Jay stał z telefonem w dłoni. Zdążyły minąć trzy sygnały, gdy po drugiej stronie słuchawki ktoś w końcu się odezwał.- Słucham?
Fulgur zacisnął pięść.
- Miałem zadzwonić, jeżeli zmieniłbym zdanie — rozpoczął najspokojniej tylko jak potrafił.
Clouse nie przerwał mu, więc Jay otarł rękawem czoło i kontynuował:
- Chcę porozmawiać o rozejmie.
- Rozejmie.
- Będę skłonny poddać się waszym warunkom, jeśli--zobaczę waszego szefa.
Fulgur spotkał się z okrutnie napiętą i długą ciszą po drugiej stronie słuchawki.
- Ojciec Chrzestny z przyjemnością pozna cię osobiście.
- Świetnie — mruknął.
- Nasz człowiek przyjedzie po ciebie wieczorem. Do samochodu masz wsiąść sam.
- Sam? — powtórzył, tłumiąc w sobie śmiech niedowierzania. - Nie ruszę się stąd bez moich ludzi.
- To podstawowy warunek, Fulgurze.
- W takim razie pierdolę to — warknął. - Słuchaj, Clouse. Jeżeli uważacie, że mógłbym zastanawiać się nad rozejmem choćby sekundę, to słabo przygotowaliście się na wojnę z wrogiem. Bo to będzie wojna. Zabiliście mojego przyjaciela. To już osobista sprawa — złapał szybko oddech, by nie przerywać wypowiedzi. - Pozdrów swojego szefa pierdolonym środkowym palcem. Niech go sobie wsadzi w dupę i wraca do miejsca, z którego przyszedł.
Clouse nie odzywał się przez dłuższą chwilę, co wyraźnie zirytowało Jay'a. Gdy otworzył usta, by dodać coś jeszcze, rozmówca mruknął w końcu:
- Do zobaczenia, Fulgurze.
~
Dzień zdecydowanie nie układał się po myśli Cole'a.
Z samego rana pojawił się w agencji prasowej, w której zresztą pracował. Formalnie, przynajmniej. Po miesiącu szef znalazł dla dziennikarza czas. Brookstone miał swoją szansę.
- Proszę zrozumieć. Te artykuły są naprawdę ważne. Nie widzi pan, co się dzieje w stolicy? Chaos? Przemoc?
- Koniec dyskusji. Moja agencja nie będzie zajmować się takimi tematami. Od dzisiaj wracasz na dział ekonomiczny. I nie chce już słyszeć o jakichkolwiek kryminałach.
Cole westchnął głęboko. Mógł spodziewać się takiej reakcji. Zdążył przyzwyczaić się do głupoty i ignorancji, jaką ludzie darzyli w ciągu tego czasu. Nie mógł z tym walczyć, a wywoływanie konfliktów było ostatnią rzeczą, jaką sobie w tamtym momencie życzył.
Zawieszenie Kai'a również nie pomagało w zdobywaniu kolejnych informacji. Duet na dobrą sprawę stał w miejscu. Smith nie kontaktował się od kilku dni, co stawało się coraz bardziej irytujące. Cole nie mógł się ociągać. Chciał osiągnąć sukces możliwie jak najszybciej, a tymczasem wszyscy dookoła podrzucali mu kłody pod nogi.
Może Harumi miała rację? Może należałoby odpuścić? Po co się starać, skoro nikt tego nie zauważa?
Dziennikarz pogładził się delikatnie po skroni. Połknął jakąś tabletkę na bóle migrenowe, które towarzyszyły mu od kilku godzin. Siedział na kanapie w swoim niewielkim mieszkaniu i myślał. Po prostu myślał, obserwując przy tym parującą herbatę.
CZYTASZ
Krawat |Ninjago
ActionAgent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z niego szybko wydostać. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? Gdy gang obarczany był mianem przyczyny, przez którą miasto zostało nazwane "Bu...