Kiedyś dyskutowałem ze znajomymi o tym, czy gry komputerowe wychodzą poza definicję oprogramowania i można je określać mianem sztuki. Niby pisze się je jak inne programy, niby nie można zawiesić ich na ścianie i w większości skupiają się na dostarczeniu odbiorcy wyłącznie jak najwięcej frajdy, a jednak istnieją takie gry, które mają w sobie „coś". Wyjątkowy scenariusz, wspaniałą oprawę graficzną, oryginalny pomysł na rozgrywkę. Już widzę, jak snobistyczne kręgi artystyczne rzucają się na mnie z pędzlami i piórami jak senatorowie na Cezara w idy marcowe, no trudno. Wynik tamtej dyskusji ze znajomymi był niejasny i chyba nikomu nie udało się przekonać drugiej strony. Zresztą temat ten jest szeroki i nadaje się na osobny artykuł. W tym chciałem tylko opowiedzieć nieco o jednym z przykładów, którego użyłem w stwierdzeniu, że niektóre tytuły to coś więcej niż tylko rozrywka. Poznajcie Papo&Yo.
Papo&Yo to gra przygodowa stworzona i wydana przez studio Minority Media. W 2012 roku gra trafiła na Playstation 3, a rok później przeszła wiele poprawek i trafiła także na komputery osobiste przez platformę steam.
Głównym bohaterem i postacią, w którą wcielamy się w grze, jest chłopiec o imieniu Quico. Razem z nim podróżujemy po fantazyjnym świecie, żywcem przypominającym brazylijskie fawele. Obdarte betonowe domki piętrzą się tutaj jeden na drugim jak w koszmarze architekta, a na niektórych ścianach możemy podziwiać cudowne, pełne wyrazistych kolorów murale, które kontrastują z szarymi, czasem ciemnymi zaułkami miasta.
W towarzystwie Luli, latającego robocika, który pomaga nam w potrzebie jako nasz osobisty odrzutowy plecak, będziemy skakać po platformach i rozwiązywać logiczne zagadki. To tak w skrócie. Poziom trudności zagadek nie jest wygórowany. Niewiele z nich wymaga większego wysiłku intelektualnego i rozwiązanie większości z nich zajmuje tylko parę minut, a niekiedy jesteśmy w stanie przejść poziomy instynktownie, dzięki ich odpowiedniemu zaplanowaniu. Gdyby jakiś element był dla nas nadal zbyt trudny, jak po sznurku mogą poprowadzić nas podpowiedzi, które znajdziemy w walających się kartonowych pudełkach ze znakiem zapytania. Wystarczy, że Quico założy jeden na głowę. Przyznam, że wygląda to wtedy, jakbyśmy przyznawali się do naszej głupoty.
Prawie jak w Metal Gear Solid
Ważnym elementem gry jest druga postać, która nam towarzyszy – rogaty potwór. Naszym zadaniem będzie najpierw odnalezienie go, a potem przetransportowanie przez kolejne poziomy. Zadanie to nie jest łatwe. Stwór jest na tyle duży, że chłopiec nie może nieść go ot tak na rękach i musi uciekać się do swojego sprytu. Na szczęście potwór jest niezłym głodomorem i możemy zmuszać go, by ruszył swoje leniwe cielsko, wabiąc różnymi smakołykami. Inną komplikacją jest słabość potwora do jedzenia trujących żab. Jeżeli znajdzie jakąś, pod jej wpływem traci nad sobą kontrolę i wpada we wściekłość, a wtedy Quico pozostaje tylko ucieczka i szukanie antidotum. Chociaż potwór nie może zabić chłopca, bo w grze nie możemy umrzeć, to widok tratowania go czy rzucania nim jak szmacianą lalką bywa bolesny.
Papo&Yo powstało jako próba wyjścia z dziecięcej traumy. W jednym z wywiadów autor gry – Vander Caballero – przyznał, że scenariusz jest oparty na jego własnej przeszłości. Wspomniał również, że ma nadzieję, iż tytuł pomoże nie tylko jemu, ale też ludziom z podobnymi przeżyciami. Widoczne jest to w samym sposobie przedstawienia świata, który wygląda jak eskapistyczne wyobrażenia dziecka. Quico dzięki zwykłej białej kredzie jest w stanie przesuwać i przenosić całe budynki, torując sobie dalszą drogę – daje to poczucie kontroli, której było mu brak w prawdziwym życiu. Z drugiej strony stoją natomiast towarzyszące nam postaci, szczególnie potwór, nad którym kontrolę mamy minimalną i którego wściekłości nie możemy zmienić. Pomimo wyrządzanej przez niego krzywdy Quico musi troszczyć się o tego niewdzięcznika i ciągnąć go ze sobą. Bardzo trafnie odzwierciedla to trudną relację między jedną a druga postacią.
Przepraszam, którędy na Giewont?
Symboliczne przedstawienia wspomnień autora nie są trudne do zinterpretowania, a nawet jeśli nie zdołamy ich odkodować, to w pewnym momencie dostajemy dosłowne wytłumaczenie. Ja nie będę zagłębiał się w ich analizę, żeby zabawę w detektywa zostawić Wam, drodzy czytelnicy.
Na plus można zaliczyć z pewnością muzykę, skomponowaną przez Briana D'oliveira. Spokojne, ale nie usypiające melodie w połączeniu z wyjątkowymi widokami tworzą jedyną i niepowtarzalną atmosferę Papo&Yo, prawie jak z sennego marzenia. Na liście minusów zapisuje się chyba tylko długość rozgrywki, bo w porównaniu do standardowej ceny jest ona zbyt krótka. Takie jest przynajmniej moje zdanie (mnie udało się dostać grę za jednego dolara). Jeżeli zobaczycie Papo&Yo z jakąś rozsądną przeceną, nie wahajcie się sięgnąć do portfela. Szczerze polecam.
PS Wrażliwym mogą być potrzebne chusteczki.
Papo&Yo
Producent: Minority Studios
Data wydania: 2012 r.
Cena na Steam: 53.99zł
https://store.steampowered.com/app/227080/Papo__Yo/
CZYTASZ
Nożyce tną [2019] - zakończone
Literatura faktu"Nożyce tną..." to nie tylko rozległy poradnik pisarski, ale i publikacja łącząca w sobie artykuły z pogranicza psychologii, literatury i sztuki. Znajdziecie w nim następujące serie: 🔹Perfekcyjne opko 🔹Perfekcyjny bohater 🔹Kurs pisania 🔹Przecin...