rozdział 6

205 9 5
                                    

odwróciłem się i jak zwykle na kogoś wpadłem. odwróciłem się i zastałem plecy okryte czarną bluzą. obszedłem osobę i rzuciłem szybkie przepraszam. nagle poczułem mocne szarpnięcie za plecak. prawie się wywaliłem a ktoś mnie pociągnął za bluzę i przyszpilił do ściany. byłem lekko zdezorientowany wiec uniosłem wzrok na mojego oprawcę. "tylko nie znowu on"- pomyślałem. chłopak, na którego wpadłem to Igor Bugajczyk. ten dupek co mnie wczoraj uderzył.

-no, no, no... znowu się spotykamy Borowski- powiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy.

-ja-ja przep-przepraszam ja- jąkałem się

-co ja ci mówiłem? co ja ci mówiłem Borowski?!- krzyknął ma mnie.

-ja cie nie zauważyłem. przepraszam

-przepraszam i przepraszam- próbował udawać mój głos piszcząc przy tym jak mała dziewczynka.- miałeś na mnie nie wpadać. złamałeś zasadę. a za złamanie zasady jest kara.- powiedział przez żeby i w tym samym momencie mnie uderzył z całej siły w brzuch. chciałem się skulić na przeszywający ból ale on mnie nadal trzymał. w moich oczach pojawiły się łzy i od razy z nich uciekły.

-kogoś tu chyba coś boli.- dotknął mojego brzucha.- ma bolec, jak boli to znaczy, że cierpi.- w jego oczach pojawiły się iskierki czegoś złego. uwaga on nie miał okularów. miał piękne czekoladowe oczy. ale i tak go nienawidzę.- Borowski się popłakał. ohh jaka szkoda. idź się popłacz do swojej mamusi.- po tych słowach głośno się zaśmiał.

mi nie było do śmiechu. nigdy nikomu nie mówiłem czemu nie mam mamy. omijam tego tematu jak ognia. jeśli ktoś o niej wspomina zamieram. wyłączam się albo dostaje szału. nikt nigdy się nie dowie. dobrze mieć sekrety. tylko szkoda ze moje mnie zabijają od środka.

nawet nie zauważyłem kiedy Bugajczyk mnie puścił. zsunąłem się po ścianie na podłogę, a z moich oczu wylewał się wodospad łez. nic nie słyszałem, tylko przyglądałem się jak Igor się z kim bije. wokół mnie była masa ludzi, ale nikt nie postanowił podejść do mnie. nagle wszyscy zaczęli się rozbiegać. zauważyłem mężczyznę odciągających od siebie bijących się chłopaków. w pewnym ktoś podbiegł do mnie. rozpoznałem w mężczyźnie Pana Kwiatkowskiego. mówił coś do mnie a jak nie potrafiłem go zrozumieć. słowa mi się mieszały a oddech z sekundy na sekundę przyspieszał. słyszałem szybkie bicie mojego serca. Pan Kwiatkowski pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do gabinetu szkolnego psychologa. przechodziłem koło wielu ludzi a oni się tylko na mnie patrzyli. nagle nastała cisza. wszedłem do gabinetu psychologa i usiadłem na fotelu. dostałem szklankę wody. od razu ją wypiłem. zaczęłam się powoli sam uspokajać.  już nie płakałem. po chwili drzwi się otworzyły a na fotelu obok usiadł Igi. trzymał okład przy twarzy. uśmiechnął się do mnie lekko i złapał za rękę. nie wytrzymałem. usiadłem na nim okrakiem i go przytuliłem. on to odwzajemnił chowając głowę  w zagłębieniu mojej szyi.

-wszystko będzie dobrze Adi. jesteś już bezpieczny.- mruknął mi do ucha. ja na te słowa wydałem z siebie bezgłośny szloch.

po dłuższej chwil ktoś wszedł do środka. to był Pan Kwiatkowski. poprosił żebym usiadł na swoim miejscu, co grzecznie zrobiłem. uspokoiłem się do takiego stanu, ze zrobiłem se senny.

-no chłopcy ten poranek był zapewne dla was nieprzyjemny.- zaczął w końcu.- zaraz przyjadą wasi rodzice po was. my już zajęliśmy się wszystkim. postaram się dopilnować aby do takich sytuacji więcej nie dochodziło. będziecie zwolnieni tylko z dzisiejszego  dnia. trzymajcie się chłopcy i do zobaczenia jutro.- powiedział wstając z miejsca.

wydaliśmy równo z blondynem i zaczęliśmy kierować się do wyjścia ze szkoły. przed szkołą czekała na nas mama Igiego i mój ojciec.  pożegnałem się z nim prosząc żeby zadzwonił wieczorem. on tylko przytaknął i udał się w stronę matki. ja wsiadłem do auta mojego ojca bez słowa. wiedziałem ze jest zły. w końcu musiał zerwać się z pracy po swojego syna którego pobito.

przez cała drogę nie dożywaliśmy się do siebie. po kilkunastu minutach byliśmy pod domem. otworzyłem drzwi z zamiarem spokojnego wyjścia, bo cały byłem obolały i zmęczony ale przeszkodziły mi ręce ojca. wyszarpał mnie z samochodu. trzymając mnie za bluzę wprowadził mnie do domu i rzucił mnie na ścianę. prawie upadłem ale przytrzymałem się szafki. chciałem jak najszybciej udać się do swojego pokoju ale znowu poczułem jego ręce na swoim ciele. pociągnął mnie w swoją stronę i zaczął okładać mnie pięściami. zakryłem twarzy wiec tylko trafił w twarz. w końcu upadłem a on zaczął się wydzierać i rzucać we mnie wszystkim. przeciągnąłem się do najbliższej szafki żeby się zakryć przed latającymi przedmiotami. wreszcie przestał. podszedł do mnie i uderzył mnie z całej siły w twarz. już nie kontrolowałem moich łez. płynęły mieszając się z krwią która leciała mi z wargi. ojciec spojrzał na mnie ostatni raz i tylko szepnął "przepraszam" i wyszedł. widziałem w jego oczach łzy. najprawdopodobniej wróci za kilka dni i będzie udawał ze nic się nie stało. tak jak zawsze. tymczasem ja będę musiał wszystko doprowadzić do porządku.

nie wiem ile opierałem się o tą szafkę ale zaczęło robić się już ciemno. próbowałem wstać ale nie miałem siły. nagle usłyszałem dźwięk mojego telefonu. wyciągnąłem go nawet nie patrząc kto dzwoni

~rozmowa~

-halo?

-hej Adi. z tej strony Igi. jak tam u ciebie? dalej boli cie ten brzuch?

-hej... ummm... jeszcze trochę mnie boli ale pewnie zaraz mnie przestanie.

-na pewno? bo po tronie twojego głosu tego ne słuchać.

-jak to nie słychać. Igi jest wszystko w porządku.- kiedy wypowiedziałem ostatnie słowa głos mi się załamał, a z oczu poleciały mi łzy.

-Adi przecież słyszę. nie jestem głupi. mam do ciebie przyjechać? ci ja się pytam. za ok 15 będę.

-Igi ja nie chce żebyś mnie takiego widział ja...

-OKEJ?!

-eh... okej...

-no i to chciałem usłyszeć. do zobaczenia za chwile.

~koniec rozmowy~

po tych słowach rozłączył się. przecież jak on tutaj przyjedzie i mnie zobaczy i ten cały bałagan to szybciej pojedzie niż przyjechał. bałem się ze mnie wyśmieje i zostawi mnie tutaj samego. naprawdę próbowałem wstać ale jedyne co udało mi się zrobić to podciągnąć się do góry. po kilku minutach drzwi do domu niepewnie się otworzyły.  ujrzałem w nich przestraszonego chłopaka. jak tylko mnie zobaczył to podbiegł do mnie. bez słowa zaczął mnie lekko podnosić i zaprowadził mnie do salonu i usiadł ze mną na wielką kanapę. po chwili wziął mnie w ramiona i lekko przytulił. tak ze mój bok opierał się o jego klatkę piersiowa. lekko nas kołysał i gładził moje plecy.  słyszałem, że zaczął płakać. odwróciłem się do niego i spojrzałem  w jego zapłakana twarz. zacząłem ścierać jego łzy z policzków.  na ten gest lekko się uśmiechnął.

-chodź do mojego pokoju... umm... na gorze ostatnie drzwi po prawej.- powiedziałem cicho

on tylko skinął głowa i wziął mnie na ręce. owinąłem nogi wokół jego talii. w taki sposób dostaliśmy się dość sprawnie do mojego pokoju. po wejściu przez próg zamknął drzwi i położył nas na łóżku. owinął nas kocem. przytuliłem się do jego boku a on zamknął mnie w szczelnym uścisku. przez reszte czasu nic nie mówiliśmy. czułem się przy nim naprawdę komfortowo. to takie zaskakujące ze znam człowieka dopiero 2 dni a ulam mu jakbym znał go kilka lat. po tych dwóch dniach mogę stwierdzić ze jest moim przyjacielem i niech tak zostanie na zawsze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
idk Igora będę nazywać BUGAJCZYK lub DUPEK (XD)
a Igora v2 Igi

taaa kreatywnie

ALE DO CZASU

fake love// irian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz