12.

20 4 0
                                    

Całą czwórką leżałyśmy na łóżku Sandry i kolejną godzinę wpatrywałyśmy się w wysoki sufit. Łzy dziewczyny zdążyły już kilkukrotnie wyschnąć, ale niespokojny oddech cały czas echem roznosił się po pokoju. Po porannym szoku, którego doznałam w domu Artura od razu pojechałam do domu naszej przyjaciółki. Nie byłam w stanie opisać jej reakcji na fakt, że była w ciąży. Po prostu byłyśmy przy niej i chciałyśmy pomóc jej przetrwać to gówno - było to jedyną rzeczą, którą mogłyśmy dla niej zrobić. Żadna z nas się odzywała, w ciszy leżałyśmy obok siebie, poupychane jak sardynki w puszce. Czas płynął nieubłaganie, a my nadal nie ruszyłyśmy się z jej łóżka chociażby na milimetr. Za oknem zaczęło się ściemniać, kiedy cały czas trwałyśmy w punkcie wyjścia.

- Nie mówcie o niczym Robertowi - powiedziała znienacka Sandra, z dużym wysiłkiem podnosząc się do pozycji półsiedzącej.

- To ty powinnaś mu o tym powiedzieć - odpowiedziała smutnym głosem Eliza.

- Nie powiem, dopóki nie zdecyduję, co z tym zrobić - ucięła stanowczo Sandra, z pogardą spoglądając na swój szczupły brzuch. - Mam nadzieję, że Artur potrafi trzymać język za zębami - dodała, spoglądając na mnie zaczerwienionymi oczami.

- Dopilnuję tego - skwitowałam ze zrozumieniem, zapamiętując, że musiałam mu to przekazać. Po moim niezręcznym monologu, który w sekundę stał się jedną z największych tragedii naszego dotychczasowego życia, jedynie poprosiłam chłopaka, żeby zawiózł mnie prosto do domu Sandry. Między innymi właśnie dlatego nadal miałam na sobie ubrania z zeszłej nocy. Z nocy, podczas której popisałyśmy się bezkresną głupotą, sprawdzając wynik testu ciążowego o kilkadziesiąt sekund za wcześnie.

- Myślę, że powinnyście już wracać do domu - odezwała się Sandra, mocno pocierając swoje zmęczone oczy.

- Jesteś pewna? - zapytała Marta z troską w głosie. Nastrój blondynki zmieniał się średnio od jednego do trzech razy w ciągu każdych piętnastu minut.

- Tak, chciałabym zostać sama - odpowiedziała wyjątkowo pewnie, więc postanowiłyśmy wreszcie wyjść i pozwolić jej zostać z tym samej. W progu po raz kolejny mocno uścisnęłyśmy załamaną blondynkę i bez słowa udałyśmy się na przystanek autobusowy. Żadna z nas nie odezwała się podczas krótkiego spaceru. Jechałyśmy zatłoczonym busem, wpatrując się w latarnie, które oświetlały ciemne ulice żółtym światłem. Napisałam Arturowi krótką wiadomość, że będziemy musieli poważnie porozmawiać. Miałam zamiar zadzwonić do niego zaraz po powrocie do domu i zmianie starych ubrań.

Pożegnałyśmy się jedynie skinieniem głowy, włożyłam dłonie głęboko w kieszenie kurtki i powędrowałam w stronę domu. Szłam, cały czas wpatrując się w swoje stopy i zastanawiałam się, jak dalej potoczy się sytuacja. Moje serce krajało się na milion kawałków z żalu, który odczuwałam. Dochodziłam do swojego bloku, kiedy na parkingu przed moją klatką zauważyłam dobrze znany mi samochód. Podeszłam bliżej i zobaczyłam leniwie opartego o karoserię Artura, który palił papierosa. Kiedy mnie zauważył, wyrzucił niedopałka na ziemię i ruszył w moją stronę.

- Miałam na myśli raczej rozmowę przez telefon - zaczęłam, wyjątkowo zdziwiona jego widokiem.

- Wolę rozmowę w cztery oczy - odpowiedział, intensywnie przyglądając się mojej twarzy. - Nie martw się, nie opowiem nikomu o twojej bezmyślnej przyjaciółce.

- Ona nie jest bezmyślna - zaprotestowałam, a moje serce rozpadło się na kolejne milion kawałków.

- Tylko takim zdarzają się wpadki, których później niesamowicie żałują - odpowiedział przerażająco oschłym głosem.

- Dupek - bez chwili namysłu podsumowałam półgłosem.

- Jak mnie nazwałaś?

- Dupek! Myślisz, że wszyscy są gorsi od ciebie! - krzyknęłam, nie potrafiąc dłużej znieść panującego między nami napięcia i tego, że obrażał tak bliską mi osobę w tak trudnej sytuacji.

Siedmiu SzeptemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz