Bezpieczeństwo

97 15 3
                                    

Shani nie dawało spokoju sprawa, z podbitym okiem Travisa. Chciała się za wszelką cenę dowiedzieć się, dlaczego chłopak, którego śmiało można nazwać postrachem szkoły dał komukolwiek się uderzyć. Jej ciekawość nie dawała za wygraną, ciągle węszyła. Dopytywała jego znajomych o wszystko, co mogłoby ją naprowadzić na poprawne rozwiązanie całej tej sprawy.

Dziewczyna jak zwykle przechadzała się korytarzami szkoły. Liczyła, że będzie miała szansę porozmawiać z Salem, Larrym lub Toddem. Stęskniła się za nimi. Nagle została złapana za ramię i wciągnięta do jednej z sal. Minęła chwila nim Shani zorientowała się, w jakiej sytuacji się znalazła. Odwróciła się w stronę chłopaka.

- Witaj Travis, fenomenalny pomysł na przywitanie się. Wciągnięcie kogoś do pustej klasy, czemu ja nie wpadłam na to wcześniej? - Zapytała zaczepnie, a chłopak spojrzał na nią chłodno. 

- Nie mam czasu na żarty. - Chłopak był zdenerwowany. - Muszę Ci coś powiedzieć.

- Dobrze, dobrze, ale akurat muszę iść. - Powiedziała melodyjnym głosem, po czym uśmiechnęła się niewinnie i próbowała opuścić salę, jednak zostało jej to uniemożliwione, przez Travisa, który zagrodził jej drogę ucieczki ręką. Zrezygnowana dziewczyna westchnęła i odwróciła się w jego stronę. - Co chcesz?

- Przejdę od razu do rzeczy. - Shani spojrzała na blondyna wyczekująco. - Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyś przestała się wtrącać w moje życie, wiesz? 

Dziewczyna uniosła jedną brew, nie spuszczając wzroku z Travisa.

- Dlaczego? 

- Czy nie wyraziłem się jasno? Masz zapomnieć o całej tej sprawie, tyle. 

- Bo co? 

- Uwierz, lepiej, żebyś nie wiedziała. - Ton, jakim chłopak wypowiedział te słowa minimalnie przestraszył dziewczynę, jednak postanowiła nie dawać tego po sobie poznać. 

- Uuu, ale się boje. - Shani przewróciła oczami. - I tak Cię nie posłucham.

Chłopak, który ewidentnie kipiał ze złości. Dziewczyna nie traktowała tej sytuacji jakoś poważnie, bo wiedziała, że blondyn za chwilę sobie odpuści. Nagle, ku jej zaskoczeniu, Travis złapał ją za ramię i to na tyle mocno, że nie mogła się ruszyć.

- Powiedziałem, masz się odpieprzyć. - Shani spojrzała wściekle na niego.

- Puść mnie. - Wycedziła przez zęby, jednak chłopak nie poluzował uścisku.

- Rozumiesz, co cały czas do Ciebie mówię?

Dziewczyna, patrząc na niego spod byka wyszarpała ramię z jego uścisku, po czym powiedziała wściekle:

- Nie waż się mnie więcej dotykać. - Ruszyła w stronę wyjścia, jednak kiedy była przy drzwiach zatrzymała się i odwróciła w stronę chłopaka. - Pewnie jesteś smutnym człowiekiem, bo tak naprawdę jedyne co posiadasz, to przewaga fizyczna nad resztą.

I wyszła. Zostawiając go samego. Jego ręce drżały. Spojrzał na ścianę i z całej siły w nią uderzył, jakby to ona była przyczyną jego problemów. Czuł się jak najgorszy śmieć. Oparł się o ścianę, by po chwili osunąć się na podłogę, po czym schował twarz w dłoniach. Zdawał sobie sprawę, że staje się taki sam, jak jego ojciec. Osoba, której całym sercem nienawidzi. Zawsze, gdy sprawiał komuś jakąkolwiek krzywdę, wyobrażał sobie, że taka sama sytuacja mogłaby spotkać go z jego rodzicielem. Sądził, że staje się takim samym potworem. Po jego twarzy zaczęły spływać łzy. W duszy modlił się, żeby nikt go nie zastał w takim stanie. Nie wybaczyłby sobie tego. Chyba, że miałaby to być dziewczyna. Nie wiedział dlaczego, ale jej uśmiech potrafił sprawić, że wszystkie jego problemy przestawały być tak istotne. Było to dla niego nie do pojęcia, gdyż uważał, że nienawidzi jej najbardziej na świecie. Powrócił myślami do sytuacji sprzed momentu, kiedy stał naprzeciwko Shani. Mógłby przysiąść, że przez jej spojrzenie przemknął strach. Wtedy, gdy ją spotkał, obiecał sobie, że sprawi, że owa zacznie się go bać. Dlaczego więc teraz wywoływało w nim to taki ból?

HOPE || SALLY FACE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz