27. Egoizm.

4.5K 142 12
                                    

W jednej chwili czas dla mnie stanął, a ja czułam się jakby coś ciągnęło mnie na sam dół. To coś chciało, abym cierpiała. Lecz ja nie poddawałam się. Nie chciałam znów ulegnąć temu potwornemu uczuciu. To musiało się skończyć. Nie mogłam znów pozwolić, aby kilka miesięcy pracy nad sobą poszły w las. Nie mogłam pozwolić na to, abym znów znalazła się w punkcie wyjścia. Moje usta drżały jakbym zaraz miała rozlecieć się na kawałki, ale ja się nie dawałam. Dzielnie zacisnęłam ręce w pięści, przymknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. Nie dasz się. Nie tym razem.

- Zdrajca... - szepnęłam niby do siebie, ale wiedziałam, że słyszał.

Mężczyzna zmarszczył brwi jakby nie wiedział o co chodzi. Doskonale wiedział.

- Myślałeś, że się nie dowiem? Myślałeś, że będziesz w tym spisku, a ja się nie dowiem?! - wywrzeszczałam.

Może i poddawałam się emocjom, ale nad złością nigdy nie umiałam zapanować.

- Jesteś zwykłym, parszywym zdrajcą. Zdradziłeś nie tylko mnie, ale też Eleanor! - uderzyłam go z pięści w twarz, a ten zatoczył się do tyłu. - Zrobiłeś mi nadzieję, co chciałeś osiągnąć krzywdzeniem mnie?!

Jego twarz była pełna wielu emocji. Na przemian widziałam ból i niezrozumienie. Nie wiedziałam czemu tak się zachowuje, przecież powinien ze mnie szydzić, a tymczasem nic nie mówi. Ciężko dyszałam i teraz już sama byłam zdezorientowana.

- Będziesz tak stał i się gapił? No powiedz coś, no powiedz!
- uderzałam rękami o jego klatkę piersiową, a z moich oczu płynęły łzy.

Mężczyzna jak gdyby nigdy nic mocno ścisnął mój nadgarstek i zaczął ciągnąć za sobą do jakiegoś także sportowego auta znajdującego się za willą. Szarpałam się i zapierałam jak mogłam. Byłam zmęczona, a z moich oczy cały czas nieustannie ciurkiem płynęły łzy. Może chciał zawieźć mnie spowrotem do Ambrose'a? A może chciał sam mi coś zrobić? Nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Wydawało mi się, że przez te kilka miesięcy poznałam go na tyle, aby mu zaufać, a tymczasem okazał się zwykłym zdrajcom. Zdążył nawet mnie w sobie rozkochać... Aktor. Dawanie nadziei to najgorsze co może być.

Zdrajca posadził mnie na miejscu obok kierowcy i sam szybko wsiadł do samochodu po czym zablokował drzwi, abym nie uciekła. Wyjechał stamtąd z piskiem opon i kilka razy sprawdzał w lusterku czy, aby napewno nikt za nim nie jedzie. Kiedy był już pewien swego, zwolnił. Nie znałam tych terenów, ponieważ byliśmy daleko od siedziby głównej Isaaca, więc bicie mojego serca było o wiele szybsze. Zaczęłam się pocić i szybko oddychać. Nie byłam pewna swojego losu, a wiedziałam, że moje próby i starania byłyby na nic biorąc pod uwagę jak bardzo wielki był mężczyzna i jakie posiadał umiejętności. Spojrzałam na twarz zdrajcy lecz pozostała ona kamienna. Nie mogłam nic wyczytać. Czas dłużył mi się niesamowicie, a po około 15 minutach wreszcie znalazłam się przy jakiejś leśnej drodze. Mężczyzna zgasił samochód po czym dość nie delikatnie wyciągnął mnie z pojazdu i zaczął ciągnąć wgłąb drzew. Po jakże stresującej chwili moim oczom ukazał się stary, duży dom, który z zewnątrz wyglądał na opuszczony. Po chwili byliśmy już w środku, a wnętrze było naprawdę przytulne. Ktoś musi o to dbać.

Mężczyzna posadził mnie na beżowej kanapie, a sam usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać. Przysięgam, że Alexander Rodriguez to najbardziej niezrozumiała dla mnie osoba. Nigdy do końca go nie rozumiałam, był cholernie bipolarny i nie wiadomo było czego można się po mim spodziewać. Zmienił się. Miał dłuższe włosy, które niechlujnie układały się na jego głowie. Czarną czuprynę dopełniał kilkudniowy zarost co bez wątpienia dawało mu uroku. Nie da się ukryć, że Alexander od zawsze był przystojny i przyciągał uwagę kobiet. Lecz teraz już wiem, że powierzchnia może być zupełnie inna niż wnętrze. I to pod każdym względem.

Rozejrzałam się po pokoju. Salon był w odcieniach beżu, szarości i bieli. Na środku stała kanapa, dwa fotele i ława którą przyozdabiał naprawdę ładny kwiat. W roku pomieszczenia stał stary odtwarzacz, którego chyba rzadko się używa, a obok wielki regał z płytami . Kolekcja była naprawdę imponująca, ktoś ma dobry gust.

Nagle usłyszałam jak mężczyzna chrząka.

- Będziesz tak gapić się w płyty? - spytał jakby z wyrzutem.

- Oh, wybacz, że nie poświęcam ci wystarczająco mojej uwagi. Poprawię się.

- Co się z tobą stało? - westchnął.

- Co się ze mną stało? Popatrz na siebie. Jedyne czym dla mnie jesteś to zdrajcą. Ukartowałeś to razem z nim! Powiedział mi wszystko. Jesteś nikim. - wycedziłam.

- Co ty pierdolisz? Piłaś coś? Większych głupot nie słyszałem. - pod wpływem emocji wstał i zaczął się chodzić w kółko. To samo zrobiłam i ja.

- Nieprawda! Pokazałeś już na co cię stać. Nienawidzę cię, nie mogę uwierzyć jak można mieć taką znieczulicę. - tupnęłam noga jak dziecko.

- Zachowujesz się nie poważnie. Może z łaski swojej wytłumaczyłabyś mi o co chodzi? - był wyraźnie zirytowany.

- Jeszcze pytasz?! Ukartowałeś to razem z Ambrosem. Powiedział mi wszystko. Wziąłeś pieniądze i zrobiłeś wszystko, abym później cierpiała. Wiedziałeś o wszystkim co planuje. Jesteś cholernym egoistą, nienawidzę cię! - czułam, że zaczynam tracić siłę do tego wszystkiego, miałam dość.

Alexander usiadł na kanapie i schował twarz w rękach gdy ja ciężko dyszałam. Nie odzywał się dobre parę minut.

- Nie mogę uwierzyć, że dałaś się omamić takiemu kłamcy i sadyście jakim jest Ambrose. Nie mogę uwierzyć jak łatwo pomyślałaś, że mogłem zrobić coś takiego właśnie tobie... Szukałem cię. Nigdy nie przestałem. Wszyscy mówili, że nie warto szukać kogoś kto zapewne już nie żyje, ale ja nigdy nie przestałem szukać. - zrobił przerwę. - Nie mogę uwierzyć jak łatwo dałaś się zmanipulować. Nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie świadomość jakie miałaś o mnie zdanie... Nigdy przenigdy nie zrobiłbym tobie takiej rzeczy. Nigdy...

Jego twarz była spowita smutkiem, a każde słowo, które padło z jego ust było dla mnie ostre jak brzytwa. Teraz także i ja nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Dlaczego uwierzyłam osobie, której nienawidzę, a tą, której ufałam tak szybko skreśliłam. Może sama już zaślepiona sobą wierzyłam w każdej słowo. Teraz to ja jestem egoistką. Czemu nie myślałam o innych, a przez cały czas rozmyślałam nad swoim losem? Dopiero teraz dostrzegam jakim jestem okropnym człowiekiem. Powinnam była myśleć o uczuciach innych. O tym jak inni to przeżywają. Czemu tak szybko skreśliłam kogoś kogo kochałam mimo, że wiedziałam, że moje uczucie nie było odwzajemnione? Jak mogłam być taka okropna?

Nie myślałam o odczuciach sytuacji jego czy Eleanor lub Margaret. Myślałam tylko o sobie i czekałam na koniec nie myśląc nawet o bliskich. Nie myślałam nawet o śmierci dziadka, który całe moje życie był przy mnie, a ja w dniu jego śmierci nie czuwałam przy nim. Nie byłam nawet na jego pogrzebie...

Padłam na kolana i zaczęłam łkać jak nigdy wcześniej nawet nie kontrolując moich czynów. Ciężko było mi się opanować i czułam tylko jak ktoś potrząsa moimi ramionami.

- Prze-przepraszam... Tak bardzo przepraszam... - łkałam w swoje dłonie trząsąc głową. - Je-jestem taka żałosna! Nie patrz na mnie... Jestem taka żałosna...

Nie dało się mnie opanować, a żadne słowa nie dochodziły do mnie. Czułam się jakbym miała zaraz przepaść. Nagle jednak czułam jak mężczyzna ciągnie moją głowę do góry, a te oczy głębokie jak ocean całą swoją uwagę skupiają na mnie. Potem czułam tylko miękkie usta delikatnie całujące moje rozgrzane policzki, które wreszcie powoli przesuwały się w stronę moich ust.

Potem byłam już tylko w niebie...

***

Nie wiem szczerze co ja odpierdalam. Próbuję pisać, a to jest CRINGE XDD Dziwnie się czuję. Btw chcecie jakiś rozdział z perspektywy Alexandra? Pewnie tak więc już nieważne i tak zrobię.

Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz