Byliśmy już na miejscu, gdy nagle jakby znikąd pojawił się ogromny smok. Wielkie stworzenie zatoczyło kółko w powietrzu i zniżyło swój lot prosto na nas. Nie zorientowałam się kiedy potwór podleciał do mnie i złapał za moje ramiona. Krzyknęłam z przerażenia w momencie poderwania się do lotu. Raczej głupim pomysłem byłoby teraz wyrwanie się, bo oznaczałoby to bliskie spotkanie z twardą ziemią, więc starałam się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Lecieliśmy chwilę, a z tej wysokości zauważyłam Wędrowca do świtu, na który panował nie mały zamęt. Co tam się stało? Nie dane mi było długo im się przyglądać bo zaraz znaleźliśmy się za jedną z górek. Gdy spojrzałam w dół ukazał mi się wielki napis zrobiony z ognia ,,Jestem Eustachy".
- Eustachy?- zapytałam unosząc głowę do góry. Stworzenie spojrzało na mnie tylko swoimi wielkimi oczami. Oczami mojego brata.- Jaja sobie ze mnie robisz. Rodzice się nie ucieszą.
Po chwili odstawił mnie tam skąd mnie zabrał. Podbiegli do mnie moi przestraszeni przyjaciele. Kaptan przytulił mnie do siebie, zasłaniając przed ewentualnym atakiem i mierząc do mojego brata z broni. Smok wylądował niedaleko nas i przysiadł sobie. Złapałam Kaspiana za rękę, w której trzymał miecz i wyjaśniłam że to nie potwór, tylko Eustachy. Podeszliśmy wszyscy bliżej niego. Chłopak desperacko próbował ściągnąć ze swojej łapy jakąś bransoletę, więc mu z nią pomogłam. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moją twarzy. Cała uradowana faktem że blondyn jednak żyje, rzuciłam się mu na szyję.
- Połaszczył się na złoto.- mruknął Edmund, przyglądając się temu co ma na łapie.
- Każdy wie że smocze skarby są zaczarowane.- powiedział nasz kapitan, ale widząc mój wzrok dodał- Przynajmniej każdy stąd.
- Czy można mu jakoś pomóc?- zapytałam z nadzieją, patrząc na króla.
- Obawiam się że nie.- właśnie takiej odpowiedzi się obawiałam. Spojrzałam ze smutkiem na swojego brata i posłałam mu pocieszający uśmiech.
- Wracajcie na pokład, a my spróbujemy coś wymyślić.- zwrócił się do swojej załogi, która po "ataku" smoka na statek przypłynęli by nam pomóc.
- Ależ Panie, nie macie prowiantu, a noce bywają tutaj bardzo zimne.- rzekł ojciec Gael. W odpowiedzi dostał zionięcie ogniem przez naszego zaczarowanego towarzysza. Na twarzach wszystkich zgromadzonych pojawił się uśmiech, spowodowany tym zdarzeniem.
- Chyba sobie poradzimy.- zaśmiał się władca, a załodze nie było trzeba więcej powtarzać.
Teraz leżymy na zimnej ziemi i patrzymy w gwiazdy. Przynajmniej tak robię ja, Edek i Kaspian. Ryczypisk, który postanowił nam towarzyszyć, opowiada teraz Eustachemu o jego niezwykłych historiach, a Łucja już dawno zasnęła. Chłopcy rozmawiają ze sobą, a ja jestem zajęta próbowaniem ogrzania swojego ciała.
- Nigdy nie widziałem tych konstelacji.- mruknął pod nosem Edmund. Zaśmiałam się pod nosem. Przecież ja jestem pierwszy raz w Narnii, a on był tutaj kilka lat.
- Ja też nie.- odezwał się kolejny. Ten to spędził całe swoje życie w tej wspaniałej krainie. Ale musiałam im przyznać że gwiazdy faktycznie były ładne. Przysunęłam się bliżej chłopaków, bo noce tutaj nie były chłodne, tylko cholernie zimne. Czułam że zaraz zamarznę. No może trochę przesadzam, ale ja jestem strasznym zmarzlakiem i potrzebuje dużo ciepła! Szatyn widząc to że bezskutecznie próbuje się ogrzać roześmiał się i przybliżył oplatając mnie ramieniem. Na mojej twarzy widniał teraz pewnie wielki rumieniec, spowodowany zaistniałą sytuacją. Prawda była taka że teraz jest mi gorąco, ale ani mi się śniło zmienić pozycję. Chłopcy kontynuowali rozmowę, a ja poczułam ogromne zmęczenie i poszłam spać.
Gdy zaczęło już świtać powróciliśmy z powrotem na statek. uznaliśmy że Eustachy nie ma innego wyboru i musi lecieć za nami. Mieliśmy małe problemy z płynięciem w dalszą drogę z gwiazdą, o której Kaspian zapomniał mi wspomnieć wcześniej. Owa gwiazda prowadzi nas do stołu Aslana. Kryzys z matką naturą na szczęście został rozwiązał mój kochany braciszek, który ciągnął nas w odpowiednią stronę. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, skierowałam się do pokoju z mapami. W pomieszczeniu znajdował się tylko pan kapitan. Był tak zajęty szukaniem czegoś w papierach że nie zauważył kiedy weszłam do środka. Skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się o framugę drzwi.
- Szczęścia szukasz?- odezwałam się, a on z przyzwyczajenia wyjął miecz i skierował go w moim kierunku. Ja tylko zaśmiałam się z jego zaskoczonego wyrazu twarzy i dodałam.- Tam go nie znajdziesz.
- Nie spodziewałem się ciebie.- odezwał się chowając broń z powrotem do pochwy. Podeszłam do niego śmiejąc się pod nosem. Usiadłam na biurku i przyglądałam się młodemu władcy. Wzięłam głęboki oddech przypominając sobie gdzie zmierzamy tą podróżą. Odwróciłam wzrok od szatyna.
- Boisz się tego co tam będzie?- zapytałam nie patrząc mu w oczy. Ja się bałam.
- Tak, ale cokolwiek to jest. My to pokonamy.- posłał mi pokrzepiający uśmiech i złapał za dłoń w geście dodania otuchy. Spojrzałam w jego piękne, brązowe oczy i odwzajemniłam uśmiech. Jaka ja jestem dziecinna. Pojawia się pierwszy, lepszy, przystojny chłopak, a ja już jestem w nim zakochana. Może to głupie, ale miłość nie wybiera.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?- zapytałam przerywając krótką cisze, która zapanowała między nami. Nie wierze że akurat o to musiałam zapytać!
- Ty coś sugerujesz czy to luźne pytanie.- na jego usta wskoczył figlarny uśmiech, przez co stałam się cała czerwona na twarzy. Zaśmiałam się nerwowo i próbując uniknąć jego wzroku próbowałam się wytłumaczyć. Chłopak widząc moje zmieszanie podszedł powoli do mnie, po czym chwycił moją twarz w swoje dłonie, tak że musiałam na niego spojrzeć. Zupełnie straciłam panowanie nad ciałem. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Czułam jego oddech na swoich ustach. W pewnym momencie nasze wargi zetknęły się ze sobą. Pocałunek nie był bardzo długi, ale za to namiętny i oddawał wszystkie uczucia, które powinien. Gdy się od siebie oderwaliśmy patrzyliśmy z uśmiechem w swoje oczy. Niestety Kaspian został zawołany przez jednego z marynarzy.
- Nie wiem jak ty, ale ja wierze.- szepnął i wyszedł do załogi, pozostawiając mnie zupełnie samą. Byłam tak szczęśliwa, że zaczęłam piszczeć i skakać. Zachowywałam się w tamtej chwili jak napalona dwunastolatka, ale nie żałuje niczego co się stało. Nie ukrywam że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Cały czas szczerząc się jak głupia do samej siebie, ruszyłam by o wszystkim opowiedzieć Łucji. Po drodze napotkałam jeszcze zdziwionego moim zachowaniem Edka, jednak zmierzwiłam mu tylko włosy i szłam dalej. Zanim jednak zdążyłam dotrzeć do swojej kuzynki dopłynęliśmy do ostatniej wyspy. Tam gdzie znajduje się stół Aslana. Czy to oznacza koniec naszej podróży? Coś w to wątpię...
------------------
Mam pomysł! Będę wstawiać rozdziały w każdą środę (przynajmniej mam taką nadzieję). BTW wolicie sad end czy happy end?
Cytat!
Życie jest chorobą. Jedyną różnicą pomiędzy ludźmi jest stadium choroby, w jakim żyją.
~George Bernard Shaw

CZYTASZ
Narnia
FanficZamiast opisu dam cytaciki, ok? Ludzie są bezbronni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć ~John Irving Kiedy czyjeś szczęście, staje się twoim szczęściem, to jest to miłość. ~Lana del Ray Życie to piękny teatr, niestety repertuar marny. ~O...