Prolog

456 29 17
                                    

*Tom*

Jest godzina około 18:25, za chwilę zaczniemy jedną z najważniejszych dla naszej rewolucji misji. Zdemolujemy, a raczej zniszczy bazę główną. Mamy za sobą już wiele zwycięstw, i jesteśmy coraz bliżej zwycięstwa.
To miał być punkt kulminacyjnym, tutaj mieliśmy już pokonać Red lidera
Robię jako snaiper, co najwyżej jestem na frącie, oraz jestem prawą ręką Edd'a, bo oczywiście on przewodzi rewolucją.
Wszyscy z niecierpliwością już oczekują godziny ostatecznej rozgrywki, która zadecyduje o losie całego świata.

18:30!
Ja z Eddem i Mattem wbiega y tylnymi drzwiami do budynku, gdy reszta wbiega frontowymi drzwiami, lub masakruje budynek z czołgów, wyrzutni rakiet i innych takich rzeczy.

Gdy żołnierze tego komunisty zajmują się naszymi, my po cichu zakradamy się do biura Torda. Przy okazji rozstawiając bomby po kontach budynków, odziwo korytarze były puste, mimo wszytsko powinni być tu doktorowie, naukowcy. Oni też walczą?
Na to wygląda
...
Wszędzie cisza. Edd dał ruch ręką by się zatrzymać. Nasłuchujemy różnych dźwięków, chodźby najmniejszych.
Nie słychać strzałów, nic kompletnie...
Nagle, prawie mnie ktoś zastrzelił w ramię...Gwałtownie się odwróciliśmy, żołnierze Torda...cała armia...

Edd: Nie może być...

Powiedział cicho, czyżby nasi polegli? A-ale jak...? Miesiące przygotowań, zbieranie broni i amunicji, tyle planów...na marne...Nie! Na pewno nie polegli, Tord pewnie załatwił więcej żołnierzy...tak, na pewno o to Chodzi. Edd dał znak, że już pora na plan B. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Moje oczy zaczęły świecić na fioletowo, padłem na podłogę, wiłem się z bólu, z tyłu zaczoł wyrastać mi ogon, moje ciało zaczęło pokrywać czarne futro....
Chwile.pozniej byłem wielką bestią o jednym czarnym oku po środku. Ryknołem, żołnierze albo uciekali, albo padli na ziemię. Trzęśli się, ziąłem w ich stronę ogniem z pyska. Kilku z nich spłonęło. Matt i Edd zaczęli uciekać, a raczej biec do biura Torda.

*Edd*

Biegłem z Mattem ile sił w nogach, do biura Torda. To ten dzień, w końcu go pokonamy. Wbyliśmy do biura Torda, siedział spokojnie na fotelu tyłem do nas.

Tord: No...no...no, co my tu mamy?

Wstał i podszedł do nas. Z korytarza było słychać głośne krzyki żołnierzy

Tord: Oj, chyba przegrywam
Powiedział z udawanym strachem i wrednym uśmieszkiem na twarzy. Po czym walnął Matta z całej siły w brzuch, Matt padł na podłogę, kaszlał krwią, jedną ręką trzymał się za brzuch a drugą opierał o podłogę.

Edd: Matt! T-ty -...
Tom: Komunisto jebany!
Tom już jako człowiek wskoczył do pokoju w którym jesteśmy

Tord: OH, jechowy też tutaj? Widać cała paczka się zebrała

Matt jakimś cudem zebrał się w sobie i wstał

Edd: Szykuj się Tord! O to koniec twoich rządów!

Tord: Czyżby? Nie macie żadnych żołnierzy i nigdy nie mieliście

Edd: o czym ty mówisz?

Tord: No wiesz, to moi szpiedzy, a wygrywaliście tylko dla tego że taki był mój plan. Podniecić w was uczucie wygranej, i pewności siebie, by potem to obalić. Myślisz że czemu było tak cicho na korytarzach, a budynek w ciąż stoi?

Nie wytrzymałem, rozkleiłem się, Matt z strachem patrzył na Torda

*Tom*

Walnąłem z całej siły tego komuniste, aż padł na podłogę, leciała mu krew z nosa. Wyjołem pistolet plazmowy z kieszeni i wycelowałem mu w ten pusty łeb

Tom: "Cel uświęca środki", nie? Twoje własne słowa, Tord.

Tord: Racja
Zaczoł się śmiać, to było przerażające...

Tord: TERAZ!

Do biura wbiło wielu żołnierzy. Powaliło nas na ziemię, i zapieli nam ręce w kajdanki. Poczułem ukłucie, a po tem ciemność...

Poprostu zapomnij~ | Eddsworld | TomtordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz