Prolog - Pierwsza ofiara

1.1K 48 1
                                    

— Naprawdę nie mogę w to uwierzyć. — Rudowłosa dziewczyna zaśmiała się perliście, a odgłos ten rozbrzmiał na całych błoniach. Była to Lily Evans - dziewczyna pochodząca z rodziny mugoli.

— To uwierz, bo to prawda. — Wtórowała jej kasztanowłosa Leila Omakha. W przeciwieństwie do przyjaciółki, jej rodzice byli czarodziejami pochodzącymi z zamożnych rodzin.

Zamknęła oczy i oparła się o drzewo pod którym siedziały, podśmiewając się pod nosem na wspomnienie z minionych wakacji.

— Ale żeby całkowicie usunąć włosy? — Rudowłosa posłała jej rozbawione spojrzenie, a parę kosmyków włosów opadło na jej twarz. Pogoda na zewnątrz nie należała do najprzyjemniejszych zważywszy na to, iż właśnie trwał listopad, więc pustki na błoniach wcale ich nie dziwiły. Był wczesny wieczór, ale większość uczniów Hogwartu wolała spędzić swój wolny czas w pobliżu ciepłego kominka, aniżeli na zimnym i wietrznym dworze.

— To było przypadkiem — odparła Leila, unosząc ręce w geście obronnym, jakby się usprawiedliwiała, choć w zasadzie tak właśnie było. Uśmiechała się lecz za tym uśmiechem ukrywała swoje zdenerwowanie. — Byłam zła.

— Jesteś niemożliwa, Leil. — Evans pokręciła zrezygnowana głową. Przyzwyczaiła się już do różnych, niekiedy naprawdę przerażających, pomysłów przyjaciółki, choć nie zawsze je popierała.

— Wiem. Często mi to mówisz.

Rudowłosa otwierała już usta, zapewne chcąc zaprzeczyć, ale uprzedził ją inny głos, na którego dźwięk nieprzyjemne dreszcze przeszły po plecach przyjaciółek.

— Słyszę, że zabawa trwa na całego. — Zimny, szorstki, a zarazem dziewczęcy głos zawisł nad nimi w powietrzu. Natychmiast przestały się śmiać i zerwały się na równe nogi. Odwróciły się w stronę nieznanej im jeszcze postaci z wyciągniętymi różdżkami w dłoniach. Bały się. Przez myśl Leili przeszło nawet, że to może któryś z popleczników Lorda Voldemorta, który ostatnim czasy tworzył własną armię maniaków czystości krwi i praktycznie nikt nie był teraz bezpieczny.

Nagle pojawiło się niewidoczne napięcie, które było odczuwane w niemal każdym zakamarku przestrzeni wokół trójki dziewczyn zgromadzonych na błoniach. Leila zamarła przerażona widząc przed sobą Mindorę Loley - dziewczynę zamordowaną w zeszłe wakacje. Była ślizgonką, ale nawet ona nie zdołała uchronić się od Voldemorta. Podobnie jak reszta jej rodziny lecz do tej pory nikt nie wie co się z nimi stało. Odnaleziono tylko jedno ciało. Jedno ciało z pięcioosobowej rodziny. Fakty były zbyt przerażające by mogły być prawdziwe, więc większość czarodziei wolało nie myśleć o tym za wiele.

— Nie martwcie się — powiedziała dawna ślizgonka, uśmiechając się, ale nie był to przyjazny uśmiech tylko złośliwy i krwiożerczy, jakby za chwilę miała dopaść swoją ofiarę. — Nie zrobię wam krzywdy.

— Mindora? — zapytała Lily nie dowierzając w obecność dziewczyny. Każdy gryfon ją znał (bynajmniej każda gryfonka) i to z nie najlepszej strony. — Jak ty tu?

— Chyba rzeczywiście należą wam się wyjaśnienia — odparła, a uśmiech zniknął z jej twarzy, pozostawiając na niej grymas. — Jednak przed tym muszę się zabezpieczyć.

Nagle kasztanowłosa poczuła jak traci kontrolę nad własnym ciałem. Zesztywniała z wyciągniętą różdżką i nie mogła się ruszyć nawet o milimetr. Spojrzała przerażona na Loley, która na nowo uśmiechała się lekko pod nosem.

— Teraz możemy porozmawiać — odparła spokojnie, obserwując ich żałosne próby wyswobodzenia się, choć nie do końca było na co patrzeć jako iż obie dziewczyny nie mogły się ruszać. — Może zacznę od początku, a tak właściwe od końca. Moją niedawna śmierć, którą wszyscy tak mocno przeżywaliście, jest tylko zwykłym kitem. Żartem, jeżeli ktoś chce tak to nazwać. Nikt z mojej rodziny nie zginął. Szkoda no nie? — Posłała im krzywy uśmiech i kontynuowała. — Tak naprawdę zamordowana została moja skrzatka Służka, która była w tym czasie pod eliksirem wielosokowym. Świetny dowcip, prawda? Jako iż od zawsze nie cierpiałam czarodziejów brudnej krwi, a nikt nawet nie miał zamiaru czegoś z nimi zrobić, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. A Czarny Pan dał mi tylko co do tego pretekst. Upozorowałam własną śmierć, aby nareszcie móc bezkarnie popełniać morderstwa na szlamach.

Mindora mówiła to spokojnie, napawając się widokiem bezradnych dziewczyn. Nagle Leila poczuła, że zaklęcie słab mnie, a jej usta na nowo mogą się poruszać. Od razu to wykorzystała.

— Dlaczego nam to mówisz? — zapytała niemal szeptem. Czuła, że wie do czego dziewczyna zmierza. I nie podobało jej się to co wymyśliła w głowie. Mindora natychmiast na nowo poruszyła różdżką, wzmacniając swoje zaklęcie, które je więziło.

— Jak pewnie wiesz, szanowna Lily Evans, która, jak się składa, jest tutaj obecna — zaczęła, a uśmiech zniknął z jej twarzy całkowicie. — Nie jest czystej krwi, a nawet pół krwi, co jeszcze mogłabym nawet znieść. Oznacza to, że jest mugolakiem z brudną krwią, przez co, niestety, ale musi zniknąć ze świata. To nie jest twoja wina, skarbie — dodała patrząc na rudowłosą z udawanym współczuciem. — Po prostu nie było ci pisane żyć tutaj dłużej.

Leila chciała coś powiedzieć, jednak nie było jej to dane. Zielony promień światła wystrzelił z końca różdżki byłej ślizgonki i ugodził rudowłosą przyjaciółkę prosto w serce pozbawiając ją życia. Leili chciało się płakać, ale nawet to nie było jej dane przez zaklęcie.

— Całe szczęście, że ułatwiłaś mi sprawę. — Mindora zwróciła się w jej kierunku. Tym razem jej usta rozciągały się w przeraźliwie wielkim uśmiechu samozadowolenia. — Jesteś w idealnej pozycji.

Leila poczuła jak jej ciało odrywa się od ziemi, aby zaraz po tym wylądować dokładnie przed przyjaciółką. Martwą przyjaciółką, która już nigdy nie miała powstać. Już nie miały się wspólnie śmiać, ani płakać. Nie miały narzekać na nadmiar lekcji i upijać się w Hogsmeade. Już nigyd nic nie będą robiły razem.

— Kiedy nareszcie ktoś was znajdzie, będzie to wyglądało tak, jakbyś to ty ją zabiła. — Głos Mindory dobiegał do niej jakby z oddali. Leila nie skupiała się na nim, a i tak go słyszała. Jakby już na zawsze miał pozostać w jej głowie. — Cieszysz się? Oczywiście mnie już tutaj nie będzie.

Po tych słowach Mindora Loley na zawsze rozpłynęła się w ciemności. Zniknęła w akompaniamencie cichego pstryknięcia, a Leila Omakha nadal stała z wyciągniętą różdżką centralnie przed Lily. Mimo iż zaklęcie przestało już działać nie mogła się ruszyć. Łzy napłynęły jej do oczu i już po chwili trwała w cichym szlochu, ze strumieniami łez spływającymi po jej policzkach.

Potępiona • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz