Rozdział 13

691 53 23
                                    

*Obecnie*

Lea

Trudno jest zapomnieć o tym koszmarze, ale w LA zostały nam tylko dwa dni, więc nie ma absolutnie żadnej możliwości, abym chociaż na te czterdzieści osiem godzin nie zamaskowała tych dziwnych przeczuć. Wstałam około dziewiątej, ale Luisa już nie było. Zerwałam się ,gdy tylko się zorientowałam, że w naszym apartamencie nie było mojego chłopaka. Na blacie w kuchni leżała kartka pośpiesznie przeczytałam co było na niej napisane:

Rano wyszedłem kupić coś na śniadanie , nie martw się przed 10:00 wrócę. 

Łamacz anielskich serc

Jest 9:15 pójdę zrobić kawę do śniadania i poczekam na niego. Moje obawy momentalnie zniknęły, gdy przeczytałam kartkę.

Luis

To musi być ten budynek. Ale jak dostać się do jego biura? Wszedłem przez ogromne szklane drzwi, na holu był bardzo chaotyczny ruch. Ludzie biegali , wymieniali się stosami papierów i innych dokumentów, podszedłem do recepcji. Pewnie Carniveau nie posługuje się swoim prawdziwym imieniem. 

-Na którym piętrze znajduje się biuro pana ...

-Canvena?

-Tak, byłem umówiony na spotkanie - Ale kit

-Ostatnie piętro, biuro po lewej stronie - odparła przesłodzonym głosem

-Jak ma pan na nazwisko? -zapytała

Zbliżyłem się do niej i spojrzałem prosto w jej oczy.

-To nie będzie potrzebne -powiedziałem hipnotyzując ją.

- Ależ naturalnie - odpowiedziała

Udałem się na ostatnie piętro, ta winda to jakaś porażka. Co chwilę ktoś wchodzi i wychodzi, a ja zanim dojadę na ostatnie piętro to chyba zdąży się ściemnić. 

Otworzyłem drzwi do gabinetu. Carniveau stał odwrócony plecami.

-Spodziewałem się ciebie Luisie -powiedział nadal patrząc przez okno wieżowca.

-Powiedz czego chcesz - odparłem bez emocji

-Ja? Niczego. Chcę tylko wiedzieć , że jest z tobą szczęśliwa - odparł odwracając się w moją stronę, a ja dostrzegłem wiele blizn, które pokrywały zarówno jego twarz jak i dłonie

-To oddaj jej serce, wiem , że je masz - powiedziałem stanowczo. Nie za bardzo wierząc demonowi

- Najpierw coś sprawdzę - to mówiąc wyjął sztylet z tylnej kieszeni

Cofnąłem się gwałtownie do drzwi biura. Ale on nie ruszył się z miejsca

-Luis spokojnie, jakbym chciał cię zabić, już bym to zrobił. To nie ja jestem niebezpieczny, musisz uważać na Argona, nie na mnie.

-On odszedł - powiedziałem przekonany o autentyczności moich słów.

-Mylisz się, cały czas cię obserwuję, nie jest tym za kogo go miałeś, a przynajmniej nie teraz -dodał że smutkiem

-Co się stało? Dlaczego? - zapytałem zdezorientowany

- Wracając ze szpitala od Lei był przygnębiony, a jego dłoń krwawiła, ponieważ zranił się odłamkiem szkła?

-No tak... Ale do czego ty...

-Po bijatyce oberwał i też miał kilka zadrapań. A wisienką na torcie było serce , które mu zwróciłeś.

-Chcesz powiedzieć ,że Argon...- przełknąłem głośno ślinę, wiedziałem co to oznacza.

-Jako demon został opętany, ale nie przez byle kogo, przez samego diabła. - powiedział po woli, a moje oczy robiły się coraz szersze.

To tłumaczy to , że wyrwał Lei serce, że bez skrupułów obściskiwał się z Margaret, że zabił dziewczynę. I przebłyski, kiedy próbował ją odzyskać i... Kiedy ją stracił. Demona w rozpaczy jest bardzo łatwo zniewolić i opętać.

-Masz pewność? -Zapytałem 

-Jestem demonem opętania, mam pewność. Musiałem zabrać jej serce. Ono nie może trafić ani do piekła, ani do nieba.

-Mówiłeś o jakimś teście? - zapytałem ,bo zbliżała się 9:30, a ja obiecałem Lei ,że wrócę.

-Tak, jeśli przejdziesz go poprawnie zwrócę serce Lei. 

-Zgoda - nie wiedziałem czy mogę mu ufać, ale dla niej jestem w stanie zrobić wszystko.

Podszedł do mnie z pokerową miną, naciął kawałek mojej dłoni, chwycił mnie za rękę i przeniósł do pokoju w hotelu, gdzie była Lea, którą piła podajże kawę. 

-Lea!- Zawołałem

-Ona cię nie słyszy, nie widzi, nie czuje twojej obecności - odparł niewzruszony

Nagle Carniveau przeszedł przez lekko widoczną barierę. 

-Kim jesteś i co tu robisz- odparła przerażona

-Nikim , w tym momencie spojrzał jej w oczy i naciął jej dłoń, następnie wrócił do mnie.

-Jako mogłeś?! Miałem ochotę się na niego rzucić - zahipnotyzował ją, aby móc zrobić jej krzywdę

- Chwila - powiedział i wskazał na nią

Lea zaczęła się zwijać z bólu, przerwij to! Błagam! Krzyczałem do niego. Ruszyłem w jej  stronę, ale była za niewidzialną barierą. Mogłem tylko patrzeć i słuchać jej jęków.

-Chcesz jej cierpienie? Zapytał poważnie. Będzie takie samo jak za życia, jak płonąłeś żywcem.

-Tak, zostaw ją! Nic nie zrobiła - powiedziałem bez namysłu

-Gotów jesteś na niewyobrażalny ból, aby jej ulżyć?

-Tak, tylko błagam, niech ona nie cierpi, proszę - wrzeszczałem załamującym się głosem, z powodu braku możliwości ukojenia jej cierpienia.

W ułamku sekundy znalazłem się przy niej, a ona już nie krzyczała.

-Lui! -krzyknęła i wtuliła się we mnie

-Już dobrze, zapła... Spojrzałem w miejsce serca Lei, odzyskała je.

-Skarbie, co się stało? - powiedziała patrząc na moją okrwawioną dłoń

-To nic, za chwilę zniknie, widzisz? - moja rana zagoiła się, ale został ślad.

Chwyciłem jej dłoń, została blizna, taka sama jak na mojej.

-Co się stało? - zapytała zdezorientowana patrząc raz na swoją raz na moją rękę.

Nie pamięta tego, całe szczęście. Opętał ją ,ale nie pozwolił odczuwać bólu, dziwne jak na demona.

Nie dziękuj usłyszałem głos w mojej głowie, znajomy głos.

***

Tej części zostało jakieś 7 rozdziałów, więc będzie trochę dłuższa od SD.

Jak myślicie do kogo należał głos, który przemówił do Luisa?

Do końca  tej części książki daję dedykację, jeśli ktoś chciałby mieć zadedykowany rozdział niech piszę^^


Dusza Demona II (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz