"Kłótnia"

8.6K 203 70
                                    

Siedziałem właśnie na łóżku w domu rodziców, trzymając kurczowo zdjęcie. Moje i Łukasza... To było miesiąc temu, pokłóciliśmy się aż za bardzo. Do tej pory pamiętam dokładnie cały dialog.

~~~

- Jesteś nikim, rozumiesz?! Nikt cię tu nie potrzebuje, nikt cię nie kocha! - wykrzyczałem Łukaszowi prosto w twarz...
Właśnie wypowiedziałem same kłamstwa, raniąc go. Jego słaby punkt... Sam zaprzeczyłem swoim uczuciom do niego. Przecież go kocham.

- J-Ja... N-Nie... - nie wiedział co powiedzieć. Szybko pobiegł na górę, a do mnie z podwójną siłą dotarło to, co zrobiłem...
Nie sądziłem, że będę mógł nagadać takich kłamstw. Kocham go. On o tym nie wie i nie miałem zamiaru mu powiedzieć, skoro woli dziewczyny, ale teraz... Nawet nie mam co liczyć na rozmowę.

Pobiegłem szybko za chłopakiem i szarpnąłem za klamkę. Cholera, zamknięte. Zacząłem się dobijać do jego drzwi. Na marne. Odpowiadała mi cisza. W nocy, około pierwszej, kiedy Kamerzysta myślał, że pewnie śpię, wyszedł ze swojej „skrytki". Ja w tym czasie siedziałem załamany na kanapie w salonie. Położyłem głowę na kolanach, które podkuliłem, obejmując się rękami. Płakałem, ale na tyle cicho, aby starszy się tego nie domyślił. Kiedy usłyszałem jak stoi niedaleko, patrząc na mnie, podniosłem głowę i spojrzałem na niego czerwonymi i zaszklonymi oczami. Mimo wszystko rzadko przy nim płakałem. Zdołałem wyszeptać jedynie kilka słów:

- Przepraszam... Ja naprawdę tak nie myślę...

Po chwili, kiedy chciał już wychodzić, powiedziałem łamiącym się głosem:

- Nie zostawiaj mnie, proszę. O-Obiecałeś... -nie hamowałem swoich łez, które ciurkiem leciały po moich policzkach. Wyszedł z domu. Zostawił mnie, mimo że obiecał. Nie dotrzymał danego słowa. A najgorsze, że to wszystko moja wina.

~~~

Minął miesiąc. Próbowałem się z nim skontaktować, jednak na marne. Kanał został zawieszony. A ja? Siedzę od miesiąca u rodziców. Każdy mi mówi, że się stoczyłem. I dobrze mi tak. Zraniłem najważniejszą osobę w moim życiu. Z mojej winy ona mnie zostawiła i teraz cierpi.

A ja nie umiem się odkochać. Za każdym razem, jak o nim pomyślę, moje serce bije w szybszym tempie. Wspominałem chwile, gdy był przy mnie. Chwile, których było zresztą mało, ale były to chwile najszczęśliwsze. Chwile, w których szatyn mnie przytulał, a ja mogłem mu się wyżalić, albo wtulić w trakcie oglądania strasznego horroru. Chwile, gdy jakimś cudem spałem z nim w jednym łóżku. Kiedy mogłem się przytulać do niego, a on mnie obejmował. Wtedy czułem się kochany, czułem jakby on mnie kochał, jakbym mógł mu powiedzieć co do niego czuje i zostać już tak na zawsze... Ale wtedy wraca do mnie tamta kłótnia. Moje serce łamie się na pół i wciąż ryczę.

Znacznie schudłem. Ważę około trzydzieści osiem kilo. Często mam czerwone oczy, które zresztą są podkrążone, z worami od braku snu. Nikt mnie nie wspiera. Wszyscy mają mnie w dupie. Miałem jedynie jego. W szkole jest coraz gorzej. Zawsze miałem wtedy chłopaka. Jemu mogłem się wyżalić, a on mi pomagał. A teraz? Teraz nie mam już nikogo. Tylko siebie i złamane serce. Mam nadzieję, że chociaż on jest szczęśliwy. Że chociaż on nie cierpi tak jak ja. Nie wybaczyłbym sobie tego.

Miałem z dwie próby samobójcze. Z tego co wiem, raz podczas kiedy godziny odwiedzin w szpitalu się kończyły, był u mnie pewien szatyn ze smutnymi, niebieskimi oczami. To był Łukasz... Wciąż pamięta i się martwi o takie gówno warte tyle, co ja. Mocniej ścisnąłem zdjęcie w rękach i przyciągnąłem je do swojej klatki piersiowej.

Gdzie jesteś, Łukasz? Co mam zrobić, żeby chociaż raz cię zobaczyć, albo przytulić?

Słyszę pukanie do drzwi. Normalne. Nie hamuję łez, ciągle płaczę. Nikogo to nie interesuje. Wczoraj dopiero wróciłem do domu po kolejnej próbie samobójczej. Czemu nie mogę po prostu umrzeć? Zniknąć z tego świata?

- Ktoś do Ciebie... Może wreszcie się ogarniesz - westchnęła moja „matka".

- Kim jesteś? - zapytałem słabym głosem.

- Co ty ze sobą zrobiłeś, dzieciaku... - westchnął ten ktoś.

- N-Nie... Nie możliwe... To nie możesz być ty - wydusiłem, odwracając się - Ł-Łuki, to ty... To sen, prawda? Zaraz znowu znikniesz, a ja znów będę we własnych łzach i... - Mój monolog przerwał mocny uścisk chłopaka.

Co on tu robi?

Nie myśląc zbyt wiele, mocno się wtuliłem w jego ciało, jeszcze bardziej płacząc - Nie wierzę, że tu jesteś... Tak bardzo tęskniłem. Nie chciałem wtedy tego mówić. Przepraszam. Jestem takim gównem... - kiedy znów zaczynałem monolog, przerwał mi.

- Już nic nie mów, Marek. Po prostu siedź już cichutko. Pozwól mi przemyśleć to, dlaczego właściwie tutaj jestem - powiedział gładząc mnie po plecach.

Nie odezwałem się już. Po prostu tak siedziałem. Cieszyłem się tym, że on tu jest. Ze mną. Po tym czasie. Starszy położył się, ciągnąc mnie za sobą, pozwalając leżeć przy swojej klatce piersiowej, tak jak zawsze, kiedy spaliśmy razem. Mocniej się wtuliłem i zamknąłem oczy.

- To nie tak, że nikt cię nie kocha. Kłamałem... Jest jedna osoba, dla której jesteś sensem życia - powiedziałem drżąc

- Przepraszam... Nie powinienem się w tobie zakochiwać. Teraz pewnie znów mnie zostawisz. Przepraszam... - moje oczy ponownie się zaszkliły.

- A ja ci dziękuję. Za to, że się we mnie zakochałeś. I przepraszam za wszystko, za co przeze mnie musiałeś wycierpieć, skarbie - szepnął.

- T-To znaczy... T-ty... Co? - zapytałem, nie dowierzając.

- Tak. Też się zakochałem. W tobie - szepnął.

- Nie wierzę w to. Jesteś tutaj, leżysz ze mną, wyznałeś mi miłość... Jeśli zasnę, to to wszystko zniknie, a ja tego nie chcę - westchnąłem, ziewając po chwili.

- Wszystko zostanie tak samo. Prześpij się trochę. Dobranoc - pocałował mnie w głowę, przez co po raz pierwszy od dawna na moich ustach pojawił się uśmiech.

Odpowiedziałem mu tak samo i poczułem, jak przykrywa nas kołdrą. Zamknąłem oczy i zaciągnąłem się jego zapachem. Wreszcie.

Znalazłem szczęście.

~WeroniczeQ

One shoty KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz