9.

25 3 2
                                    

Po raz kolejny spędzałam poniedziałkowy poranek na zimnej ławce, znajdującej się w malowniczym parku, który mijałyśmy po drodze do szkoły. Eliza stała kilkanaście centymetrów ode mnie, a w szczupłej, zmarzniętej dłoni trzymała tlącego się papierosa. Regularnie wypuszczała spomiędzy drżących warg kłęby dymu wymieszanego z parą wodną. Z moich ust również co jakiś czas wydobywała się biała chmura, której winowajcą nie był tytoń, a ujemna temperatura. W tym roku zima przyszła wyjątkowo szybko. Na ziemi leżały już zaspy śniegu, a temperatura w nocy spadała nawet do -10 stopni Celsjusza.

- Eliza, jeszcze moment i odmarzną mi nawet pośladki. Długo jeszcze? - zapytałam, dygocząc z zimna. Każdego zimowego poranka plułam sobie w brodę, że znowu stałam na mrozie, obserwując palącą przyjaciółkę, a nie przygotowywałam się do lekcji w ciepłej szkole.

- Jeszcze chwila, daj mi się nacieszyć wschodzącym słońcem - odpowiedziała brunetka, wypuszczając kolejny kłębek dymu. - Już kończę - dodała, strzepując z papierosa tlący się popiół, a złote promienie równomiernie oświetlały jej drobną twarz.

- Mogłam się cieplej ubrać - burknęłam, chowając nos w różowy, ciepły szalik. Wiedziałam, że wschód Słońca miała gdzieś, a narażała prawą dłoń na odmrożenia jedynie w celu zażycia porannej dawki nikotyny.

- Po ostatnim weekendzie wrzuciłam jesienną kurtkę na dno szafy i wyjęłam kożuszek - ożywiła się natychmiastowo, gestem dłoni wskazując na szarą, miękką kurtkę. - Nie mogę się doczekać świąt i Nowego Roku - ciągnęłą podekscytowana, z uśmiechem wstała z ławki i wrzuciła pozostałości papierosa do kosza. Wreszcie skierowałyśmy kroki w stronę szkoły. Idąc obok Elizy czułam, że w ostatni weekend sprawiliśmy jej dużą przyjemność, urządzając imprezę urodzinową. Z tego powodu rozpierała mnie duma, co jedynie potęgował jej szeroki uśmiech. Uznałam to za ogromny sukces personalny.

Dotarłyśmy do budynku zmarznięte do szpiku kości. Tak zawzięcie psioczyłyśmy na panującą na zewnątrz aurę, że omal nie przeoczyłyśmy nowego wystroju szkolnego holu. Na środku przestronnego korytarza pojawiła się ogromna, zielona, pachnąca, sięgająca aż do sufitu choinka. Na twarz Elizy wkradł się jeszcze szerszy uśmiech, a ja prawie pisnęłam z ekscytacji. Do świąt zostało jeszcze kilka tygodni, ale atmosfera grudniowego świętowania już unosiła się w powietrzu. Szkolna choinka była wielką, głośną tradycją. Każdego roku prawdziwe, okazałe drzewko pojawiało się w sercu budynku i zgodnie ze zwyczajem każdy uczeń mógł zawiesić na nim co tylko sobie zamarzył. Nasza mała społeczność podchodziła do akcji z dużym zapałem i z roku na rok choinki były coraz piękniej przystrojone. Oczywiście przygotowanie choinkowych dekoracji było niesamowicie ważne dla naszej skromnej paczki. Wszyscy opracowywaliśmy własne projekty na oryginalne ozdoby, po czym głosowaliśmy na ten, który najbardziej przypadł nam do gustu i razem realizowaliśmy czyjś pomysł. W zeszłym roku Borys wymyślił długi łańcuch z wacianych kulek. Zrobiliśmy to specjalnie dla Sandry, która miała niezwykle silną fobię przed dotykaniem czegokolwiek zrobionego z waty. Biedna dziewczyna, o mały włos nie zeszła na zawał, kiedy z dystansu obserwowała nasze przygotowania. Lęk przyjaciółki wydawał się dla nas wyjątkowo absurdalny, więc namówiliśmy Roberta, żeby pewnej nocy obrzucił swoją dziewczynę wacikami. Prawie doprowadziliśmy ją do rozpadu związku i zatrzymania akcji serca. Była przy tym kupa śmiechu, jednak od tego czasu staraliśmy się pamiętać o jej dziwactwach, a co trudniejsze, nie lekceważyć ich.

Drzewko znajdowało się w samiutkim centrum korytarza, dumnie rozpościerając swoje rozłożyste, zielone gałęzie, wyraźnie odznaczające się na tle szarych ścian. Nie mogłam się doczekać, aż kilkuset uczniów poczuje ducha świąt i umieści na choince własnoręcznie wykonane ozdoby. Każdy próbował powiesić swoje dzieło jak najwyżej, starając się dotrzeć do samego, smukłego czubka, jednak było to praktycznie niewykonalne. W zeszłym roku nie zauważyłam żadnej dekoracji wiszącej wyżej, niż na wysokości około trzech metrów. Ozdoby z reguły lądowały na samym dole.

Siedmiu SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz