21.

4.3K 145 8
                                    

Dni mijały bezustannie, a przy siódmym straciłam rachubę czasu. Nie zwracałam już uwagi na to jak wyglądam albo jak się czuję. Można by rzec, że byłam jak robot - wypruta z emocji i obojętna. Nie obchodziło mnie już co się ze mną stanie, jedyne czego pragnęłam to śmierć. Chciałam tylko uciec w zaświaty i skryć się gdzieś w otchłani wiecznej nicości wreszcie zaznając długo wyczekiwanego spokoju. Ambrose to pospolity sadysta, który czerpie przyjemność z wyrządzania krzywdy. Byłam jego pieprzonym fetyszem, ale dla mnie to już było obojętne.
Chciałam tylko, aby mnie zabił.

Spuściłam głowę i ostatkami sił wczołgałam się na zabrudzony krwią materac. Oparłam się o zimną ścianę, która drażniła rany na moich plecach i uniosłam głowę w stronę okna.

Dzień.

Nienawidziłam siebie. Nienawidziłam tego, że istnieję. Nienawidziłam Boga za to, że nie daje mi w spokoju umrzeć. Spojrzałam na moje zmasakrowane ciało, które z pewnością wywoływały tylko obrzydzenie. Kości przebijały się się przez bladą, zabrudzoną skórę, a z otwartych ran powoli sączyła się ciemna ciecz. Zauważyłam też trochę ropy. Wychodzi na to, że gdy byłam dzieckiem Ambrose traktował mnie ulgowo i dopiero teraz poznałam jego możliwości chociaż i tak uważam, że stać go na więcej. Często zastanawiałam co stało się z moją matką po tym wszystkim. Zniknęła bez śladu, a policja była bezradna. Nie jestem głupia i teraz, a szczególnie po słowach Ambrose'a doszłam do wniosku, że kobieta bez wątpienia miała z tym wszystkim coś wspólnego. Najbardziej jednak zastanawia mnie sprawa Alexandra. Gdyby Ambrose chciałby mnie tylko porwać, zrobiłby to w mgnieniu oka i z pewnością nie miałby z tym problemu. Jego sadystyczne popędy miały na celu zniszczyć mnie nie tylko fizycznie. Chciał dotrzeć do najgłębszych zakamarków mojej duszy i spowodować upadek, że wszystko legnie w gruzach. Udało mu się do tego stopnia, że nawet już mi nie zależy. Ale chyba nigdy mi nie zależało. Gdy w progach mojego domu pojawił się nowy ochroniarz w moim sercu ponownie zaczął tlić się mały płomyk z garstką nadziei. Byłam szczęśliwa, ale to wszystko zniknęło. Mogłam się tego spodziewać, ja i tak nie zasługuje na szczęście. Najbardziej jednak szkoda mi Eleanor. To była jedyna osoba, która od zawsze była ze mną, wiedziałam, a wręcz byłam pewna, że mnie kocha. Tylko ona obdarowała mnie czułością i miłością. Chciałabym tylko, aby szła naprzód i nie myślała o mnie.

Z transu wyrwał mnie szczęk otwieranego zamka. Spojrzałam na wielkie metalowe drzwi, które z pewnością były nie do przebicia, a w nich ku mojemu zdziwieniu pojawił się chudy chłopak, który na pierwszy rzut oka wydawał się przestraszony. Boi się mnie? Jestem aż tak straszna?

– Cz-cześć, jestem Kevin. Nie powinienem tu być, ale muszę Ci coś przekazać. – blondyn wyjął z kieszeni małe zawiniątko, z którego powoli odpakował kanapkę, na której widok moje oczy najprawdopodobniej się zaświeciły.

Szybko zabrałam od chłopaka kanapkę i zjadłam ją w mgnieniu oka. Może branie jedzenia od nieznajomego nie była dobrym posunięciem, ale teraz było mi już wszystko jedno. Nie jadłam od bardzo długiego czasu, więc okazja zjedzenia była dla mnie zbawieniem. Nastolatek cierpliwie czekał aż zjem po czym spojrzał na mnie jakby próbował się czegoś doszukać. Uniosłam brew i z zaciekawieniem patrzyłam na blondyna. Ten po chwili się ocknął i z drżącymi dłońmi wyjął spod kurtki kawałek papieru. Wzięłam kartkę do chudych rąk i jednym szybkim ruchem ją otworzyłam.


Już niedługo będziesz wolna kochanie.

Obejrzałam dokładnie skrawek papieru z każdej strony, ale nie znalazłam chociażby nawet głupiego podpisu. Spojrzałam niezrozumiale na blondyna, który uważnie mnie obserwował. Uniosłam brew, a ten wzruszył ramionami.

– Nie wiem od kogo to, kazano mi to ci przynieść, więc tak zrobiłem. – ponownie wzruszył ramionami.

Westchnęłam i spojrzałam na okno, które miało kraty, abym przypadkiem nie uciekła. Nie wychodziłam na zewnątrz od bardzo dawna i czułam, że już powoli szaleję.

– Dziękuję... – powiedziała cicho i oddałam chłopakowi kartkę.

Nastolatek nie powiedział już nic więcej i tylko skinął głowa po czym wyszedł przez potężne drzwi. Nie miałam co ze sobą zrobić, więc tylko oparłam się o zimną, brudną ścianę i pusto wpatrywałam się w okno. Skoro ten ktoś chce mnie uwolnić oznacza to, że jest to osoba, której na mnie zależy. Jedyne osoby, które w ogóle kiedykolwiek obchodziłam to Eleanor, Margaret i mój ojciec, ale on nie żyje. Byłam jednak w stu procentach pewna, że żadna z kobiet nie wysłała by mi tej wiadomości. Kolejną opcją był Alexander, ale to nie jest jego pismo. Znam go już parę miesięcy, więc moje oko siłą rzeczy zauważyło kilka istotnych informacji.

Nagle ponownie usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, a w progu zobaczyłam nikogo innego niż Ambrose'a. No tak, to już przecież ta pora. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam, że już się ściemnia.

– Cześć, słońce. – przywitał się mężczyzna. Na jego twarzy widoczny był ten uśmiech psychopaty.

– To co dziś robimy? – ziewnęłam teatralne, aby jeszcze bardziej go wkurwić.

W jego oczach pojawił się ten błysk, których oznaczał, że dziś skończę gorzej niż zwykle. Nie żeby mnie to już obchodziło, ale byłam świadoma, że dziś będzie okropnie boleć. Ambrose podszedł do materaca i jednym zwinnym ruchem mnie spoliczkował. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

– Zobaczysz.

Mężczyzna podniósł brutalnie moje ciało i powiesił pod sufitem. Wiedziałam, że byłam dla niego tylko i wyłącznie odskocznią od codziennych problemów. Byłam obiektem, na którym mógł się po prostu wyżyć. Miałam jednak świadomość, że to wszystko ma głębsze dno.

Pierwsze cięcie...

Nagle wszystkie myśli napłynęły do mojego umysłu. Uświadomiłam sobie, że od przeszłości nie ucieknę nigdy. To niemożliwe... To nie może być...

Jestem w dupie.

***

Tak, więc otóż moi drodzy wróciła mi wena XD i postaram się, ale nie obiecuję wrzucać rozdziały w miarę regularnie. Mam zajebsite pomysły i wychodzi na to, że była mi po prostu potrzebna przerwa. Pochwalę wam się przy okazji, że mam chłopaka XDD

Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz