Kaspian X żeglarz

1.8K 56 19
                                    

- Więc, szukamy jakiś zaginionych lordów?- dziewczyna pokiwała głową co oznaczało że się ze mną zgadza, dlatego kontynuowałam- I mamy znaleźć ich miecze?- ten sam ruch głową- Ale dlaczego?

Łucja chyba straciła do mnie cierpliwość, bo po prostu wstała i odeszła w stronę jakiegoś stworzenia, wdając się z nim w rozmowę. Prychnęłam rozbawiona i podeszłam do końca statku. Oparłam swoje przedramiona o drewnianą poręcz i zaczęłam przyglądać się błękitnym falom. Przymknęłam lekko oczy zatracając się zupełnie w swoich myślach. Nie wiem ile tak stałam, ale wiem że zostało mi to bardzo brutalnie przerwane.

- Cześć.- usłyszałam męski głos za sobą. Jak poparzona oderwałam się od barierki i odwróciłam się do osoby odpowiedzialnej za mój zawał serca, którą okazał się Kaspian.

- Cześć.- odpowiedziałam cicho starając się opanować szybkie bicie serca.

- Jak ci się podoba w Narnii? A raczej, jej morze.- zapytał z przyjaznym uśmiechem, który odwzajemniłam.

- Jest cudownie, tak magicznie. Zupełnie inaczej niż w Anglii.  Zazdroszczę ci że wychowywałeś się w takim wspaniałym miejscu.- rozmarzona z powrotem spojrzałam na falującą wodę.

- Jeszcze nie wiedziałaś niczego na lądzie! Wiesz ile jest pięknych lasów, polan, ogrodów i wsi w moim królestwie?- król roześmiał się razem ze mną.

- Nie miałam okazji się przekonać, ale mam nadzieję że to się zmieni.- odparłam rozbawiona, odwracając się w jego stronę porzucając przy tym mój najnowszy obiekt uwielbienia.

- Na razie to zwiedzimy inne wyspy, które mam nadzieje też są ładne.- rozmowa dalej się toczyła, a tematów wcale nie brakowało. Ja opowiadałam jak to jest w moich stronach, a on opowiedział mi o tym co stało się dwa lata temu i o wiele więcej.

- Lubisz podróżować, prawda?- zapytałam w pewnym momencie.

- Oczywiście że lubię. Nie bez powodu nazywają mnie król Kaspian X żeglarz!- powiedział z dumą, ale też z rozbawieniem, na co dostałam nagłego napadu śmiechu. W sumie nie mam pojęcia dlaczego, jednak w jego wypowiedzi i sposobie mówienia było coś co nie pozwoliło mi się nie roześmiać.

- Więc mam do ciebie mówić od teraz o wielki królu Kaspianie X żeglarzu?- śmiałam się dalej, a on z powagą wymalowaną na twarzy zwrócił się do mnie.

- Na statku wystarczy tylko Panie kapitanie.

- Panie kapitanie!- usłyszeliśmy krzyk jakiegoś marynarza.

- No idź, Panie kapitanie.- powiedziałam próbując opanować śmiech. Szatyn posłał mi ostatni rozbawiony uśmiech i ruszył do człowieka, który go wołał. Znów powróciłam do wpatrywania się w morze. Tym razem przerwała mi moja roześmiana kuzyneczka.

- Czy on nie jest przystojny?- zadała mi pytanie, sugestywnie poruszając przy tym brwiami.

- Łucja, co ty sobie znowu wymyśliłaś?- byłam przekonana że już wymyśliła sobie że jesteśmy razem i inne scenki niczym w jakiejś komedii romantycznej.

- Macie się ku sobie.- stwierdziła. A nie mówiłam? Za dużo się naczytała tych romansideł i takie są tego efekty. Popatrzyłam na nią z udawanym politowaniem, jednak postanowiłam się z nią chwile podroczyć.

- Tak i to zdecydowanie. On jest taki mądry i przystojny i w ogóle. Chyba się w nim zakochałam.- mówiłam ironicznie z przesłodzonym głosem, po czym zaśmiałam się krótko i powiedziałam z przyjaznym uśmiechem.- Łucja, nie można stwierdzić że się kogoś kocha po jednej rozmowie. Możesz powiedzieć że jesteś zauroczona, ale nie zakochana.

- A czym to się różni?- zapytała z ciekawością i pewnego rodzaju ironią.

- Zauroczenie jest czymś w rodzaju fascynacji. Jest niepewna i to ona jest początkiem miłości, jednak często po prostu gaśnie z upływem czasu. Miłość jest za to pewnym, silnym i wspaniałym uczuciem. To ona daje ludziom największą siłę. Nie pieniądze lub sława, a świadomość że czeka na ciebie osoba, która daje ci szczęście samą obecnością. Tak przynajmniej mi się wydaje. A jak ty myślisz?

- Myślę że dopływamy do wyspy i musimy się udać w stronę łodzi.- przeszkodził jej wyraźnie zniecierpliwiony Edek. Eh, ci faceci, zupełnie nie znają się na uczuciach i nie potrafią o nich rozmawiać. Trudno, trzeba przywyknąć do tej myśli.

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.- szepnęła do mnie kiedy szłyśmy za jej bratem. Ja tylko przewróciłam oczami nie widząc powodu do ciągnięcia tego tematu. Wszystko co miało być wyjaśnione, zostało wyjaśnione.

Siedząc w łodzi czułam jakąś dziwną adrenalinę, prawdopodobnie spowodowaną nowym doświadczeniem i przygodą jaka mnie zapewne czeka. Czułam wielką euforię, ale jednocześnie czułam strach przed czymś czego nie znam, a w Narnii nie znam prawie wszystkiego. W dodatku co jeżeli jest tam coś lub ktoś niebezpiecznego i będzie chciał zrobić nam krzywdę? Z tego powodu będę trzymać się blisko Edmunda albo Kaspiana, jednocześnie nie spuszczając z oczu Eustachego. To że mnie denerwuje nie znaczy że nie martwię się o niego. Wiem że sam się nie obroni, a ja jako jego starsza siostra mam za zadanie go chronić i wspierać, nie ważne co by się działo. Gdy wybiegliśmy na brzeg szybko zorientowaliśmy się że coś jest nie tak. Miasto wyglądało na zupełnie opustoszałe. Kaspian kazał załodze zostać i wyrazie gdybyśmy nie wrócili do rana, zacząć nas szukać. Gdy doszliśmy już do pierwszych budynków, zaczęliśmy je sprawdzać w poszukiwaniu jakiś ludzi.

- Tutaj nic!- krzyknęłam sprawdzając kolejny z kolei dom. Odpowiedzi pozostałych były niestety bardzo podobne do mojej.

- Chodźmy jeszcze tam.- powiedział Pan kapitan, a ja przybliżyłam się do niego bojąc się zostać sama. Gdy mieliśmy już wchodzić nagle usłyszeliśmy Insekta, którego nazywamy moim bratem.

- Chwila, a ja? Nie zostawiajcie mnie!- staliśmy przez chwilę, aż Edmund nie podał mu sztyletu.

- Słusznie. Będę pilnował tyłów. O nic nie musicie się martwić.- Nie zwracając na niego dłużej uwagi weszliśmy do środka. Edmund włączył latarkę dając nam trochę światła. Razem rozglądaliśmy się lecz znaleźliśmy tylko jakąś księgę.

- Ciekawe co to za ludzie?- zastanawiała się najmłodsza z nas.

- Łowcy niewolników.- szepnął przerażony Kaspian, po czym nagle pojawili się uzbrojeni mężczyźni. Kaspian i Edmund wyjęli swoje mecze gotowi do walki z wrogiem. Osłaniali mnie i Łucje, która miła przy sobie tylko sztylet. Ja za to nie miałam nic i przeklinając swoją głupotę, modliłam się  by wszystko skończyło się dobrze. W trakcie walki zdobyłam jakimś cudem mały sztylecik. Nagle rozległ się piskliwy krzyk, który z trwogą stwierdziłam że należy do mojego brata.

- Podajcie się albo ta baba znów zacznie piszczeć.- rzekł mężczyzna trzymający nóż przy szyi blondyna. Bez chwili zastanowienia opuściłam swoją  broń, martwiąc się że jeżeli tego nie zrobię Eustachy zginie. Reszta uczyniła podobnie jednak znacznie później niż ja. Za moje ramiona złapał jeden z łowców skutecznie mnie unieruchamiając. Byłam zbyt sparaliżowana strachem żeby walczyć, zwyczajnie się poddałam.

- Dziewczynki na targ, a chłopcy do lochów.- zaśmiał się najwyraźniej ich szef oglądając moją twarz, j abym była rzeczą. Łucja zaczęła krzyczeć i płakać. Edmund także krzyczał. Kaspian próbował się wyrwać i ze złością w głosie wrzeszczał. Eustachego już nie było w zasięgu mojego wzroku. Ktoś krzyczał moje imię, ale ja nie mogłam dopasować głosu do żadnej znanej mi osoby. Dopiero spostrzegłam ze po moich policzkach spływają łzy, a całe moje ciało drży ze strachu. Znów zaczęły docierać do mnie dźwięki i obrazy, jednak siedziałam już pod jakąś ścianą, ze związanymi rękami i okropnym przerażeniem w sercu.

-------------------------------------

Jeśli robię jakieś błędy to proszę napisz mi w komentarzu.

Cytat dnia!

Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.

~Mark Twain

NarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz