3

7.7K 379 13
                                    

VANESSA

- Uważaj! Zrobisz jej krzywdę. - słyszę po raz setny - To dziecko nie lalka. - z całych sił staram się nie wybuchnąć i nie nawrzeszczeć na niego przy dziecku, ale szlag mnie trafi, jeśli jeszcze raz raczy mnie jakąś mądrą uwagą. Idiota jeden myśli, że jak jest bogaty, to może serwować każdemu swoje uwagi. Mam go już po dziurki w nosie, co jest dziwne, bo ja raczej dogaduje się z każdym. A on jest jakimś pieprzonym wyjątkiem. Bardzo przystojnym wyjątkiem. Co nie zmienia faktu, że jest idiotą i jak się nie zamknie to, zacznę rozważać uduszenie go pampersem.
- Możesz się zamknąć? - mówię z wymuszonym uśmiechem - Albo najlepiej stąd iść?
- Żebyś coś jej zrobiła? - pyta z bezczelnym uśmiechem, jakby denerwowanie mnie go bawiło.
- Ciebie całkowicie popieprzyło - sycze zła - Nie rób ze mnie potwora. To, że nie chce mieć dzieci, nie znaczy, że byłabym zdolna coś jej zrobić, ale jeśli zaraz się nie zamkniesz, zacznę rozważać morderstwo adwokata-idioty. - biorę już ubraną Rose na ręce, starając się zrobić to tak, jak tłumaczyła Ali i ruszam w stronę drzwi.
- Grozisz mi? - pyta, dalej szczerząc zęby.
- Lojalnie ostrzegam. - wychodzę i przy schodach napotykam Ali - Możemy już jechać, przysięgam, że jeśli jeszcze raz raczy mnie jakąś uwagą, to powieszę go za jaja.
- Vanessa - zaczyna ostrożnie.
- Co? Błagam, nie mów, że to z nim mam jechać do kościoła?
- No tak - mówi - Ale my też z nim jedziemy - dodaje szybko, czym w sumie mnie uspokaja. - Opamiętasz o zdjęciach? Musimy mieć wasze zdjęcie z małą. - mówi i wsiada do z tyłu samochodu.
- Dopóki się nie odezwie, to jakoś to przeżyje. - mówię i podaje Rose, Lukowi, który zapina ją i siada obok. Zajebiście, czyli ja muszę siedzieć obok tego dupka. Spokojnie, tylko spokojnie, powtarzam sobie w myślach i zajmuję miejsce pasażera.
- Znowu jesteś skazana na mnie - mówi Aaron, zapinając pas.
- Mówiłeś coś? - pytam ze słodkim uśmiechem i odbieram komórkę.
- Hej Juliette! Co jest? - pyta przyjaciółkę.
- Nic Lizzy pyta, czy zdążysz na 20, bo nie da rady załatwić za ciebie zastępstwa.
- Samolot mam o 13:30. Zdążę jeszcze na próbę generalną. - słyszę, jak krzyczy do Lizzy naszej choreografki, a potem się rozłącza.
- Mówiłaś, że zgubiłaś telefon. - wytyka mi Aaron.
- Kupiłam drugi, a numeru Ali nie znam na pamięć. Zresztą co cię to...
- Zachowujecie się jak dzieci - przerywa nam Ali - Vanessa... a ten samolot to jutro? - pyta i w jej głosie słyszę nadzieje i co tylko potęguje moje poczucie winy.
- Dziś, przykro mi, ale dziewczyna, która miała mnie, zastąpić tydzień temu złamała rękę i muszę być - kłamię gładko, prawda jest tak, że nawet nie szukałam zastępstwa. Ten koncert jest jednym z najważniejszych, układ trenujemy od roku w przerwach między kolejnymi tournée, nowa tancerka nie opanowałaby go w dwa miesiące. A poza tym bardzo chciałam wziąć udział w tym koncercie.
- Czyli Rose będzie widywać cię raz w roku? - pyta z wyrzutem.
- Ali wiedziałaś, na co się piszesz, kiedy chciałaś, żebym została chrzestną. Wiesz, że mój czas jest ograniczony, zawsze był. Wiedziałaś, że tak jest. - przypominam jej.
- Miałam nadzieje, że coś się zmieniło.
- Postaram się okej. Postaram się przyjeżdżać częściej, ale niczego nie obiecuję.

Kiedy wybija 13, zamawiam taksówkę i idę pożegnać się z Ali.
- Zostań jeszcze trochę - błaga mnie Ali.
- Nie mogę. Chłopacy z zespołu i tak zrobili mi dużą przysługę, że dla mnie przełożyli lot z 6 na 13:30. Dłużej nie mogą na mnie czekać, a następny samolot do NY jest dopiero jutro.
- Widzisz, jaką ty masz niedobrą ciocię. - mówi do Rose. - Mam nadziej, że będziesz wysyłać jej, chociaż jakieś prezenty.
- Masz to, jak w banku, a teraz naprawdę muszę jechać - przytulam ją - Na razie mała - głaskam Rose po główce, a kiedy się odwracam, wpadam na umięśnioną klatę tego idioty.
- Lecisz ma mnie? - pyta, chwytając mnie w tali.
- I to dosłownie - odpycham od siebie jego ręce - Luke cieszę się, że mogłam cię zobaczyć po tylu latach - kiedy udaje mi się wydostać z jego ramion, odwracam się do Aarona i ze słodkim uśmiechem podaję mu rękę.
- Idioto. Mam nadziej, że więcej cię nie zobaczę. - ciągnie mnie za rękę tak, że wpadam na jego klatkę piersiową i chwyta mnie mocna w tali.
- A ja mam wrażenie, że jeszcze się spatkamy - szepcze mi do ucha i odchodzi.
Co za dupek. Boże, broń, żebym jeszcze kiedykolwiek musiała oddychać tym samym powietrzem co on.





Wyswatani✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz