To była najgorsza przejażdżka skuterem w ich życiu. Marinette musiała najpierw pokonać opór przed przywłaszczeniem sobie czyjegoś pojazdu, szczególnie po tym, jak Adrien dosadnie nazwał to kradzieżą. Wytłumaczyła się stanem wyższej konieczności. Potem musiała stoczyć bój z chłopakiem o założenie na siebie wyszarpanych ze śmietnika ponczo. I niemal poniosła porażkę.
- Nie założę tego, Marinette – powtarzał z uporem, patrząc osłupiały, jak jego dziewczyna zakłada na siebie to ohydztwo.
- Adrien, proszę cię. Nie traćmy czasu na głupie kłótnie.
- Wciąż nie rozumiem, po co mamy się tak przebierać.
- Superzłoczyńca? Który na nas poluje? Coś ci świta? – podpowiedziała z lekką kpiną, a on się zarumienił.
- Ale Marinette...
- Przebieraj się, Adrien. Nie ma czasu. To tylko stare ponczo.
- To nadal śmieć. Ja nie noszę śmieci – stwierdził, bo choć nic nie pamiętał, jego ciało krzyczało w proteście przed założeniem tych łachów na siebie.
- Śmieć nie śmieć. Nie mam czasu na wydzierganie dla ciebie nówki nieśmiganej.
- Umiesz dziergać? – zdziwił się Adrien.
Spojrzała na niego zdumiona.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia... Ale mam takie wrażenie, że to chyba nie jest trudne, więc kto wie? Może umiem? – szepnęła, a zaraz potem otrząsnęła się i powtórzyła zirytowana: - No już! Wskakuj w przebranie. I dość odwracania kota ogonem!
Kiedy już pokonał wewnętrzny opór przed ubraniem na siebie czegoś równie okropnego, Marinette już siedziała w kasku na głowie i patrzyła na niego nagląco.
- Wiesz, gdzie jechać? – spytał ją jeszcze zanim ruszyli.
- Nie mam pojęcia. Na pamięć raczej liczyć nie mogę. Ale znamy adres i jakoś może trafimy? – spytała retorycznie.
- W końcu jesteś Biedronką... - Uśmiechnął się – Liczmy na szczęście.
Trafienie do domu było niełatwe, jeśli się nie pamiętało, gdzie on się znajduje. Dobrze chociaż, że na karcie identyfikacyjnej Marinette miała zapisany adres. Z pomocą mapy, którą wyświetlili na telefonie Adriena, ruszyli w drogę. Musieli tylko trzymać się bocznych uliczek, żeby przypadkiem nie rzucić się w oczy Oblivio, który mógł być teraz gdziekolwiek.
Zabłądzili tylko dwa razy. Za pierwszym razem Marinette źle skręciła, bo pomiędzy wysokimi budynkami telefon Adriena tracił zasięg. Dopiero wtedy postanowili pojechać na azymut w stronę Sekwany i potem szukać konkretnego adresu. Ale właśnie wtedy rzucił im się w oko niewielki czarny punkt lecący na oślep nad ulicami Paryża. Czarny punkt, który mamrotał pod nosem nieustająco „Nie jestem tchórzem. Nie jestem tchórzem!"
- Wiesz coś na ten temat? – spytała szeptem Marinette w stronę swojej torebki.
- Coś mogę wiedzieć... - mruknęła skruszona Tikki.
- Tam poleciał! – zawołał nagle Adrien.
Marinette nerwowo skręciła w jakąś uliczkę. I właśnie wtedy zabłądzili po raz drugi. Ale warto było – znaleźli Plagga wpatrzonego udręczonym wzrokiem w jeden z tysiąca billboardów z reklamą najnowszych perfum, których twarzą był – dosłownie – Adrien Agreste.
- Przestań wywoływać we mnie poczucie winy! – miauczał Plagg. – To się nazywa znęcanie psychiczne!
- Kocie? – spytał cicho Adrien zaraz po tym, jak Marinette zatrzymała skuter niedaleko reklamy.
- Aaaa! – wrzasnęło kwami na widok żywego chłopaka. – Zostaw mnie!
- Nie mogę. Musisz pójść z nami. Będziesz bezpieczniejszy – zablefował Adrien.
- A coś mi grozi? – opanował się Plagg i spojrzał podejrzliwie na chłopaka.
- Już wiemy, że superzłoczyńca poluje na mnie i na Marinette. Możliwe, że ma to jakiś związek z tobą i twoją nakrapianą koleżanką.
- To nie jest żadna moja koleżanka! – wrzasnął urażony Plagg. – Nawet nie wiesz, co mi nagadała! A twierdziła, że jest miła!
- Zaraz się tym zajmiemy – obiecał Adrien. – Chodź, może znajdziemy dla ciebie jeszcze trochę pysznego sera... - spróbował innym sposobem.
- Camembert? – Plagg zastrzygł uszami.
- No, już... Chodźmy! – Uśmiechnął się chłopak i wskazał schronienie w kieszeni koszuli.
Kiedy odwrócił się w stronę skutera, podchwycił pełne uznania spojrzenie Marinette. Zarumienił się z zadowolenia. Zaimponował jej. Czyli to działało w obie strony.
- Jedziemy! – zarządziła Marinette, jak tylko usiadł za nią na skuterze.
I już bez większych przeszkód dotarli przed piekarnię Dupain-Cheng. Z ulgą zsiedli ze skutera. Adrien już zaczął ściągać kask, kiedy Marinette powstrzymała go, chwytając go za rękę.
- Przebranie... - szepnęła i straciła wątek, jak tylko ich dłonie się spotkały.
Co takiego było w jego dotyku, że nie potrafiła się skupić? Co takiego było w jego wzroku, że myśl uciekała z jej głowy zanim nabrała kształtu, który by mogła ubrać w słowa?
- Myślę, że u ciebie w domu będziemy bezpieczni – odparł Adrien, odkładając swój kask na skuter. Odwrócił się do Marinette i wyciągnął ręce. – Pozwolisz? – zapytał kurtuazyjnie, a kiedy uśmiechnęła się lekko na znak aprobaty, zdjął jej kask. Przez moment stali wpatrzeni w siebie, jakby czas się zatrzymał.
- Ładowarka, Marinette! – pisnęła cicho Tikki.
- Ładowarka! – powtórzyła głośno dziewczyna, otrząsając się z zapatrzenia.
- Wiesz, gdzie jej szukać? – spytał Adrien.
- Domyślam się, że w moim pokoju.
- A pamiętasz, gdzie jest twój pokój? – spytał, znając doskonale odpowiedź. Zachichotała, nie próbując nawet wyartykułować oczywistego „Nie". – Żeby tylko twoi rodzice nas nie zauważyli... - mruknął jeszcze.
- Przemkniemy się bokiem. Tylko bądź cicho! – zastrzegła, sięgając po klamkę drzwi wejściowych.
- Będę cichutko jak mysz pod miotłą – obiecał, skradając się za nią.
- Mysz? Nie kot? Zapomniałeś, że jesteś Czarnym Kotem? – spytała przekornie, zerkając na niego z ukosa.
- No właśnie zapomniałem... - zachichotał, a ona roześmiała się, wchodząc do środka.
- Marinette? – usłyszeli zaraz za progiem.
W drzwiach obok klatki schodowej stała Sabine Cheng.
CZYTASZ
Nie taki znów nieświadomy
FanfictionBiedronka I Czarny Kot zostali trafieni pociskiem zapomnienia. Nie pamiętają kim są, jakie mają supemoce, ani też kim są dla siebie... Muszą odzyskać tę wiedzę, ale zanim im się to uda, napotkają trochę komplikacji. Czujcie się ostrzeżeni przed mnós...