Epilog

6.4K 294 20
                                    

VANESSA

Odkąd urodził się Aiden mam jeszcze mniej czasu niż w trakcie ciąży. Dwójka dzieci to nie przelewki. Dzięki Bogu za istnienie czegoś takiego jak babcia, mama Aarona jest totalnie zakochana w swoich wnukach, choć nadal pamiętam jak sceptyczne podchodziła do adopcji Rose, ale odkąd w naszym życiu pojawił się Aiden, chyba zrozumiała, że naprawdę się kochamy i że to wcale nie jest zabawa, zaczęła uczestniczyć w naszym życiu, zajmowała się wnukami i pomagała mi w przygotowaniach do ślubu.

Aaron oświadczył mi się jeszcze jak byłam w ciąży, ale nie chciałam iść do ołtarza z brzuchem, więc postanowiliśmy poczekać, aż mały się urodzi. Poród zniosłam bardzo źle, po 24 godzinach nieustannych skurczy, lekarze wreszcie podjęli decyzję o cesarce, Aiden na szczęście urodził się zdrowy i od razu stał się oczkiem w głowie rodziców i starszej siostry. Niedawno nasza rodzina powiększyła się o jeszcze jedną istotę, a dokładniej tą istotą jest dwumiesięczny leonberger imieniem Caro, jest on trochę jak trzecie dziecko, ale teraz mam poczucie, że jesteśmy prawdziwą rodziną.

Bardzo często widuję się też w bratem, który totalnie stracił głowę dla siostrzenicy, młoda owinęła go sobie woku palca i właśnie teraz patrzę jak pozwala niespełna czteroletniej dziewczynce zrobić sobie makijaż, jak Rose do mnie przybiegła mówią, że muszę dać jej szminkę, bo będzie malować wujka, nie mogłam odpuścić sobie tego widowiska. Były żołnierz z makijażem na twarzy, tego jeszcze nie widziałam.

Wybucham śmiechem, gdy mała po raz drugi wkłada mu szczoteczkę od tuszu do rzęs do oka, wcześniej zdążyła pomalować mu zęby szminką i wysypać puder na spodnie, takiego kabaretu dawno widziałam.

- I z czego się cieszysz? - mówi Logan - Tak ją wychowałaś - już mam mu czymś odpyskować, ale na taras wychodzi Aaron ubrany w garnitur z jakimiś papierami w dłoni.

- Słońce jadę na spotkanie, wrócę za jakieś trzy godziny. - mówi, całując mnie w usta, dopiero kiedy odwraca się do małej zauważ twarz Logana i wybucha głośnym śmiechem - Co ty masz na twarzy? Da się to zmyć? - pyta i znowu wybucha śmiechem, a ja razem z nim, Aaron w ogóle ostatnio jakoś wyluzował, przestał być taki sztywny, widocznie spędzanie czasu ze mnę i Loganie dobrze na niego wpływa.

- A dajcie mi wy wszyscy święty spokój - mówi i bierze Rose na ręce - Chodź, pójdziemy na lody. - mówi do małej i wchodzi do domu.

- A moja mama będzie tak za 15 minut, zajmie się Aidenem więc będziesz mogła jechać do szkoły. - mówi i całuje mnie jeszcze raz i wychodzi zostawiając mnie samą na tarasie za domem.

Właśnie szkoła, biznes naprawdę bardzo dobrze się kręci, ja z racji tego, że nie mogę prowadzić lekcji, zajmuje się papierkową robotą, zatrudniłyśmy trzech tancerzy i naprawdę dobrze idzie, początkowo planowałyśmy uczyć tylko osoby od 15 roku życie, ale jakiś czas temu Rose powiedziała, że ona też chce tańczyć, więc stworzyłyśmy grupę dla dzieci i mamy naprawdę dużo chętnych. O dziwo nie brakuje mi tańca i niezależności, naprawdę cieszę się z tego, co mam.

Z zamyślenia wyrywa mnie płacz małego, który spała w salonie, idę więc do niego po drodze zbieram szklanki, ze stołu i zanoszę je do kuchni.

- Już słoneczko - mówię, do małego wyciągając go z wózka - Głodny jesteś co?

Akurat kończę go karmić, kiedy do domu wchodzi mama Aarona z zakupami w ręku, ostatnio często robi nam zakupy, bo ja rzadko mam czas, a Aaron zawsze kupował nie to co trzeba.

- Dzień dobry, zrobiłam zakupy. - oznajmia, kładąc tory na blacie w kuchni - Aaron mówił, że chcesz gdzieś wyjść. Możesz sobie spokojnie załatwić swoje sprawy ja się nimi zajmę. A właśnie gdzie Rose?

- Z moim bratem, zabrał ją na lody, pewnie szybko nie wrócą, bo młoda na pewno wyciągnie go na plac zabaw, więc zostaje tylko Aiden i Caro. Powinnam wrócić za około dwie godziny.

- Jedź, jedź poradzę sobie - mówi, biorąc ode mnie Aidena.

Po drodze do szkoły zatrzymuję się jeszcze w kwiaciarni i jadę na cmentarz. Za tydzień jest rocznica ich śmierci. Dziwnie się czuję z tym że ich śmierć sprawiła, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, przecież gdyby nie ten wypadek nigdy nie związałabym się z Aaronem. Nadal zastanawiam się jak to się stało, że zakochałam się w nim do szaleństwa, przecież jak dobrze pamiętam nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, jak moje nastawie tak szybko się zmieniło.

Kładę kwiaty na płycie nagrobka i siadam na ławce.

- Tak strasznie za tobą tęsknie - mówię, patrząc na jej zdjęcie na pomniku - Dlaczego nie możesz być tu z nami? - czuję, że w oczach stają mi łzy - Przepraszam, że tak rzadko tu zaglądam, ale ostatnio dużo się dzieje. Nigdy byś w to nie uwierzył, ale odkąd urodził się Aiden nie mam nawet czasu iść do fryzjera, siedzę tylko w domu i gotuje obiady, ale chyba mi się to podoba. Cieszę się, że to nas wybraliście na rodziców Rose, bo dzięki temu wreszcie mam to, czego nie potrafiła dać mi nawet rodzona matka; miłość. Zrobię wszystko, żeby jak najlepiej cię zastąpić, żeby Rose nigdy o was nie zapomniała. Razem z Aaronem zapewnimy jej prawdziwą rodzinę, kocham ją tak samo, jak Aidena, szkoda, że nigdy nie poznasz mojego synka, mogłabyś zostać jego chrzestną, ale... gdybyście wy żyli, jego pewnie by nie było, a bardzo go kocham. Od samego początku miałaś rację rodzina jest najważniejsza, a ja po prostu próbowałam przed tym uciekać, dziękuję, że zmusiłaś mnie do tego, żebym przerwała tę ucieczkę, tylko dlaczego w ten sposób? - pytam, choć wiem, że i tak mi nie odpowie to lubię tu przychodzić i po prostu się jej wyżalić tak jak w liceum, kiedy kłóciłam się z matką.

W szkole odwalam papierkową robotę i rozpisuje grafik na następny miesiąc, właśnie mam się zbierać, kiedy do gabinetu wchodzi Juliette.

- Jesteś jeszcze? - pyta.

- Właśnie miałam wychodzić - mówię, chowając papiery do torebki.

- Słuchaj - zaczyna tym tonem, który ma za każdym razem, kiedy musi powiedzieć mi coś ważnego i boi się mojej reakcji.

- Stało się coś? - pytam, podnosząc na nią wzrok.

- Tylko obiecaj mi, że nie będziesz zła.

- Weź mnie nie wkurzaj, tylko mów co się dzieje - mówię, podchodząc do niej.

- Umówiłam się z twoim bratem, to on miał ci to powiedzieć, ale chyba stchórzył, bo powiedział i, że ode mnie lepiej to przyjmiesz. - wyrzuca na jednym oddechu, a ja wybucham śmiechem.

- Tylko tyle? - pytam, kiedy udaje mi się uspokoić.

- A co byś chciała jeszcze? - pyta wyraźnie zdziwiona moją reakcją.

- Ja myślałam, że stało się coś poważnego, a ty mi wyjeżdżasz z tym że spotykasz się z moim bratem, czemu miałabym być o to zła? Jesteście dorośli, róbcie co chcecie.- odpowiadam.

- To super, szczerze to trochę obawialiśmy się twojej reakcji.

- Jak długo się spotykacie?

- Od chrzcin Aidena - odpowiada, no tak to ona i Logan zostali rodzicami chrzestnymi mojego syna.

- Chyba zrobimy z tego tradycję - mówię żartem.

- Co?

- No wiesz ja i Aaron też byliśmy chrzestnymi Rose teraz jesteśmy razem, wy jesteście chrzestnymi Aidena i jesteście razem to już tradycja - tłumaczę zamykając biuro.

- Tylko wy nie planujcie katastrof lotniczych - śmieje się.

- Nie planuje uwierz, mam uraz do samolotów, chyba nigdy do żadnego nie wsiądę.

Planuję długie i szczęśliwe życie u baku Aarona i naszych dzieci.

__________________________________________________

THE END 

To już koniec. Mam nadzieję że się wam podoba i zakończenie nie zawiodło waszych oczekiwań?

Wyswatani✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz