9

1K 128 20
                                    

*NIE SPRAWDZANY*

Może uznacie to za głupie ale Levi nie odezwał się potem ani słowem do Erena. Siedząc na trybunach najdalej jak się dało, nagrał trochę treningu, by mieć choć trochę materiału. Przecież nie mógł zaprzepaścić szansy dostania się na wymarzoną uczelnię. Cały czas rozmyślał nad sytuacją z korytarza. Wciąż był trochę niespokojny, chociażby dlatego, że po treningu miał z nim wracać.

Nie wziął sobie jego „ostrzeżeń" na poważnie i skończyło się na nieprzyjemnej „konwersacji" (jeśli tak można było ją nazwać), na którą potrafił odpowiedzieć tylko niemrawym „tak". Oczywiście jeśli do wymiany zdań można zaliczyć mrożący krew w żyłach głos, zabijające spojrzenie, a na koniec pobłażliwy uśmiech, który mimowolnie przekazał mu aż nadto informacji. Czuł się debilem ale nie mógł na chwilę obecną nic z tym zrobić. Może spowodowane było to tym, że prawie nigdy nie spotykały go konsekwencje, więc nie wiedział jak teraz się zachować. Na palcach jednej ręki mógł wyliczyć ile razy zaliczył wtopę, której ktoś był świadkiem. Było to zawsze jakieś małe przewinienie ale takie rzeczy zdarzały się u niego tak rzadko, że pamiętał każde z nich.

Na przykład kiedy jeszcze mieszkali w Los Angeles razem z mamą. Raz próbował ukraść lizaka ale zauważył na sobie przenikliwy wzrok sprzedawcy. Mimo pokusy, by zabrać tego pieprzonego szczęko łamacza, to odłożył go cały zestresowany i biegnąc, do jeszcze wtedy żyjącej matki, rozpłakał się.

Miał może z sześć lat, ale to, że już nigdy więcej nie poszedł do owego sklepu, zapadło mu w pamięci. Może gdyby nie był tak ślepy to zauważyłby, że lizaki były darmowe z powodu zbliżających się Walentynek, a sprzedawca jedynie się do niego uśmiechał. Z resztą kogo obchodzą w tym momencie lizaki.

Czarnowłosy siedział na plastikowym krześle z twarzą schowaną w dłoniach. Czerwienił się wstydu, gdy przypomniał sobie jak blisko niego był ten pustak. No może przesadzał ale szczęka od mocnego uścisku dalej mu dziwnie mrowiła. Starał się ją rozruszać ale mało to dało.

Oglądał ukradkiem cały trening i musiał przyznać, że było to nudne. Dokładnie tak jak sobie wyobrażał, ćwiczenia, jakieś bezcelowe taktyki, i ciągłe meczyki. Czy nie łatwiej było po prostu pobiec i strzelić? Nie ogarniał. Przecież jak szybko pobiegniesz to cię nikt nie dogoni. A tu takie zdziwko, bo jeden wpadał na drugiego.

Czuł coraz większe zażenowanie, ponieważ chodził do szkoły w której reprezentacją byli Tytani. Zważając na to jak grają w tym momencie Zwiadowcy, tylko pokazywało jeszcze niższy poziom u nas. Równało się to też z tym, że reputacja naszej szkoły była o wiele słabsza, bo przecież prawie z nimi nie wygrywali.

Brunet w prawej ręce trzymał kamerę, lewą podpierał się o kolano. Nudziło mu się. Nie wziął żadnej książki, a raczej nie miał zamiaru pokazywać z nudów jego umiejętności akrobatycznych. Może to trochę dziwne ale trenował zawzięcie akrobatykę. Jego matka uczyła baletu i akrobatyki w pewnej szkole tańca i gdy nie miała go z kim zostawić, często zabierała go na zajęcia ze sobą.

Sam brunet w wieku jedenastu lat uważał, że taniec to hańba (tym bardziej balet), głównie patrzył wtedy na ubiór, ponieważ wydawało mu się, że to tylko skakanie w gorsetach z falbanką. Zmienił zdanie, kiedy poszedł obejrzeć pierwsze zajęcia akrobatyki. Może to, że zobaczył tam tez innych chłopaków go jakoś przekonało, że to wcale nie jest tylko dla dziewczyn i on może równie dobrze się bawić.

Kiedy przeprowadził się do Nowego Yorku gdzie mieszkał Kenny i powiedział mu o tym, to ten go wyśmiał i przedrzeźniał przez dobre dwa lata „baletnicą" ale zawzięcie to ignorował. Często by go zdenerwować stawał w przejściu do salonu podnosząc jedną nogę do szpagatu i opierając ją na równoległej framudze tak, aby nie dało się przejść. 

Project Handsome [ERERI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz