XXV

123 5 3
                                    

Fulgur przymknął powieki.

Sam do końca nie wiedział, jakim cudem nastał już czwartek. Dzień, którego tak bardzo chciał uniknąć, zapomnieć o nim, wyrzucić do śmieci. Czwartek - dzień, w którym miał spotkać się z dziennikarzem.

Podczas porwania jasnowłosej przyjaciółki agenta, między mężczyznami doszło do poważnego spięcia. Jay był właściwie pewny, że Cole zemdlał. Ale ten pojawił się znikąd z bronią i dziwnym tonem oświadczył, że ma dla gangstera warunek do spełnienia - pilnować tej dziewczyny, żeby nic jej się nie stało.

Fulgur nie mógł mu tego obiecać, ale, czasem nieświadomie, próbował zerkać do uwięzionej. Dziewczyn pilnował Karloff, niezły kawał gnoja. Dlatego raz na jakiś czas schodził do cel i sprawdzał, czy obie jeszcze żyją.

Żyły. Nie wyglądały specjalnie dobrze, ale tego już Jay nie mógł przypilnować. Starał się przecież, jak mógł. Zbyt częste wyjścia na dół sprawiłyby mu kłopoty. Karloff należał do głównej ochrony Clouse'a. Gdyby powiedziałby mu o odwiedzinach Fulgura, pojawiłyby się co do niego wątpliwości.

Czwartek, już czwartek, pomyślał z niesmakiem. Czuł w swoim ciele nieustanną walkę między jednym wilkiem, a drugim. Pierwszy z nich przekonywał Jay'a, by odpuścić sobie ów spotkanie. Cole nie należał przecież do jego wspólników i nie można było mu względnie ufać. Przyjaźnił się z tym psychopatą Smithem, który był gotów podjąć mało racjonalne środki działania. W dodatku uważali Fulgura za kryminalistę. Współpraca z dziennikarzem mogła go tylko jeszcze bardziej pogrążyć. Lepiej byłoby zachować spokój i kontynuować lojalną służbę Garmadonowi. Zaatakuje w odpowiednim momencie sam, bez niczyjej pomocy.

Drugi wilk jednak sugerował mu zmianę perspektywy. Nieoczekiwany sojusznik prawdopodobnie przechowywał dużo przydatnych informacji, dysponował też ludźmi i bronią, a tego Fulgurowi zdecydowanie brakowało. W dodatku udowodnił swoje zaufanie, pozwalając mu na zabranie swojej przyjaciółki. Cole miał rację, jego plan mógł się nie udać, bo był kulawy. A ten dziennikarz z pewnością miał łeb do planowania. Sam nie da rady całej mafii i Garmadonowi.

Wróg twojego wroga to twój przyjaciel, czy jakoś tak to szło.

Czwartek, za barem "U Jacka", ósma wieczorem — powiedział mu wtedy Cole.





A więc nadeszła godzina dwudziesta.

Wymknięcie się z posiadłości Garmadona nie należało do zadań najłatwiejszych. Pomogła mu wyższa już pozycja w mafii, inaczej by go nie przepuścili. Jay wytłumaczył swoje wyjście potrzebą "wyeliminowania kogoś", a zadanie otrzymał prosto od szefa. Nikt nie wnikał. I chwała Stwórcy za to.

Nie miał zamiaru czekać na Cole'a, dlatego celowo pojawił się spóźniony o kilka minut. Dotarł za bar z narzuconym czarnym kapturem, częściowo zakrywającym jego skwaszoną twarz.

- A już myślałem, że nie przyjdziesz.

Po usłyszeniu jego ironicznego tonu, Jay'owi niemal natychmiast odechciało się spotkania. Co do jasnej cholery zrobił? Będzie planować zagładę najpotężniejszego człowieka w mieście z jakimś jebanym ufoludem, który nie potrafi używać broni.

Fulgur westchnął ciężko. To nie będzie łatwa rozmowa.

- Chodź — odezwał się znowu, odwracając głowę. Wszedł do środka lokalu, a Jay za nim.

Było pełno ludzi, ale agent specjalny nie wyglądał na zrażonego tym faktem. Wprost przeciwnie - szedł zadziwiająco pewny siebie. Po chwili drogi wśród pozajmowanych stolików i spieszących się kelnerek, mężczyźni usiedli na samym końcu baru, w dość ociemnionym miejscu. Idealnie, choć i tak zbyt tłoczno. Jay obejrzał się kilka razy sprawdzając, czy jest czysto, po czym zdjął kaptur.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 22, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz