Rozdział 11

37 5 0
                                    

    Smutno mi Boże, dla mnie na zachodzie
    Rozlałeś tęczę blasków promienistą.
    Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
    Gwiazdę ognistą... DRYYYYYYYYYN!!!

Zadzwonił dzwonek. Dzwonek zadzwonił, a ja po raz pierwszy nie chciałam wyjść. Wyjść nie chciałam, bo tęksnię. Tęsknię za mamą. Mamą, która zawsze miała dla mnie czas. Czas, który spędzałyśmy na śmianku i wyśmiewanku chłopaczków. Chłopaczków wyśmiewanka mi brak, którzy adorują mnie - mnie adorowanej mi brak. Brak mi darmowych Prosiaczków od podłej zdziry, a zdziry podłej chcę widzieć wnentrznosci.

W klasie był jakiś typek i gadał z ziomeczką z polaka o wierszu wacka (pewnie sam nie ma i mu go brakuje iks de). Interpretacja, coś tam, w sumie to newermaind. Ja wciąż siedze, zapłakana, a on odwraca sie w mojom strone i... uśmiecha się. Skonfundenło mie - nienawiść czy zauroczenie? Mój tryumf czy zguba? Odzyskane utracone szczęście, czy upadek, którym jest wyśmianie przez jakiegoś przeGryffa? Od razu wstałam, w przypływie emocji zaczęłam biec w stronę drzwi, gdy nagle zatrzymała mnie polaczkowa i spytała:
- Czy coś się stało?
- Nie... - odpowiedziałam, chcąc ją szybko spławić - po prostu wzruszył mnie wiersz... Przepraszam, ale spieszę się na pociąg.
- Rozumiem, ale... może przyjdziesz jutro na fakultet, hę? Będziemy omawiać antyk?
- N... - nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nigdy nie pomyślałabym, że szkoła by mnie chciała po lekcjach. Bardzo nie chciałam, ale w tamtej chwili pomyślałam, że lepsze to niż podła zdzira czy matka. Tak bardzo nie wiedziałam, co odpowiedzieć, pełna sprzeczności.
- To się zastanów na spokojnie, ale nie ukrywam, że będę cię oczekiwać. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia... To znaczy... Możliwe, że do zobaczenia.

Szkoła - miejsce, którego pewnie nawet przed narodzeniem nienawidziłam - miałaby stac się teraz dla mnie prawdziwym domem? Polonistka - nową matką? Frajerzy - frajerami, których ułaskawiam swoją obecnością? "Klan miał rację!" - pomyślałam. "Życie rzeczywiście jest nowelą. Chcę się komuś wyżalić, ale nie mam do kogo. To ma sens!". Wróciłam. To dziwne, bo pamiętam, że tego dnia nie wypiłam ani grama alkoholu. Nie wiem, czy nie było, czy w Pudelku nie pisali, że to szkodzi zdrowiu, a może obudziła się we mnie potrzeba trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość... Nie przypomnę sobie.

Następnego dnia (dawno nie widziałam w sumie matki w domu) wstałam wcześniej, choć i tak spałam dłużej, umyłam zęby, włożyłam mniej obcisłe ubrania (cud, że takie znalazłam), ułożyłam fryzurę, nałożyłam tylko delikatny make-up, zjadłam płatki z mlekiem, wypiłam cały karton soku z pomarańczy i rześka poszłam do szkoły. Mimo całej sytuacji z matką i zdzirą, byłam bardzo radosna i wesoła. Po przekroczeniu drzwi wejściowych od razu zauważyłam, że ludzie się na mnie gapią, ale tak jakoś nietypowo - bez zazdrości, bez nienawiści, bez pożądania, tylko... ze zdziwieniem. Kilka razy powiedziałam "cześć" do moich znajomych z klasy, co dla mnie też było czymś nietypowym, nowym, ale absolutnie mi nie przeszkadzało. Zauważyłam tę zmianę i mi się podobała. Czułam się lepiej. Czułam, że to Dobra Zmiana.

Postanowiłam, że przyjdę na fakultet. Dotarłam do klasy jako pierwsza i usiadłam gdzieś z przodu. Omawialiśmy antyk. Szczególnie przypadł mi do gustu wiersz "Postawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu" Horacego. Z uwagą słuchałam całego wykładu, skrupulatnie sporządzając notatki. Gdy inni zaczęli wychodzić, chciałam podejść, ale pojawił się On. 

On. Osobnik płci męskiej. Młody mężczyzna. Samiec. Patrzył na mnie. Patrzył na mnie z pożądaniem. Pożądał mnie! To przeznaczenie. Moim pomnikiem moja uroda. Nie wszystek umarłam, a teraz się odrodziłam. Uwiodę go. Będzie mój. A kiedy będzie mój, złamię mu serce!

Ja Kontra ChłopcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz