Aslan

1.1K 42 3
                                    

Nie wiem gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Nie mogę się ruszyć lub chociaż otworzyć oczu. Może one są otwarte tylko tutaj nic nie ma? Czuję nagle lekki wstrząs. Mogę już otworzyć oczy, ale czy na pewno powinnam to robić? Widzę... nic nie widzę. Jestem pośrodku niczego. Zaczynam chodzić po tym miejscu. Wszędzie jest tylko czerń, więc raczej nie mam jak się zgubić bo nie mam gdzie. Zauważyłam małe światełko gdzieś w oddali. Im bliżej niego byłam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego co się tam znajduje. W całym "pomieszczeniu" było słychać tylko moje kroki oraz bijące serce. Na ziemi leżały czyjeś martwe ciała. Ciała, które należały do moich bliskich. Poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Wszyscy na kim mi zależało, leżą teraz bezruchu. Jak najszybciej mogłam podbiegłam do mojego młodszego brata i potrząsnęłam nim mocno, krzycząc aby się przebudził.

- To na nic.- usłyszałam czyjś głos. Nie mogę sprecyzować czy należy do kobiety, czy mężczyzny. Jest nijaki, jakby nie miał żadnej wybranej płci. Tak samo jego ton. Nie był ani przyjazny i miły, ani przerażający czy wredny. Cały głos był pusty, a jednak przesiąknięty emocjami.

- Kim jesteś?- zapytałam, ocierając z twarzy gorzkie łzy bezradności i rozpaczy.

- Jestem wszystkim i niczym. Nie ma mnie, a jednak zawsze jestem i będę.- czułam jakby głos otaczał mnie ze wszystkich stron. Nagle przede mną pojawiła się dziwna, bliżej nie określona postać. To była ta mgła, tylko w postaci ludzkiej.

- Czym jesteś?- wyjąkałam, patrząc na powoli zbliżającą się do mnie postać. Cały czas trzymałam w objęciach swojego młodszego brata. Istota stojąca przede mną wzbudzała niezwykły, nieopisany niepokój.

- Jestem tym czego najbardziej się obawiasz. Tym co spędza ci sen z powiek i przyprawia cię o dreszcze. Żywym koszmarem nękającym zwykłych ludzi, takich jak ty. Ja, jestem strachem.- nie spodziewanie wszystkie ciała zniknęły. Zamieniły się w taką samą mgłę jaką było uosobienie strachu, a potem wsiąknęły w swojego (jak zgaduje) twórce.

- Nie boję się ciebie!- krzyknęłam, wstając i prostując się by pokazać że się go nie lękam, choć prawda była ździebko inna. Straszydło zaśmiało się tylko z dezaprobatą. Poczułam nieprzyjemne ciarki na swoim ciele. Postać w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu.

- Rozalia? Co ty tutaj robisz?- usłyszałam za sobą swojego ukochanego. Z powrotem byłam na pokładzie wędrowca do świtu. Ręce mi się trzęsły, a oddech był nie równomierny. Całe szczęście był tutaj Kaspian, bo czułam że sama nie poradziłabym sobie z tym koszmarem. Szybko odwróciłam się i podbiegłam do niego, rzucając mu się w ramiona. Uścisk nie został jednak oddany. Popatrzyłam mu w oczy, ale ujrzałam w nich tylko pogardę. Kaspian odepchnął mnie od siebie tak że upadłam na ziemie. Nie rozumiałam jego zachowania.

- Myślisz że cokolwiek dla mnie znaczysz?- zapytał z irytacją i gniewem w głosie.- To się myliłaś. Jesteś nikim! Czy ty naprawdę uważałaś że taki ktoś jak ja zakochałby się w tobie?

Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Po prostu skuliłam się na ziemi i z zamkniętymi oczami słuchałam jak się ze mnie naśmiewa. Czy tak myślałam? Tak, miałam taką nadzieje. Czułam się jak ostatni śmieć. Nic nie warta. Wtem wszystko ustało. Otworzyłam lekko oczy i spostrzegłam że znów jestem w pustce. Tym razem jednak, jest ze mną potężny lew. Mimo że jest wielki i wzbudza szacunek, nie bałam się go. Czułam że mogę mu zaufać.

- Witaj Rozalio.- jego ton był iście majestatyczny, ale pełen ciepła oraz wyrozumiałości. Czułam się przy nim bezpiecznie.

- Witaj.- powiedziałam cicho, jakby sparaliżowana przez jego królewskość.

- Nie obawiaj się mnie. Nic ci nie zrobię. Podejdź do mnie.- zrobiłam dokładnie to o co zostałam przez niego poproszona. Z bliska wydawał się jeszcze groźniejszy, lecz jego oczy temu zaprzeczały. Wszystko mi się nagle rozjaśniło i już wiedziałam z kim mam zaszczyt właśnie rozmawiać.

- Ty jesteś Aslan, prawda?- w odpowiedzi dostałam lekkie kiwnięcie głową.- Gdzie my jesteśmy?

- Jesteśmy w twoim koszmarze, ale nic ci już nie grozi.- biło od niego ciepłem, a jego słowa pozytywnie wpływały na moje samopoczucie.- Masz bardzo małą wiarę w swoją wartość. Jesteś dobrą, odważną i prawą dziewczyną. Nigdy w to nie wątp Rozalio. Jeszcze się spotkamy, a teraz wracaj do swojego świata.

Aslan wydał z siebie ryk, po czym wszystko zaczęło się zamazywać. Stałam się odrętwiała i przymknęłam na chwilę oczy. Gdy z powrotem je otworzyłam, leżałam na łóżku w swojej kajucie. Zaraz po tym gdy przebudziłam się z koszmaru przyszedł do mnie Eustachy, mówiąc że dopływamy do kolejnej wyspy. Miałam złe przeczucia.

- Rozdzielamy się i szukamy mieczy lordów.- zarządził Kapitan po przypłynięciu na wyspę. Ja trzymałam się blisko szatyna, tak jak prosił mnie wcześniej. Chodząc napotykaliśmy na swojej drodze wiele złotych przedmiotów. Myślami byłam jednak przy swoim koszmarze i magicznym lwie, który mnie z niego zabrał. Tak się zamyśliłam że aż nie zauważyłam jeziora przed sobą i prawie do niego wpadłam. Na szczęście w porę złapał mnie Edmund, po czym nakrzyczał że muszę bardziej uważać i gdyby nie on byłaby figurką ze złota. Więc to przez tą wodę jest tutaj tyle kosztowności. Poza złotem udało nam się znaleźć także dwa miecze. W pewnym momencie mój kuzyna zaczął dziwnie się zachowywać. Rozpętała się wielka kłótnia pomiędzy dwoma królami, która potem przerodziła się w bójkę. Razem z Łucją próbowałyśmy ich rozdzielić, ale to nie było takie proste. W końcu jednak dałyśmy radę odciągnąć ich od siebie.

- Wracajmy już. To złoto dziwnie wpływa na ludzi.- zarządziła młoda Pevensie, a my zgodnie ruszyliśmy za nią w stronę reszty załogi. Niestety pośród Narnijczyków nie spostrzegłam swojego brata. Wystraszyłam się że coś mu się stało albo gdzieś się zagubił lub co gorsza wpadł do zaczarowanej wody.

- Kaspian, gdzie jest Eustachy?- zwróciłam się do przyjaciela, na co ten rozejrzał się po wszystkich.

- Wracajcie na statek. My go poszukamy.- zarządził król, a wszyscy spełnili jego polecenie. Na wyspie zostałam tylko ja i dwóch władców Narnii. Chodziliśmy po całej wyspie, nawołując mojego brata. Nigdzie nie mogliśmy go znaleźć, co wprowadzało mnie w jeszcze większy niepokój.

- Tutaj!- usłyszałam krzyk Edmunda za jedną z górek. Jak najszybciej potrafiłam pobiegłam w jego stronę, jednak to co zobaczyłam na miejscu złamało mi doszczętnie serce. Na ziemi pośród złota leżały porozrzucane i rozszarpane ubrania. Byłam w tak wielkim szoku że nie leciały mi łzy. W osłupieniu podchodziłam do skrawków materiału, przy których padłam na kolana i wybuchnęłam gromkim płaczem. Przycisnęłam do swojej klatki piersiowej pozostałości po blondynie i błagałam Pana w niebiosach by to wszystko było kolejnym koszmarem. Poczułam oplatające mnie od tyłu silne ramiona. Kapitan statku trzymał mnie w szczelnym uścisku, który natychmiast oddałam. Łkałam w jego koszulę, nie mogąc opanować się po stracie ukochanego brata. Po chwili wracaliśmy na miejsce spotkania z załogą. Kaspian całą drogę mnie podtrzymywał, bo coś czuje że o własnych siłach nie dałabym rady iść. Wciąż nie docierało do mnie to co się stało. Jak ja niby to wytłumaczę rodzicom?

----------------

Czemu ja daje tutaj te denne cytaty? Może będę wstawiać rozdziały w jakiś wybrany dzień tygodnia? Czemu pingwiny nie potrafią latać??? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.

PS.

Chyba piszę coraz gorsze rozdziały. Ale i tak będę wstawiać swojego ff, bo why not?

Cytat dnia:

Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę, musisz być w ciągłym ruchu.

~Albert Einstein

NarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz