Rozdział czternasty

2.2K 180 484
                                    


Louis rozkoszował się odzyskaną wolnością i swoim mieszkaniem. Od trzech dni był ponownie w Londynie i nareszcie czuł się jak u siebie, w swoim kraju, swoim domu. Wylegiwał się na kanapie, nadrabiał to co go ominęło, jadł śmieciowe jedzenie nie ruszając się z miejsca. Czuł się szczęśliwy i wypoczęty. Jedynym minusem zaistniałej sytuacji było to, że nie widział Harry'ego i nie wiedział, co dzieję się teraz u tego zagubionego chłopaka. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien przyzwyczajać się do Stylesa, ale taka była już jego osobowość. Tak wychowała go mama, a przebywanie w domu pełnym dziewczyn zdecydowanie spowodowało, że stawał się opiekuńczy i troskliwy, gdy tylko dostrzegał osoby, które potrzebowały opieki i pomocy. Zgrywał obojętnego i wesołego, ale przejmował się ludźmi, czasami aż zanadto. To była jego wada i zaleta w jednym.

Westchnął patrząc przez okno na pogrążony w nocnych ciemnościach Londyn. Niedługo powinien zadzwonić do starej pracy i powiedzieć, że już wrócił i może ponownie przyjąć swoje stanowisko. Po czasie spędzonym w trasie z Harrym, odechciało mu się pracować w sklepie. Przypomniał sobie, jak to jest trzymać broń, być w pełnej gotowości i napięciu. Zrozumiał, że do tego był stworzony, ale teraz powróciła szara rzeczywistość i uświadomił sobie, że nie jest już ochroniarzem, jego praca skończyła się i czas najwyższy wrócić do swojego życia.

***

Harry czuł przytłaczającą przestrzeń wielkiego domu w którym mieszkał zupełnie sam. Minęło dopiero kilka dni, a on już chciał wrócić do koncertowania, do podróżowania po całym świecie, ponieważ wtedy nie czuł się tak samotny. Chciał usłyszeć coś więcej niż dźwięki wydobywające się z telewizora, chciał z kimś porozmawiać, wyjść, spędzić czas, ale nie potrafił znaleźć osoby, która chciałaby zrobić cokolwiek z nim. Oczywiście był świadom ilości fanów, którzy byliby na jedno jego skinienie, ale nie chciał czegoś takiego. Przy nich musiałby udawać, przywdziewać kolejną maskę, uśmiechać się.

Dopiero teraz zrozumiał, że nie chodziło o to, że nie potrafił się uśmiechać. Po prostu nigdy nie miał powodu, by szczerze się roześmiać. Wszystko, co pamiętał, to nieustanna praca, jego mama, która mówiła mu co ma robić, ganiła, gdy robił coś źle i kierowała nim tak, by nie popełniał błędów. Nigdy nie wydarzyło się nic takiego, dzięki czemu mógłby się śmiać. Dopiero przy Louisie uśmiechnął się chociaż na moment. Tylko on potrafił odgonić czarne myśli, które spływały na niego strumieniami niczym ulewny deszcz, który pojawia się, kiedy na niebie, gromadzą się ciemne chmury, pochłaniające jasne kolory lata. Jego życie było ciemne, a czasami pojawiał się ktoś taki jak Louis i sprawiał, że kilka białych obłoków pojawiało się znienacka i jasne promienie słońca przedzierały się, by oświetlić go choć na moment. Chciał, by całe jego życie było błękitnym niebem, ale niestety każdego dnia musiał mierzyć się z ciemnością, z którą nie miał już sił walczyć.

***

To był poranek i Harry tak jak każdego innego dnia, wstał wcześnie rano nie mogąc spać mimo ogólnego zmęczenia. Burczało mu w brzuchu i wiedział, że powinien coś zjeść, ale nie potrafił zmusić się do przełknięcia czegokolwiek, nawet lekkiego jogurtu. Chciał napić się wody, gdy usłyszał dźwięk dzwonka. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak to możliwe, by ktoś tak po prostu wszedł na teren posesji i dostał się do jego drzwi, ale wzruszył ramionami i uśmiechnął się na myśl, że może to jego mama lub nawet Gemma postanowiły go odwiedzić. Może dziś nie będzie sam i spędzi dzień z jakimiś ludźmi. Nie zastanawiając się, radośnie otworzył drzwi, ale z zaskoczeniem zauważył, że nikogo za nimi nie było. Zrobił krok do przodu, rozglądając się na boki, ale był zupełnie sam. Tylko on i cisza. Chciał wrócić do mieszkania, ale nadepnął na coś leżącego na wycieraczce. Nachylił się, wziął szybko list i zniknął wewnątrz mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie zamki.

Słowik/ LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz