14.

22 2 0
                                    

- Dzień dobry, moja przyjaciółeczko! - krzyknęła radośnie Eliza, widząc mnie przed drzwiami jej klatki schodowej. Tego ranka wyjątkowo wcześnie byłam gotowa i postanowiłam wpaść po nią przed rozpoczęciem zajęć. Grudzień przywitał nas wspaniałą pogodą. Mimo, że za oknem było ciemno zarówno kiedy wychodziłam do szkoły, jak i z niej wracałam, zima nadal była jednym z moich ulubionych okresów w roku. Przyprószone śniegiem drzewa były oblane mroźnymi promieniami słonecznymi, a na witrynach sklepowych na dobre zagościł świąteczny klimat. Nie tylko na nich - ja również, wraz z początkiem grudniowego odliczania zamieniłam się w żywą choinkę. Codziennie miałam na sobie inny sweter z podobiznami reniferów czy Mikołaja. Jedynie Eliza nigdy nie odczuwała ducha świąt i pomimo magii tego okresu, tradycyjnie nosiła na sobie wszystkie odcieni czerni. Spod połów jej odpiętej kurtki dostrzegłam czerwony sweterek, skąpo przyozdobiony błyszczącymi płatkami śniegu. Niesamowicie zdziwił mnie fakt, że tym razem kolor jej ubrań nie odzwierciedlał koloru jej duszy. Dziewczyna przywitała mnie mocnym uściskiem, a potem ruszyła przed siebie niemalże w podskokach.

- Halo, policja! Ktoś podmienił moją przyjaciółkę - rzuciłam energicznie, starając się dotrzymać jej kroku. - Dlaczego jesteś taka szczęśliwa? - dorzuciłam bez ogródek.

- A co, nie mogę? - oburzyła się brunetka, zamaszyście obracając się przez ramię.

- Ty? Osoba, która nienawidzi świąt? Zimy? Ludzi? Życia? Mam dalej wymieniać? - wyliczałam, kolejno rozkładając palce prawej ręki. Zmieszałam się, kiedy naliczyłam ich aż pięć, jednak zdążyłam szybko ukryć kciuka przed spostrzegawczym wzrokiem nastolatki.

- Po prostu mam dobry humor - odpowiedziała beztrosko, wzruszając ramionami.

- Twoi rodzice zniknęli? - niestrudzona pytałam dalej, ponieważ widok mojej przyjaciółki w takim stanie był naprawdę niecodzienny i wyjątkowo dziwny.

- Nie, ale mój brat przyjeżdża przed świętami - skwitowała, głośno wydychając powietrze, a na jej twarzy po raz pierwszy tego dnia dostrzegłam nutę niezadowolenia.

- Właśnie tego grymasu mi brakowało - głośno skwitowałam, uśmiechając się, a brunetka uderzyła mnie w ramię, z powrotem rozweselając się.

Spacer do szkoły był krótki i ku mojemu zdziwieniu, nie zawierał w sobie przerwy na papierosa. Kiedy doszłyśmy do szkoły uświadomiłyśmy sobie, że nie tylko my dałyśmy się ponieść świątecznej aurze. Małe grupki ludzi przed budynkiem jak zawsze zajmowały większą część parkingu, zagłuszając pracę silników samochodów swoim śmiechem. Weszłyśmy do środka i podczas ściągania kurtek zauważyłyśmy w oddali Bartka, który również wydawał się być cały w skowronkach.

- Witam, dziewczęta - rzucił radośnie, podchodząc do nas i obejmując Elizę ramieniem. - Co tam, Szulc, gotowa na sprawdzian z fizyki? - spytał, nad wyraz podekscytowany nadchodzącym testem.

- Mogę powiedzieć, że jestem - odpowiedziała, uśmiechając się i obejmując przyjaciela w talii. Widok tej dwójki był tak słodki, że nie mogłam się powstrzymać i wyciągnęłam telefon, żeby zrobić im zdjęcie. Po uchwyceniu tego krótkiego momentu, Eliza i Bartek zaczęli się przepychać jak małe dzieci.

- Bartek! Wiesz co dzisiaj robimy? - wtrąciłam nagle, przerywając ich zabawę.

- Wiedziałem, że kiedyś w końcu pójdziemy do baru karaoke - skwitował teatralnym szeptem, unosząc złożone dłonie i wzrok ku górze.

- Co? Nie, głupku - odpowiedziałam rozbawiona, marszcząc brwi. - Dzisiaj losujemy! - krzyknęłam, podskakując z podniecenia.

- Całkiem o tym zapomniałem! Nareszcie! - wykrzyknął uradowany chłopak, klepiąc się otwartą dłonią w czoło. Eliza roześmiała się na jego widok, po czym wyciągnęła z torebki białe pudełko, po czym wyjęła z niego dwie białe pigułki.

Siedmiu SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz