Jeżeli Louis myślał, że jeden bukiet kwiatów, który otrzymał Harry zakończy podchody tajemniczego wielbiciela, to naprawdę bardzo się pomylił, co więcej to był dopiero początek. Każdego dnia loczek odbierał bukiet kwiatów lub jedną czerwoną różę, do której dołączony był list z wyznaniem wielkiej i wiecznej miłości. Za każdym razem do hotelu dostarczała je inna osoba, więc nie było nawet mowy o ty, by dowiedzieć się kto jest nadawcą. Teraz Harry nie chciał nawet dotykać kwiatów i odsuwał je od siebie, gdy tylko ktoś z obsługi hotelowej przynosił je do jego pokoju. Lou nie spodziewał się jednak, że poza kwiatami pojawi się coś co wystraszy ich jeszcze bardziej.
To był zwykły poranek, taki jak każdy inny, nie wyróżniający się niczym do momentu, gdy Louis zmierzając w stronę pokoju Harry'ego, otworzył drzwi i wszedł do środka, zastając chłopaka siedzącego na wielkim łóżku ze śnieżnobiałą kopertą w dłoni, a jego przerażony wzrok nie wróżył niczego dobrego.
- Co się dzieje? – Zapytał, od razu,podchodząc do loczka, który wyciągnął dłoń z kopertą w jego stronę. – Co to jest?
- Liam przyszedł przypomnieć mi o treningu, ale zasnąłem zaraz po jego wyjściu, gdy obudziłem się za drugim razem, ten list był już tutaj. kKoś musiał wsunąć go przez szparę pod drzwiami – wyjaśnił pozornie spokojnym głosem w którym Lou usłyszał drżenie. – On wie gdzie nocuję Lou, zna numer mojego pokoju i jest w tym samym hotelu.
- Hej, hej nie panikuj dobrze – uspokajał go, nie chcąc by chłopak wpadł w niepotrzebną panikę, chociaż sam zaczynał czuć, że wszystko wymyka się spod kontroli. – Coś wymyślimy, obejrzymy nagrania z kamer i dowiemy się kto tutaj był, a teraz zerknijmy co ciekawego napisał tym razem. – Otworzył kopertę, wyjmując kawałek papieru wsunięty do środka, prześledził krótki tekst wzrokiem i zgniótł kartkę wyrzucając ją do kosza – to samo co zwykle, chciał cię trochę nastraszyć, pisząc, że wie gdzie nocujesz i w każdej chwili może tu przyjść i wyznał ci miłość, czyli standardowo. Nie napisał niczego innego niż wcześniej. Nie ma się czego bać.
- Tak – przytaknął Harry, ale nadal wyglądał na wystraszonego i niepewnego. – To nic takiego prawda? – Popatrzył na Louisa szukając u niego potwierdzenia i gdy zauważył, jak ten uśmiecha się lekko, odwzajemnił uśmiech i wzruszył ramionami – może sobie odpuści, przecież jest tyle ciekawszych osób, które można uwielbiać.
- Pewnie, kto by tam chciał interesować się jakimś Harrym, kiedy...
- Ejj – loczek uderzył szatyna w ramię z niezadowoloną miną – nie mów tak, przecież nie jestem aż tak beznadziejnym wokalistą – mówił z oburzeniem, a Lou zaśmiał się głośno, widząc jego wyraz twarzy, gdy Styles bronił sam siebie. To była miła odmiana, gdy w końcu stanął w obronie własnej, a nie tak jak wcześnie atakował, przedstawiając swoje wady, jedna po drugiej. – Żartowałeś? – Zapytał niepewnie, przygryzając wargę.
- Oczywiście, że tak – odparł rozbawiony mężczyzna – ja nie interesuję się nikim poza Harrym Stylesem, moją ulubioną gwiazdą estrady.
- Jesteś głupi – mruknął cicho loczek, ale zadowolenie było widoczne na jego twarzy, gdy zerkał na Lou.
- Możliwe, ale ty musisz iść teraz na spotkanie z kilkoma fankami, które czekają w restauracji na dole, także zbieraj się, raz raz – klasnął w dłonie i wypchnął loczka za drzwi. Klepnął go delikatnie w pośladki, nie myśląc o tym co robi i ruszył przodem, prowadząc chłopaka na spotkanie.
***
Obserwował Stylesa, który bawił się chyba dobrze w towarzystwie trzech nastolatek, które rozmawiały z nim o czymś przyciszonym głosem i uśmiechały się promiennie, przytakując i mówiąc coś, nadmiernie przy tym gestykulując. Rozumiał te wszystkie dziewczyny, sam nie miał nigdy idola, kogoś znanego kogo podziwiałby z zachwytem, ale patrząc na to jaki jest Harry, nie trudno było się nim zauroczyć i wpaść po uszy.
![](https://img.wattpad.com/cover/183932137-288-k723060.jpg)
CZYTASZ
Słowik/ Larry
FanfictionBył jak ptak, wydawał się wolny, barwny i szczęśliwy. Był jak ptak, zamknięty w swojej złotej, bezpiecznej klatce- samotny, piękny i podziwiany. Był jak słowik, który chciał wzlecieć w stronę nieba, ku ostatecznej wolności, lecz pojawił się on i pok...