Rozdział ósmy

1.8K 178 222
                                    


Pakował ostatnie ubrania potrzebne na wyjazd i z ulgą zauważył, że miał już wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Opadł na łóżko z westchnięciem, obliczając w myślach ile wolnego czasu pozostało mu do chwili, gdy Paul przyjedzie pod jego dom. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz odebrał szybko, nie zastanawiając się nawet kto może do niego wydzwaniać.

- Słucham? – zapytał znudzonym głosem, czekając aż usłyszy Paula lub Gemme, ewentualnie Liama.

- Harry? – cichy męski ton rozległ się po drugiej stronie, a Styles usiadł gwałtownie na łóżku nie dowierzając w to kogo  usłyszał przed chwilą.

- Tata? – słowo wymsknęło mu się  z ust i gdyby mógł ,cofnąłby szybko czas byleby tylko nie nazwać tak Desa Stylesa.

- Tak się cieszę, że odebrałeś, bałem się, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać synku.

- Nie nazywaj mnie tak – powiedział zimnym głosem z całą złością jaką nosił w sercu – nie jesteś moim ojcem – dodał po chwili.

- Przestań Harry, nie mówi takich rzeczy.

- Nie to ty przestań, nie dzwoń do mnie więcej, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego rozumiesz? Nie mam ojca - nigdy nie używał słów, by zranić drugiego człowieka, ale teraz chciał, by jego tata poczuł chociaż ułamek tego co on czuł przez te wszystkie lata. 

- Musimy się spotkać i porozmawiać, proszę cię Harry – mówił gorączkowo mężczyzna, ale jedyne czego chciał zielonooki to rozłączenie się i staranie zapomnieć, że ta rozmowa miała w ogóle miejsce.

- Nie, nie zbliżaj się do mnie, jeżeli to zrobisz, to załatwię zakaz zbliżania się. Odczep się ode mnie, nie jesteśmy już rodziną – z tymi słowami rozłączył się i odrzucił telefon na bok. Przymykając powieki starał się uspokoić, ale wiedział, że pomoże mu tylko jedna rzecz, ta najgorsza z wszystkim możliwych. Zerknął na zegarek po czym zdjął go szybko i skierował się do łazienki.

***

Przechadzał się po arenie na której miał dziś wystąpić, myśląc o ostatnich dniach i tygodniach. Wydawało mu się, że nie poradzi sobie bez Paula, że wszystko upadnie i on będzie jedynym winnym tej katastrofy, ale mylił się, Louis dał radę. Mężczyzna okazał się jeszcze lepszym kompanem chociaż Harry nie myślał, że kiedykolwiek spotka lepszego ochroniarza niż stary, poczciwy Paul, którego czasami traktował jak ojca, którego przecież nie miał.

 Nie wiedział dlaczego, ale ostatnio jego tata dzwonił częściej i zawsze świadkiem tego był Louis, który przyglądał mu się i na pewno oceniał. Harry był pewny, że Tomlinson zastanawia się, dlaczego nie odbiera telefonu od swojej najbliższej rodziny, ale na razie nie czuł się na siłach, by podać mu choć jeden powód.

Bał się zaufać szatynowi mimo, że mężczyzna traktował go dobrze. Był cały czas tuż obok, a przecież nie musiał tego robić, Harry naprawdę nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, co chodzi mu tak naprawdę po głowie. Był pewny, że Lou nie spędza z nim czasu od tak dla przyjemności. Harry był ostatnią osobą z którą można spędzać czas z własnej woli, dobrze o tym wiedział.

- Przestań tak krążyć– usłyszał zniecierpliwiony głos Josha – możemy zaczynać próbę?

- Jasne już idę – odkrzyknął i wbiegł na scenę, biorąc do ręki mikrofon. Czasami tylko koncerty i muzyka pozwalały mu zapomnieć i oderwać się od tej parszywej rzeczywistości w której przyszło mu egzystować. 

Słowik/ LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz