Zaczynamy kolejne opowiadanie:) Miłego czytania:)
Sale koncertowe to jedne z najpiękniejszych, najdziwniejszych i najbardziej magicznych miejsc, jakie istnieją na świecie. Wszyscy mówią tam jednym głosem, a uczucia unoszące się w powietrzu mimo tego, że są tak odmienne, łączą się i całą siłą kierują w stronę tej jednej najważniejszej osoby, stojącej na scenie.
Obserwator stojący z boku mógłby się zastanawiać, co dzieje się z ludźmi, którzy śpiewają z całych sił z wokalistą, pozornie nic nieznaczące słowa, a łzy spływają im po policzkach, oczyszczając zbolałe serca i dusze. Sale koncertowe są jak konfesjonał, są miejscem, gdzie można wyrzucić całą swoją złość, ból, cierpienie, a rozgrzeszeniem jest muzyka, która przynosi wolność i ukojenie.
Tak było też teraz, samotna postać stała na środku sceny, a ciche dźwięki ballady brzmiały w całej sali. Tłum wpatrywał się jak urzeczony w młodego mężczyznę, śpiewając wraz z nim. Każdy przyszedł tutaj z jakąś historią, tkwiącą w nim głęboko. Nie da się poznać człowieka patrząc tylko na jego twarz, ale emocje grające w oczach uczestników tego koncertu, mówiły tak dużo. Wokalista, nie był tylko ich idolem, nie tylko śpiewał, ale swoim głosem opowiadał o tym wszystkim, co działo się w ich życiu. O wszystkich upadkach, po których tak ciężko się podnieść, o utraconych marzeniach, o nadziejach, które zostały pogrzebane, o rozstaniach i powrotach, a co najważniejsze o demonach tkwiących wewnątrz nas.
Stał tam z tyłu sali, śpiewając pod nosem, swoją ulubioną piosenkę z nowej płyty i myślał
o tym, co dzieje się w jego życiu. Odkładał wszystkie zarobione pieniądze, by być dziś w tym miejscu i udało mu się, jednak nie czuł tej radości, myśl o pijanej matce siedzącej w domu, wszczynającej kolejną awanturę z ojcem, nie napawała go szczęściem. Nikt nie wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami i może dobrze, nie zniósłby tych spojrzeń pełnych współczucia.Niektóre rzeczy, powinny zostać zachowane w tajemnicy już na zawsze...
Bujała się powoli w rytm spokojnej piosenki, która mówiła tak wiele o jej życiu i o niej samej. Czasami zastanawiała się jak jest to możliwe, by obca osoba, tworzyła takie utwory, które mówiły o jej życiu, o wszystkich upadkach i ranach, jakie sama sobie zadawała. On jedyny zdawał się rozumieć wszystko. Nie znał jej, ale jedynie jego głos, powodował że zaczynała wierzyć w to, że może nie jest tak okropna, jak się jej wydawało. Zerknęła na bok i zauważyła śliczną dziewczynę, szczupłą, wyglądającą na tak piękną i zadowoloną z życia. Nie rozumiała dlaczego ona nie może się tak poczuć.
Najwidoczniej piękno niektórych osób jest ukryte tak głęboko, że nawet oni sami nie potrafią go dostrzec...
Otulał się ramionami, a łzy płynęły po jego policzkach. To nie miało być tak, wszystko poplątało się w najgorszy z możliwych sposobów. Miał świętować, cieszyć się z koncertu swojego idola, jednak teraz stał w czarnym garniturze tak bardzo nie pasującym do tego miejsca i myślami był daleko stąd, na pogrzebie własnej mamy, który odbył się kilka godzin temu. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez jednej z najważniejszych osób w swoim życiu, bez kogoś, kto spowodowała, że stał się takim, a nie innym człowiekiem. Jak miał żyć bez swojego drogowskazu? Podniósł wzrok i zauważył go, śpiewającego o stracie i bólu, otarł szybko policzki i skupił swój wzrok na jego twarzy, bo teraz tylko on trzymał go przy życiu.
Są rzeczy, z którymi nie możemy walczyć, musimy się im poddać nawet jeżeli będą nas niszczyć krok po kroku...
***
Ukłonił się i z uśmiechem na ustach zbiegł ze sceny za kulisy. Słyszał ludzi gratulujących mu świetnego koncertu. Dziękował im i pozwalał klepać się po plecach. Poczuł uścisk na ramieniu i zauważył swojego trenera, który coś do niego mówił.
- Genialny występ, widziałem wiele płaczących osób, stary jesteś dla nich wszystkim. To niesamowite, jak bardzo utożsamiają się z niektórymi tekstami. Nie wiem jak ty to robisz, ale to istne szaleństwo, oby tak dalej.
- Dzięki, fakt widziałem trochę płaczących osób, chyba wszystkim podobał się występ – zaśmiał się szczęśliwy i pobiegł dalej.
- Energia cię roznosi! – krzyknął jeszcze za nim mężczyzna.
Minął resztę osób z ekipy, tłumacząc się, że idzie do łazienki, gdy wreszcie dotarł do miejsca, wpadł do środka i zatrzasnął drzwi zamykając je na klucz. Opadł na podłogę i przyłożył czoło do zimnej podłogi, starając się złapać oddech, ale nie potrafił się uspokoić. Szloch wydarł się z jego ust, a łzy toczyły sobie mokrą ścieżkę po jego policzkach. Wbijał swoje paznokcie w dłoń, chcąc wrócić myślami na ziemię, ale nie potrafił. Był tak blisko upadku w ciemną otchłań, a dookoła nie było nikogo kto by mu pomógł. Oddychaj, powiedział sobie w myślach i po kilku minutach, był w stanie podnieść się i spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Usłyszał pukanie do drzwi i głos ochroniarza, który mówił mu, że samochód jest już gotowy i mogą jechać do hotelu. Wyszedł z szerokim uśmiechem na twarzy i ruszył do auta.
Kurtyna opadła, występ skończony, z idola stajesz się zwykłym człowiekiem i już nic nie stoi między tobą a twoimi demonami.
Istnieją momenty, gdy muzyka jest jedyną rzeczą, która trzyma cię na ziemi przy zdrowych zmysłach, a czasami są chwile, gdy jest jedyną, która pozwala zapomnieć o otaczającym świecie i daje nadzieję na lepsze jutro.
CZYTASZ
Słowik/ Larry
FanfictionBył jak ptak, wydawał się wolny, barwny i szczęśliwy. Był jak ptak, zamknięty w swojej złotej, bezpiecznej klatce- samotny, piękny i podziwiany. Był jak słowik, który chciał wzlecieć w stronę nieba, ku ostatecznej wolności, lecz pojawił się on i pok...