I

379 33 10
                                    

Miasto tętniło życiem, jeśli tak można to nazwać, gdyż poniedziałkowe poranki oznaczały zazwyczaj udrękę i modlitwę, by tydzień minął jak najszybciej. Niebieska Honda trąbiła w kierunku żółtej Toyoty, światła wariowały, a w powietrzu czuć było nutkę rozdrażnienia. Ogromna ilość wypowiadanych przekleństw przenikała przez warstwę dwutlenku węgla. Nikt nie miał na cokolwiek czasu, każdy się spieszył ze względu na spóźnienie, a miasto zdawało się osuwać ze stromego klifu, by uciec od wszelkich obowiązków. Jedyną osobą, która niemalże promieniowała ekscytacją i gotowością do pracy, był niewysoki szatyn. Jego włosy potraktowano najprawdopodobniej tanim żelem. Chociaż wiosna dopiero zaczęła się ujawniać, to mężczyzna nosił już okulary przeciwsłoneczne, skutecznie ukrywające oczy za czerwoną osłoną.

Griffin Turner już od początku skazany był na porażkę.

Nie pochodził ze stolicy, a to już wyraźny minus. Tutejsi nie traktowali takich ludzi z szacunkiem. Uważali bowiem, że braknie przestrzeni na zakwaterowanie i dobrą pracę. Irytowały ich osoby, które postanowiły przyjechać do owej metropolii, by spełniać marzenia. Burdel zdecydowanie nie należał do takich miejsc. Propaganda mniejszych miast robiła swoje, dając do zrozumienia, że tylko tutaj można jakkolwiek żyć.

Po drugie, Griffin nie miał zielonego pojęcia, czego właściwie się spodziewać. Nowa praca oznacza nowe obowiązki, ale jak właściwie one będą wyglądały? Niewiedza jest zdecydowanie jednym z cięższych grzechów obowiązujących w stolicy.

Jakby tego było mało, mężczyzna wpierw robił, potem myślał. Przekonał się o tym, gdy wszedł do Głównego Komisariatu Policji.

- Przepraszam, gdzie znajdę komisarza Gordona? — spytał z uśmiechem, mając w odbiciu swoich okularów twarz sekretarki.

- A spotkanie w jakim celu? — kobieta zerknęła, zabierając łyk czarnej kawy.

- To mój pierwszy dzień w pracy — zagryzł wargę nerwowo.

- Pan Turner, zgadza się? — sekretarka podniosła się z brązowego, skórzanego siedzenia. - Proszę za mną.

Griffin przytaknął lekko, podążając za kobietą. Poczuł pewnego rodzaju stres. Zdał sobie w tym oto momencie sprawę, że to naprawdę ten dzień. Dzień, w którym otrzymuje robotę marzeń.

Rozejrzał się po korytarzu, w którym właśnie się znajdowali. Mijał pędzące osoby w mundurach, chaotycznie stąpającą pracownice z czterema kubkami i sprzątaczkę, rozmawiającą z jakimś mężczyzną. Chaos. Z obu stron otaczały go drzwi do poszczególnych pomieszczeń. Zdążył rozczytać zaledwie jedną nazwę: WC. Zatrzymali się w końcu przy tych z tabliczką " komisarz Gordon". Sekretarka weszła do środka. Griffin wziął głęboki wdech i ruszył za kobietą.

- Przyprowadziłam chłopaka, tego nowego — kiwnęła ręką zachęcająco do szatyna, po czym wyniosła się z gabinetu.

Przełknął ślinę i podszedł do ogromnego biurka, na którym panował idealny porządek. Blat niemalże lśnił, jakby wypolerowano go kilka minut wcześniej. Siedział przy nim starszy już mężczyzna. Jego pokaźnej wielkości, siwy wąs stanowił bazę w całej interpretacji twarzy. Błękitne oczy dopasowały się do bladej cery. Czy miał włosy, trudno stwierdzić, bo na głowie spoczywała czapka ze złotą odznaką. Starzec zilustrował niespiesznie wzrokiem Griffina.

- Turner? — spytał w końcu.

- Tak — odparł natychmiast - Griffin Turner.

Chłopak z pewnością nie spodziewał się, że podenerwowanie będzie aż tak panować nad jego ciałem. Dłonie mu drżały, czuł pot na skroni i nie potrafił stać prosto. Wyraz oczu komisarza nie pomagał w uspokojeniu.

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz