3.

7.6K 207 42
                                    

-Kolejny dzień. Jakże cudownie. - powiedziałam do siebie słysząc natarczywy budzik.

Zwlekłam się z łóżka i stanęłam przed lustrem. W sumie nic specjalnego. Zielone oczy i jasno brązowe włosy. Cóż, nie byłam chuda. O to to nie. Ale z drugiej strony nie byłam też gruba. Lubię moją sylwetkę, za to oczu nienawidzę. Nie wiem czemu, jakoś tak mi się nie podobają. Rozczesałam moje kudły i wyjrzałam za okno. Niebo pokrywają chmury, a ulice są mokre od deszczu. Ubrałam czarne jeansy i czerwony sweter. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Po ubraniu się poszłam do łazienki, tam umyłam zęby i twarz. Spojrzałam w lustro i westchnęłam. Znowu to samo, znowu ta monotonia i rutyna. Każdy dzień wydaje mi się taki sam.

Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie Margaret z jajecznicą. Podziękowałam jej po czym zaczęłam jeść moje śniadanko. Mmm... To lubię. Mimo, że humor miałam słaby, ta kobieta jedzeniem i zwykłym uśmiechem potrafi naprawić wszystko. Gdy zjadłam pogłaskałam Kleofasa i nasypałam mu trochę karmy do miski na co miałknął zadowolony. Eleanor już dawno wyszła do pracy, więc nie miałam już co robić. Postanowiłam wyjść wcześniej na ulicę. Ubrałam mój żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Postanowiłam ubrać kalosze w żaby, a co mi szkodzi? Wzięłam plecak i wyszłam przed dom. Na podjeździe była wielka kałuża! Nic nie myśląc odłożyłam plecak na ziemię i zaczęłam skakać w wodzie. Zaczęłam się śmiać jak opętana, ale gdy stwierdziłam, że pora zakończyć moją zabawę wzięłam plecak i odwróciłam się. Stanęłam jak wryta kiedy zobaczyłam, że przede mną stoi Alexander z wielkim uśmiechem i jakimś błyskiem. Znów patrzyliliśmy sobie głęboko w oczy.

-Masz piękne oczy... - szepnął mi bezgłośnie Alexander.

Mimo, że stałam od niego jakieś 1,5 m wszystko słyszałam. Otrząsnęłam się dopiero gdy przejeżdżający obok nas samochód zatrąbił.

-Mo-może jedźmy już?

-Jak sobie życzysz. - uśmiechnął się do mnie Alexander.

Weszliśmy do samochodu i wyruszyliśmy.

-Alexandrze, a tak w ogóle to gdzie ty śpisz?-zapytałam go z ciekawością.

-Wiesz, że twoja siostra wybudowała dom dla personelu?- zapytał Alexander prześmiewczo.

Wtedy właśnie uderzyłam się ręką w czoło. Czemu o tym nie pomyślałam? Alexander na ten gest zaczął się śmiać.

***

Pierwsze 3 lekcje minęły mi spokojnie. Gdy zaczęła się przerwa na lunch postanowiłam w spokoju zjeść w bibliotece. Alexander najwyraźniej zdziwiony kierunkiem mojej drogi powiedział :

-Ale stołówka jest tam. - wskazał ręką w przeciwną stronę. Cóż, nie będę wnikać skąd zna plan szkoły.

-Wybieram się do biblioteki.

Kiedy weszliśmy zjadłam jabłko i wypiłam sok marchewkowy. W pewnym momencie mój towarzysz zaczął się śmiać.

-No co? - spytałam zdezorientowana.

-Ma-masz wąsy od soku. - Alexander zwijał się ze śmiechu po czym wyjął telefon i zrobił mi zdjęcie. Pokazał mi je, a ja zawstydzona szybko wytarłam sobie. Spuściłam szybko głowę.

-To było słodkie, nie wstydź się.- uśmiechnął się do mnie mężczyzna.

Zignorowałam jego słowa. Po krótkiej rozmowie postanowiłam iść już przed salę matematyczną. Gdy wstawałam potknęłam się jednak. Zamknęłam oczy wyczekując mocnego zderzenia z ziemią, lecz nagle silne męskie ramiona oplotły mnie w talii. Patrzyłam przez chwilę w oczy Alexandra, ale oprzytomniałam i szybko uciekłam w stronę łazienki. Wpadłam do pomieszczenia jak huragan. Usiadłam na podłodze pod ścianą i zaczęłam się dusić.
Znowu to samo... Wszystko do mnie wraca... Łzy popłynęły mi z oczu, a do łazienki wpadł Alexander. Odruchowo wcisnęłam się bardziej w ścianę.

-Clementine przepraszam! Spróbuj głęboko oddychać, nic ci nie grozi. - instruował mnie przerażony mężczyzna, ale nie pomagało.

-Plecak... In-inhalator - wskazałam palcem na plecak stojący w kącie pomieszczenia.

Alexander jak poparzony wyjął inhalator i podał mi go. Wzięłam kilka wdechów i wszystko powoli zaczęło wracać do normy.

-Przepraszam ja tak poprostu mam, chciałeś mi pomóc, dziękuję. - uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny.

-To ja przepraszam, mogłem cię nie dotykać. - to zdanie brzmiało normalnie, lecz coś w środku mnie ukuło.

-Chcę ci pokazać pewne miejsce, mogę? - zapytał mnie Alexander.

-Zrywamy się? - spytałam go.

-Można tak to nazwać. - uśmiechnął się zadziornie mężczyzna.

Podał mi rękę, aby pomóc mi wstać, a ja z wahaniem przyjęłam jego pomoc. Przeszedł mnie dreszcz w miejscu, w którym mnie dotknął.

***

Kiedy chcieliśmy się wymknąć trwała już lekcja, więc teoretycznie sprawę mieliśmy ułatwioną. Właśnie. Teoretycznie. W mojej szkole wagary są srogo karane, a wyjścia pilnuje stary Pan Murphy. Znam każdy zakamarek tego budynku, a ucieczka nie jest mi straszna. Poprowadziłam Alexandra obok sali gimnastycznej, a później musieliśmy tylko przejść kantorek tego dziada i po sprawie. Musieliśmy iść na czworaka, aby woźny nie zauważył nas przez okienko. Kiedy dotarliśmy do końca naszej trasy wstałam i zdałam sobie sprawę, że Alexander miał idealny widok na mój tyłek. Gdy sobie to uświadomiła nie odezwałam się i spaliłam tylko buraka.

Z tylnego wyjścia została nam już tylko droga na drugi koniec parkingu.

-Biegniemy na 3.- powiedziałam Alexandrowi.

-1...2...3!- zaczęliśmy biec jak najszybciej.

Wpadliśmy do samochodu, a Alexander ruszył z piskiem spod szkoły. Nagle niespodziewanie zaczęłam się śmiać z dzisiejszych wydarzeń. Po chwili do dołączył do mnie Alexander.

Po dłuższym czasie wreszcie się zatrzymaliśmy.

-Jesteśmy na miejscu. - oznajmił mi Alexander.

***

Dziś trochę krótszy rozdział, ale powoli się rozkręcamy.

Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz