Od pierwszego dnia pracy Griffina minął ponad tydzień. Niczego szczególnego w tym czasie nie spotkał - jedynie papierkową robotę, litry czarnej kawy i ciągłe maratony między gabinetem a łazienką. Posada stawała się nużąca, wręcz dołująca. Ekscytacja i zapał zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Jedynym faktycznym plusem tych kilku dni były nowe znajomości oraz nowy pseudonim - Szybki.
Turner okazał się bowiem niezwykle żwawym człowiekiem. Do pracy przychodził wcześniej niż powinien, prędko załatwiał powierzone mu zadania i zawsze docierał wszędzie jako pierwszy. Jakby tego było mało, wypowiadał się gorączkowo, przez co myśli chłopaka ledwie nadążały za słowami, które tworzył w zdania.
Niewiele dowiedział się jednak na temat swojego partnera, Gbura. Zielonooki mężczyzna rzadko kiedy raczył Griffina uśmiechem, rzadko dawał mu również cokolwiek powiedzieć i uważał go za największą pomyłkę stąpającą po ziemi. No, i oczywiście, co chwilę chciał nową kawę. Jedyną informacją, jaką udało mu się uzyskać, było imię i nazwisko: Kai Smith.
Szybki czuł się bardziej jego asystentką, niżeli współpracownikiem. A to zdecydowanie nie przypominało marzenia o zostaniu profesjonalnym agentem. Gbur miał dużo dokumentów na temat poszczególnych spraw, dzieląc się z Turnerem jedynie starymi herbatnikami.
W środowe południe do gabinetu weszła sekretarka z oddziału narkotykowego, Chamille Mroff - stosunkowo młoda kobieta, której fioletowe włosy były najbardziej charakterystyczną cechą wyglądu zewnętrznego. Kilkakrotnie rozmawiała na ten temat z komisarzem Gordonem, ponieważ owy wygląd jego zdaniem nie odpowiadał powadze posady, ale jakimś cudem go przekonała. Cudem, czynem - trudno stwierdzić.
- Kai, jakiś właściciel niewielkiej knajpki dzwonił. Mówił, że jeden z barmanów obsługiwał podejrzanego — poinformowała, ignorując obecność drugiego agenta.
- Chcę adres — stwierdził Smith żwawo. Dopił ostatni łyk letniej już kawy, po czym wstał i włożył do kieszeni pistolet.
Dziewczyna przytaknęła krótko, podając chłopakowi kartkę z niewielkim wydrukiem.
- Lecimy, Graham — machnął ręką niedbale.
- Griffin — poprawił z irytacją w głosie.
- Mało mnie to obchodzi.
Po kilkunastu minutach byli już w samochodzie, poruszając po jednej z pobocznych dróg miasta. Mijali niewielkie nieruchomości, budynki dopiero rozrastających się firm i bloki mieszkalne.
- Kto jest tym podejrzanym? — spytał w końcu Turner, zerkając na prowadzącego auto Kai'a.
- Brad Tudabone — odpowiedział szatyn, nie spuszczając wzroku z przedniej szyby. - Członek gangu, który mamy zniszczyć.
- Piraci, zgadza się?
- Tak.
Szybki był dobrze przygotowany, jeżeli chodzi o zakres wiedzy na temat owej organizacji. Znał ogólny podział hierarchii, występki i skutki jakichkolwiek konfliktów z nią związanych. Nieokreślony był jeszcze główny szef kliki, co zdecydowanie utrudniało poczynania w tej sprawie. To głównie z powodu Piratów stolicę okrzyknięto Burdelem. Narastał bowiem chaos i trwoga wśród niewinnych cywili. Handlowali w większej mierze narkotykami, gwałcili, mordowali oraz porywali ludzi niezwiązanych z organizacją.
Po kilku minutach Smith zatrzymał czarnego forda mustanga przy małej restauracji, na której dachu widniał napis " U Jacka ". Drzwi otwarte były szeroko, a ściany pokrywała blada farba. Mimo że nie znajdowało się wiele aut, to znalezienie miejsca dla własnego pojazdu graniczyło z cudem. Agent nie miał zamiaru kombinować, dlatego wyłączył silnik na środku parkingu.
![](https://img.wattpad.com/cover/184105474-288-k19757.jpg)
CZYTASZ
Krawat |Ninjago
ActionAgent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z niego szybko wydostać. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? Gdy gang obarczany był mianem przyczyny, przez którą miasto zostało nazwane "Bu...