i 1 od Stilesa?! Co by Stiles chciał ode mnie. Została jeszcze jedna wiadomość od Dereka.

Derek: Słodko wyglądasz jak śpisz. Do zobaczenia później.

Muszę przyznać, że jest słodki, ale strasznie tajemniczy. Przeczytałam wszystkie wiadomości od Ally, dotyczyły głównie tego czy żyje i co z Derekiem. Odpisałam jej, że wszystko w porządku i pogadamy później. Do Stilesa i Scotta wysłałam wiadomości, żeby się ze mną skontaktowali ponownie jak coś chcą.

Po tym incydencie dni mijały nadzwyczajnie spokojnie, aż do dzisiaj. Spojrzałam na godzinę. Jest już 9:00?! Mecz mam o 11 więc przynajmniej chwilę przed 10 muszę tam być! Szybko zgarnęłam torbę i spakowałam do niej wszystko co potrzebuje. Równie szybko ogarnęłam się i zeszłam na dół.

- Cześć, gdzie idziecie? - zapytałam mamę, która poganiała moją siostrę.

- Jedziemy do dziadków. Będziemy dopiero wieczorem, albo jutro, więc zachowuj się, nie rozwal domu i zero chłopaków w domu. Rozumiemy się? -zaśmiałam się, ale obiecałam, że będę grzeczna.

Zjadłam szybkie śniadanie i spojrzałam na zegarek. Za 10 minut będzie 10... Jestem w czarnej dupie... Dosłownie wybiegłam z domu nie zauważając, że założyłam bluzę Dereka, którą dał mi tej pamiętnej nocy. Zamknęłam drzwi i znowu przed domem zobaczyłam jego auto. Teraz to już nie mam szans żeby się od niego uwolnić... Wsiadłam do samochodu.

- Szyba nie była czasem wybita? - wzdrygnęłam się lekko na wspomnienie tego jakże normalnego i spokojnego wieczoru.

- Cześć, ciebie też miło widzieć kotku. Widzę, że bluza się spodobała.

- Przeginasz z tymi słowami, nie jesteśmy razem. - uśmiechnęłam się do niego słodko. - Wypiorę i ci oddam, kiedyś.

- Jak sobie życzysz skarbie, ale bluzę sobie zostaw. Ładnie ci w niej. - wdech i wydech Maddy, wdech i wydech.

- Skąd wiedziałeś, że nie zdążę? - zrobił tą samą minę psychopaty co ostatnim razem, że aż zrobiło mi się go żal. - Wiesz, ja już nie chce wiedzieć. Zawieź mnie tylko na mecz proszę..

Nie odezwał się już nic tylko mnie odwiózł. Podziekowałam mu buziakiem w policzek i pobiegłam do szatni. Większość dziewczyn ucieszyło się na mój widok co znacznie poprawiło mi humor.

- Słyszałaś, ile osób przyszło na mecz?! Przyszła cała drużyna Alexa!

- Czyli nie kłamał, że przyjdzie...

W szatni było tak głośno, że ledwo co wytrzymałam. Znowu zaczęła boleć mnie szyja i głowa, ale nie tak bardzo jak jeszcze parę dni temu. Wyszłam z szatni jako ostatnia. Przed wejściem na salę czekał na mnie Derek. Przytuliłam go, a szyja i głowa przestały mnie boleć. Dziwne, wydaje mi się, że wtedy zadziało się to samo. Pomyśle nad tym później. Życzył mi powodzenia, a ja weszłam na salę. Kolejną osobą, która rzuciła mi się w oczy to Alex. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.

- To teraz popatrz jak to robią profesjonaliści. - puściłam mu oczko i odeszłam z miną zwycięzcy.

Rozgrzałyśmy się i zaczął się mecz. Początkowo nie szło nam najlepiej, to jednak San Diego - mocna drużyna. Gdy przegrałyśmy już 2 seta dało się słyszeć głupie komentarze Alexa i jego kolegów.

not good // Teen Wolf-TVDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz