9. Sny nocy jesiennej

958 52 189
                                    

- Ja..

- Tina idziesz, czy będziesz tutaj tak stała? - odezwał się męski głos, a ja po chwili spostrzegłam, że dołączył do nas jej mąż.

- Tak, tak. - odparła nauczycielka, która nie wiedzieć czemu bardzo się speszyła. - Dziękuję Leyla. - pożegnała się, po czym opuściła wzrok i pospiesznie wyszła ze swoim mężem. 

Chyba dawno nie byłam tak załamana jak wtedy. Czułam jak serce mi pęka, gdy zobaczyłam jak oboje wsiadają do cudownego białego mercedesa i odjeżdżają w stronę słońca, pomimo tego, że wcześniej podarowałam jej coś więcej niż tylko kwiatek. 

Dlaczego ja muszę mieć takiego pecha? Ilekroć się w kimś zakochiwałam, (a było to niezmiernie rzadko) to zawsze trafiałam na osoby, które nigdy nie mogły, ani nie chciały ze mną być. Zamiast tego zakochiwali się we mnie sami nieudacznicy, których jedynym osiągnięciem był wyższy level w lolu. Nie miałam oczywiście nic do tego, że ktoś lubił sobie pograć, w końcu sama byłam taką osobą, ale denerwowało mnie, że większość moich rówieśników nie ma ŻADNYCH perspektyw na życie. 

Tak czy siak stałam tępo wpatrując się w szybę drzwi wyjściowych, choć moja ukochana już dawno zniknęła z pola mojego widzenia. Pomyślałam sobie wtedy, że być może warto odpuścić, w końcu ma męża i nie powinnam była nawet myśleć o jakiejkolwiek relacji z nią, ale ciągle coś kazało mi walczyć. Rano była taka niepewna i zagubiona.. Wiedziałam, że to wina jej męża i tylko ja byłam w stanie jej pomóc. W końcu to dzięki mnie po raz pierwszy od dawna się uśmiechnęła i pewniejszym krokiem powędrowała na swoje miejsce. Dlaczego więc to wszystko jest takie trudne..? Dlaczego tak po prostu sobie poszła zamiast kazać temu śmieciowi poczekać na nią w aucie? Aż tak bardzo nie obchodzi ją to, co do niej mówię?

- Co się tak wpatrujesz w te drzwi jakbyś ducha zobaczyła? - skomentował Shay, który zapewne szedł właśnie do domu z akademii. - Chcesz tu zostać na noc czy jak?

- Nie, nie. Po prostu się zamyśliłam.

- Zamyśliłaś się.. Ach tak.. A można wiedzieć nad czym?

- Dziwny dzień miałam.. Spóźniłam się z kwiatami i spotkałam się z wielkim wkurwieniem pani przewodniczącej, która zachowuje się jak jakiś prezydent..

- Ach ta nasza Margaret.. Jakbyś ją widziała na tym spotkaniu studniówkowym.. Masakra.

- Co się stało? - spytałam zaciekawiona. - Albo czekaj wyjdźmy, bo stoimy w przejściu.

- No nie ma sprawy, odprowadzę cię do samochodu. - powiedział, po czym poszliśmy w stronę małego parku, który przecinała droga na drugi parking koło szkoły. - No więc tak. Ostatnio robiliśmy spis osób, które idą na studniówkę i wyszło około 250 osób, a cena podana w umowie obejmowała 300 osób. W związku z tym restauracja napisała do nas maila, że skoro jest mniej uczestników imprezy, to cena wzrasta z 400 do 500 dolarów, przez co wszyscy na zebraniu od razu chcieli się wycofać i zrobić sobie swoją studniówkę. I wtedy nagle do akcji wkracza super negocjatorka Margaret Parker i mówi, że NO ALE PRZECIEŻ JACY Z WAS SĄ IDIOCI, PRZECIEŻ TĄ UMOWĘ POJECHAŁ PODPISYWAĆ NIEPEŁNOLETNI VICTOR I NIEPEŁNOLETNI JACOB, WIĘC ONA JEST NIEWAŻNA. Wszyscy w ogóle tacy zaszokowani, ale koniec końców miała rację, więc zerwaliśmy tą umowę i wszystko spoko, ale ona potem jako nasza "wybawicielka" powiedziała, że załatwiła po znajomości w salę w Fogwood i koniec kropka. Rozumiesz to? Podpisała umowę za naszymi plecami i już nikt nic nie może zrobić. Stwierdziła, że tak będzie najlepiej i tyle.

- Co za suka.. Ale czekaj.. Czy to nie jest przypadkiem tak, że przy umowach studniówkowych, muszą być co najmniej dwie osoby?

- No i były. Ona i jej chłopak. 

Farewell ♥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz