XI

115 15 3
                                    

- Popierdoliło cię.

- Będziesz mi jeszcze za to dziękować.

- Nie, Brookstone. Ten plan jest idiotyczny  — mruknął agent specjalny.

Cole kierował białą mazdą, natomiast Kai siedział po stronie pasażera. Zerkał co chwilę przez szybę z wyraźnym poirytowaniem, mając nadzieję, że taka reakcja zniechęci współpracownika do działania.

- A jak niby inaczej chcesz się ich wszystkich pozbyć? Nasz duet kontra mafia?

- Ukradnę wyszkolonego psa z komisariatu. Powinien wystarczyć.

Brunet wywrócił oczami, wjeżdżając na parking strzeżony.

- To nie są żarty, Smith. Jeżeli naprawdę chcesz spokoju w mieście, to mi zaufaj.

- Tobie i może zaufam, ale nie zasranemu politykowi  — warknął.

- Zobaczymy.

Zarówno ambitny dziennikarz, jak i przewrażliwiony agent, wysiedli z samochodu. Szli przez chwilę w ciszy, docierając do wysokiego budynku, otoczonego jedynie szybami. Pracownicy byli z tego powodu widoczni i Kai na samą myśl o tym, że ktoś z roboty mógłby go tam zauważyć, jęknął żałośnie.

- Powinienem pracować w pojedynkę.

- I się przymknąć.

- Coś powiedział?  — burknął Smith, praktycznie gotowy, by zaatakować bruneta.

Jednakże, tegoż czynu wykonać nie zdążył, bo weszli już do nowoczesnego budynku. Kai pokręcił głową, zażenowany tym całym wystrojem. Rozejrzał się krótko, trzymając dłonie w kieszeniach, natomiast Cole podszedł do siedzącej niedaleko sekretarki.

- Jesteśmy umówieni z panem Julienem.

Kobieta przytaknęła i wstała po chwili.

- Proszę za mną.

Duet ruszył posłusznie, chociaż Kai wciąż próbował wyrazić swoje niezadowolenie, gdy mierzył przechodzące obok osoby przeszywającym wzrokiem. Niektórzy przełykali ślinę z zaniepokojenia, a inni po prostu go zignorowali.

Weszli do windy, która zresztą jako jedyna wszystkie ściany miała betonowe, a nie szklane. Sekretarka nacisnęła przycisk o numerze czternastym. Cole niemalże natychmiast odwrócił wzrok od dłoni kobiety. To sprawiło, że Kai uśmiechnął się krzywo pod nosem - czyżby jego partner miał lęk wysokości?

To zresztą chwilę potem się sprawdziło, dokładnie w momencie, w którym mężczyźni weszli do ogromnego gabinetu gospodarza.

Zane Julien stał tuż obok szyby, dzięki czemu mógł obserwować stolicę z lotu ptaka. W dłoni trzymał kieliszek wina, drogiego zapewne, pomyślał Smith. Włosy polityka wyglądały, jakby stworzone były ze śniegu - idealnie uczesane zresztą. Na sobie miał oczywiście czarny garnitur.

- Witam panów, bardzo proszę, zapraszam  — wskazał ręką na białą kanapę z aksamitnego materiału. Kai pokręcił głową - jakim cudem ona była tak nieskazitelnie czysta?

- O czym chcieliście ze mną porozmawiać? — uśmiechnął się, odkrywając część swojego idealnego uzębienia. 

Smith doszedł do wniosku, że tego mężczyznę bardzo łatwo znienawidzi.

- Jestem dziennikarzem--

- Tak, doskonale pana pamiętam. Do rzeczy.

- Mój partner, Kai Smith, jest agentem specjalnym w wydziale narkotykowym — Cole skinął głową, po czym położył na swoich kolanach sporą torbę. Wyciągnął z niej teczkę. - Chciałbym omówić szczegóły naszej współpracy.

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz