7.

32 5 7
                                    




Kiedy w piątek z samego rana zjawiłam się w szkole, jedyną rzeczą, o której myślałam, było przeprowadzenie z dziewczynami poważnej rozmowy w toalecie. Napisałam im, że to strasznie pilna, niecierpiąca zwłoki sprawa, więc wszystkie zjawiły się w trybie natychmiastowym.

- Okej, Milena, powiedz nam wreszcie o co chodzi - rzuciła gorączkowo Marta, kiedy Sandra jako ostatnio znalazła się w toalecie i zamknęła za sobą drzwi.

- Chodzi o Artura - zaczęłam po chwili, sprawiając, że twarze dziewczyn wykrzywiły bardzo dziwne grymasy.

- O mój Boże! Zaprosił cię gdzieś? - krzyknęła głośno Sandra, aż echo poniosło się po całej, wyłożonej białymi kafelkami łazience.

- Pocałował cię?! - wtórowała jej Marta.

- Pojechaliście do niego do domu! - dorzuciła Eliza pewnym głosem, a pozostałe nadal atakowały mnie swoimi hipotezami.

- Chodziło mi raczej o to, że od wczorajszej podróży samochodem najsilniej jak mogę powstrzymuję się od tego, żeby zdjąć sobie buta i walnąć nim was wszystkie po kolei w łeb - przerwałam im wreszcie z poważną miną. Przyjaciółki równocześnie zamarły w bezruchu i wyglądały na o wiele bardziej skonfundowane niż wcześniej.

- Chyba nie zrozumiałam - odezwała się Marta po chwili ciszy, ze skupieniem wpatrując się w miny Elizy i Sandry.

- Co miało znaczyć to wczorajsze przesłuchanie?! - wybuchnęłam, wreszcie przechodząc do meritum tej całej szopki. Dziewczyny wydawały się odetchnąć z ulgą, lecz po chwili zaczęły ostro pracować nad dobrą, uspokajającą mnie wymówką.

- Milena, specjalnie dla ciebie sprawdziłyśmy teren - wytłumaczyła Sandra. W jej głosie usłyszałam nawet nutkę wyrzutu, że nie byłam wdzięczna za atakowanie Artura pytaniami z góry do dołu

- Dziewczyny, wytłumaczmy sobie jedno - przerwałam blondynce, zanim ona lub dwie pozostałe zdążyły cokolwiek dodać. - Ja i Artur tylko się kumplujemy. Zawiózł nas na mecz dlatego, że pomagam jego zespołowi. Tyle, zwykła koleżeńska przysługa - zaczęłam machać rękami na prawo i lewo.

- No dobra, ale... - wtrąciła się Eliza, chcąc dalej prowadzić tamtą bezsensowną konwersację, ale przerwała jej jakaś dziewczyna, która właśnie weszła do toalety.

- Koniec spotkania. Do zobaczenia na lunchu - stanowczo ucięłam i szybko wyszłam z łazienki, kierując się prosto na lekcję. Nie mogłam pozwolić sobie na osobistą rozmowę z Martą tak szybko po moim dramatycznym wyjściu.

Na jednej z przerw Artur zaczepił mnie i spytał, czy mogłabym pojechać z nim na próbę jego zespołu zaraz po szkole. Zgodziłam się, ponieważ i tak nie planowałam tego dnia szybkiego powrotu do domu. Moja mama wzięła wtedy dzień wolny od dyżuru i pewnie ugotowała jakąś okropność na obiad, żeby wynagrodzić swoim córkom zeszłotygodniową nieobecność.

Na lunchu tradycyjnie spotkałam się ze swoją grupą przyjaciół na stołówce. Wszyscy siedzieli już przy stoliku, głośno komentując minione zawody koszykówki. Bartek i Mateusz z każdym wypowiedzianym zdaniem coraz bardziej obrastali w piórka i za pomocą zamaszystych gestów odtwarzali swoje najlepsze akcje. Usiadłam koło Borysa, który ewidentnie nie interesował się rozmową. Nadal się złościł, ponieważ przez swoją kontuzję musiał zrezygnować ze wszystkich treningów do końca roku. Wraz z początkiem grudnia miał mieć ściągany gips, jednak to nadal nie oznaczało powrotu na boisko - czekała go jeszcze kilkutygodniowa rehabilitacja. Zauważyłam, że dziewczyny wyjątkowo się pilnowały, aby nic nie wspomnieć o sytuacji, która miała miejsce podczas naszego powrotu do domu. Miałam nadzieję, że wreszcie przestaną mnie nakręcać w związku z moją relacją z Arturem. Podobnie, jak Borys, nie odzywałam się przez prawie cały lunch, ze względu na to, że wszyscy byli skupieni na naszych gwiazdach koszykówki.

Siedmiu SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz