25. Raz kozie śmierć

4.3K 128 10
                                    

Nadeszła jesień co oznaczało, że pora wdrożyć w życie coś co miało jedyny sens w mojej egzystencji. Żyłam dla tego. Całe ostatnie pół roku poświęciłam na planowaniu zemsty. Zemsty, która prawdopodobnie jedyne co mi da to poczucie spełnienia, ale choćbym miała umrzeć, chciałam poczuć coś więcej niż jedynie pustkę, która bezustannie mnie wypełniała. Pogodziłam się już z faktem, że przeszłości nie zmienię i postanowiłam myśleć trochę bardziej pozytywnie chociaż później doszłam do wniosku, że z taką przeszłością nie są związane żadne plusy. Skupiłam się, więc na zemście. Postanowiłam, że wszystkie osoby, które kiedykolwiek brały udział w intrydze przeciwko mnie - pożałują swoich wyborów. Po krótkim czasie zaczęłam myśleć o osobach, które tym kierowały. Byłam dobrym słuchaczem, a słowa, które wypowiadał Ambrose zapadły mi głęboko w pamięć.

Moja matka.

Uśmiechnęłam się do siebie.

Mówił, że Eva to głupia marionetka w jego rękach, ale biedny nie zrozumiał, że wszystko było na odwrót. Znałam moją matkę jak nikt inny, ale nie dało się łatwo przewidzieć jej ruchów. Zrozumiałam, że to Ambrose przez cały czas był w błędzie. Później zaczęłam analizować jaki był cel Evy. Na to mogłoby składać się kilka czynników, ale postanowiłam nie spekulować. Wszystkiego dowiem się na miejscu. Kolejnym punktem mojej zemsty były przygotowania. Bez tego ani rusz, klęska gwarantowana. Po wszystkim co zrobiło Ambrose, a właściwie Eva byłam w okropnym stanie psychicznym. Oprócz blizn pozostawionych na ciele, były także te umieszczone głęboko na duszy.

Siedziba Isaaca była twierdzą, a kamery miały widok dosłownie na każdy element budowli. Ochrona była zaopatrzona w najlepszych ludzi, więc nie było możliwości przebicia się. Moja historia zaczęłam się gdy byłam dość młoda, ale to nie znaczy, że byłam wyszkolona. Do tego potrzebne byli mi ludzie. Utrudnieniem był największy lęk. Dotyk. Lecz wola zemsty była silniejsza.

Na początku Isaac próbował nawiązywać ze mną kontakt, chciał do mnie dotrzeć. Widziałam, że cierpi, ponieważ byłam świadoma, że mężczyzna mnie kocha, ale nie byłam w stanie. Nie byłam w stanie rozmawiać. Przez kilka pierwszych miesięcy byłam tylko ja i mój umysł, ale później zrodził się pomysł, do którego realizacji pozostała mi najważniejsza część.

Musiałam wyjść do ludzi.

Ostatnie pół roku siedziałam w pokoju i opracowywałam całą taktykę akcji, ale aby wszystko udoskonalić potrzebna jest mi wiedza o praktyce. Umiejętności. Może i postąpiłam egoistycznie zamykając się przed wujkiem, ale najpierw chciałam spełnić swojego potrzeby. Chciałam odnaleźć spokój. Mój cel jest już blisko.

Nie myśląc więcej poszłam do łazienki, aby w ten wielki dzień kiedy wyjdę do ludzi od razu nie odstraszać. Wzięłam gorący prysznic, aby się rozluźnić po czym ubrałam bieliznę, zieloną bluzę oraz czarne legginsy. Ubrałam się luźno. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam sosnowe drzwi, a przed moimi oczami ukazał się długi korytarz z wieloma podobnymi do moich drzwiami. Korytarz ten nie był ruchliwy, więc idąc przez niego nie spotkałam nikogo. Kiedy wyszłam na schody prowadzące na dół poczułam lekki stres. W końcu nie wiedziałam dokładnie czego mogłam się spodziewać. Ostrożnie stawiałam nogi na kolejnych stopniach aż w końcu moja stopa zetknęła się z zimnymi kafelkami. Skręciłam do kuchni, a po drodze natknęłam się na jednego z nowych strażników. Chyba ktoś go uprzedził, że na ostatnim piętrze mieszka wariatka, ponieważ na mój widok zmarszczył brwi. Ukłonił się tylko, a ja przechodząc obok niego przyśpieszyłam. Nie natknęłam się już na nikogo więcej co było bardzo dziwne, ponieważ w tym domu zawsze roiło się od ludzi. Weszłam do kuchni, a moim oczom ukazało się kilka osób jedzących przy stole. Byli ubrani w kamizelki co oznaczało, że zaraz wyruszają na jakąś akcję. Na widok mnie wchodzącej do kuchni wszyscy zamilkli, a każde spojrzenie było wbite w moją osobę. Poczułam się nie komfortowo, ale zignorowałam to uczucie i otworzyłam lodówkę po czym wyjęłam z niej karton mleka. Usiadłam na krześle, a nogi położyłam na blacie stołu. Wzrok wszystkich był utkwiony we mnie co mnie już pozwoli irytowało.

- Na co się gapicie? Jedzcie. - powiedziałam z wyrzutem.

Wszyscy jak na zawołanie wrócili do jedzenia, ale nie kontynuowali rozmów. Wzięłam duży łyk mleka po czym westchnęłam.

- Ej ty! - szturchnęłam jakiegoś młodego chłopaka.

- T-tak? - zadrżał przez co miałam ochotę się roześmiać.

Boją się mnie. I słusznie. Pewnie usłyszeli jakieś stare pogłoski na mój temat, że jestem psychopatką.

- Na jaką akcję jedziecie?

- Pan Isaac chce odebrać towar od Meynersów. - odezwał się jakiś starszy ode mnie chłopak siedzący na końcu stołu.

- Hmm, a oni nie zeszli już przypadkiem z rynku? - spytałam z zaciekawieniem.

- Długo pani nie było. - westchnął.

***

No siemanko mordzixy, Clemcia wraca do gry i ja też, miłego życia papa



Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz