-Masz szczęście, że mam do ciebie słabość mała.- pod nosem powiedział Mike tak jakby tylko on miał to słyszeć.
Czy on właśnie powiedział, że ma do mnie słabość? Czy on się dobrze czuje? Zresztą nie ważne, muszę rozkoszować się makiem którego mi postawił.
Nie krępuje się jeść przy facetach, tak jak te nie które "księżniczki" które każdy kęs muszą wycierać chusteczką. Może dlatego, że całe życie spędziłam z facetami, wychowałam się tak więc dla mnie nie są oni jakimiś Bogami dla których trzeba wszystko robić jak najlepiej. Wolę zachowywać się swobodnie rozkoszując się przy tym pysznym jedzeniem mmm...Moje jedzeniowe przemyślenia przerwał mi chłopak który wskoczył nam do samochodu...
-Myślicie, że jeżeli bym kupił kilka burgerow dla chłopaków z domu to uniknął bym swojego dyżuru gotowania? - chłopak mocno przyglądał się swojemu burgerowi z poważna mina.
Do jakiego domu? Czy on mieszka w domu dziecka? Nie możliwe przecież chodzi do mojej szkoly na rozszerzenie językowe takie jak mój brat to znaczy że jest straszy więc na pewno pełnoletni...
-Mark... Proszę cię, zacznij myśleć... Przecież facet nie naje się jednym burgerem żeby wszystkich nakarmić musiałbyś kupić tonę tego, a na to cie nie stać.. - Przerwał mu Mike.
-Ale ja... - w tym momencie do Mika zadzwonił telefon, po głosie poznałam mojego brata, mówił coś nerwowo, jakby krzyczał ale starał się opanowywać. Głos był zbyt cicho więc nie mogłam zrozumieć o czym mówią.
-Stary, zamknij się już i po prostu poczekaj zaraz będziemy. Daj nam 15minut. - odpowiedział mu Mike.
-Gdzie jedziemy? Co się dzieje? - zapytałam zaniepokojona.
-Nie martw się mała, wszystko jest dobrze.
Mike
Jak ja nie nawidze jej kłamać. Mamy poważny problem, sami nie dadzą sobie rady a jeden z nas musi zostać z Kim. Może Mark, nie on nie, jest zbyt roztrzepany mógłby coś przeoczyć i małej stałaby się krzywda.
Widzę od dłuższego momentu jak Kim przygląda mi się, a ja nie mogę nic powiedzieć, dla jej bezpieczeństwa ale znając życie zaraz będzie milion pytań i foch, że nic nie wie... I tak Mark za dużo trzepał językiem i wyklepał się o domu...
Moje myśli znów przerwała ta słodka paplanina Kim.
-Powiesz mi co było tak strasznie ważnego, że nie dane było mi dokończyć mojego obiadu? - wlepiala we mnie te śliczne oczy i oczekiwała na odpowiedź. Ile taka mała dziewczyna może zjeść? Waży może z 50kilo, a je za wielkiego faceta.
-O właśnie! I mnie mojego obiadu?- wtrącił się Mark.
-interesy.
Kim
Odpuściłam bo i tak nic nie wyciągnełabym z niego. Chwilę później byłyśmy już w domu Arron chodził w te i spowrotem, a gdy nas zobaczył wyglądał jakby kamień spadł mu z serca.
-No w końcu! Gdzie wyście tak długo byli? Mamy misję Mike, Carl zbierajcie się. Mark zostaniesz z Kim.
-Jak do kurwa Mark?! On jest nie odpowiedzialny i może stać się jej krzywda!-wrzasnal Mike.
-wiem, że chciałbyś z nią zostać ale ty jesteś potrzebny teraz bardziej mi. Mark zostajesz. - powiedział stanowczo mój brat.
-Się wie szefie.-Mark udając, że nic się nie dzieje rozsiadł się na kanapie, włączył telewizor i zaczął zajadać chipsami które leżały na stole już kilka dni.
Skrzywiłam się oraz podeszłam do mojego brata ubierajacego buty.- co się dzieje znów? Ktoś kogoś zabija czy jak? - brat spojrzał na mnie z pożałowaniem i ucałował w czoło.-można tak powiedzieć ale nic się nie martw siostra, jesteś w dobrych rękach z Markiem nic ci się nie stanie a my nie długo wrócimy, kocham cię siostra. - nie zdążyłam nawet odpowiedzieć a drzwi za chłopakami zamknęły się. Nie rozumiałam tego, że Mike nie chciał się zgodzić bym została z Markiem. Z tego co widać to dobry chłopak, jest bardzo miły, zabawny, a z tego co już wywnioskowałam jest w gangu. Może wyciągnę coś od niego na temat tego "domu" skoro już jesteśmy sami.
Aaron
-Co ty odwalasz idioto? Nie wiesz, że w takich sytuacjach musimy być razem? Chyba odebrało ci rozum na punkcie mojej siostry. Jesteśmy współpracownikami ale czasem czuje się jakbym decyzję musiał podejmować za ciebie. Ochłoń. I pamiętaj, że jak tkniesz moja siostre nie będę patrzył na nic a twoje łapy włoże ci w dupe. - nie w moim stylu prawić morały, a tym bardziej Mikowi ale jeśli tyczy się to mojej siostry
to tylko ja będę podejmował decyzję związane z nią i jej ochrona.Mike wkurwiony cała droge nie odzywał się do mnie.
Kim
-Więc Mark... Co u ciebie? - wypaliłam.
-A wszystko spoko. - chłopak nie rwał się do rozmowy. Patrzył nadal w telewizor.
-Nie przeszkadza ci to?
-Ale co? - tym razem spojrzał na mnie.
-No, że Mike tak cię potraktował... Że stwierdził, że nie jesteś na tyle dobry by móc dostać takie zadanie... - kreciłam jak tylko się da by rozkręcić temat.
-Spoko muszę się słuchać, oni tu rządzą i ja nie mam nic do gadania, a i tak wielkim przywilejem jest opieka nad siostra Aarona, jesteś dla niego jak skarb. Zresztą misja z nim to dla mnie też byłby ogromny przywilej. Więc bez różnicy mi to. - mówił i zarł i oglądał, no ludzie...
Skarbem?
-Aaron tak o mnie mówił? - zapytałam lekko szokowana.
-Tak wszyscy w domu wiedzą doskonale, że dla niego jesteś priorytetem, bo jedyna młodsza i do tego taka śliczna siostra jest jego oczkiem w głowie.
Po tych słowach zrobiło mi się strasznie miło, czyli dla brata jestem po prostu wszystkim... Nadal męczyła mnie sprawa domu i jacy wszyscy? Czyżby chodziło o chłopaków z mojego domu? Ale w maku wspominał o jakichś innych? A więc kim oni są?
-Wszyscy ? Kogo masz na myśli mówiąc wszyscy? - zapytałam.
-No chłopaki z domu.
-o co chodzi z tym domem?
-z ulicy każdego tam przygarną, pierw mistrz przygarnął Aarona, Mika, Carla i innych potem oni nas i tak w kółko. Nauczyli nas jak żyć, bić się i być w gangu, za to mam gdzie mieszkać, co jeść to po prostu nasz dom. - nadal nie rozumiem...
-ale jak to Aaron był bezdomny? - zaczyna do mnie docierać o co w tym chodzi... Chłopak nagle przestał przeżuwać i spojrzał na mnie kamiennym wzrokiem.
-To ty nie wiedziałaś?
CZYTASZ
TE OCZY
Teen FictionMike, wybuchowy, nieprzewidywalny, agresywny, złośliwy, nieufny, wredny i długo by wymieniać. Problemy z prawem, alkohol, narkotyki, dziewczyny na jedną noc. Jego motto to "złego diabli nie bierze". Na pozór tacy ludzie się nie zmieniają. Nikt si...