Epilog - Ostatni ratunek

598 39 9
                                    

Z uśmiechem na ustach kasztanowłosa kobieta szła obok męża przez zaśnieżone ulice Doliny Godryka. Mimo iż był dopiero październik to pogoda naprawdę dawała popalić i już od połowy tego miesiąca co chwilę padało.

Nagle usłyszeli krzyk. Zobaczyli blady blask zieleni, który po chwili zniknął. Wymieniła spojrzenie z Jamesem i biegiem popędziła w stronę ich domu, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.

Kobieta z hukiem otworzyła drzwi wejściowe dopadając do nich na kilka sekund przed mężczyzną. Czym prędzej wbiegła po schodach nie czekając ani chwili na Jamesa. Nie mogła pozwolić, by coś się stało jej dzieciom. Nie, gdy były takie małe!

Jak burza wpadła do pokoju, z którego wydobywa się głośny płacz maluchów. Gdy zobaczyła co się tam stało, zupełnie przestała zwracać na to uwagę. Na podłodze przed łóżeczkiem dzieci leżało ciało. Martwe ciało. Ciało Lily...

Upadła na kolana i na czworaka podpełzła do przyjaciółki. Chwyciła jej martwe ciało w ramiona. Czuła, jak łzy zbierały się pod powiekami. Czy uda mi się ją uratować? Czy mogę ożywiać dwa razy? Czy tym razem Lily odeszła już na zawsze? Chciała znać odpowiedzi na te pytania, jednak obawiała się najgorszego.

James z hukiem wpadł do pokoju. Dyszał ciężko, ale mimo to natychmiast przeskanował pokój. Dzieciaki z wolna się uspokoiły widząc obojga rodziców i teraz jedynie pociągały nosami.

— Leila? — brunet odezwał się cicho. Odwróciła zapłakaną twarz w jego stronę, a on natychmiast do niej podszedł.

— James... — wychlipała, na nowo przygarniając do siebie ciało rudowłosej. — Lily znowu... ona...

— Cii — uspokajał ją. — Będzie dobrze. Dasz radę.

— Nie będzie dobrze. Ja... boję się, że nie mogę. Że nie umiem robić tego dwa razy... ja nie chcę, żeby odeszła. Nie po raz kolejny.

— Nie martw się, skarbie. Lily na pewno chciałaby, żebyś była szczęśliwa. Uratowała nasze dzieci. Zrobiła to z własnej woli. Oddała za nie życie, bo je kochała i ciebie również. Niech jej ofiara nie pójdzie na marne.

— Ale...

— Snape — Usłyszała cichy głos Jamesa i już wiedziała, kto właśnie pojawił się w ich domu.

— Lily — jedynie to padło z ust Severusa. Już w następnej sekundzie był obok dawnej puchonki i z niedowierzaniem w oczach patrzył na zamordowaną dziewczynę, zupełnie ignorując nieprzychylne spojrzenie Pottera. Nie lubili się, ale musieli zacząć się przynajmniej tolerować, bo oboje byli ważnymi częściami życia Leili i nie wyobrażała sobie, że mogłaby z któregokolwiek zrezygnować. Chociaż James wiele razy próbował ją do tego przekonać.

Severus spojrzał na nią z niemym błaganiem w oczach, a ona prawie niedostrzegalnie pokręciła głową. Momentalnie zauważyła łzy w jego szarych oczach, mimo iż szybko odwrócił się z powrotem do ciała rudowłosej. Wiedziała, że czekał, aż pożegna się z przyjaciółką, by sam mógł wziąć ja w ramiona. On ją przecież kochał!

— Leila... — Usłyszała zachrypnięty głos Jamesa. — Chodź już. Ochłoniesz. Damy radę. Zobaczysz.

Pokiwała głową nieprzekonana.

— Kocham cię, Lily. Na zawsze tak zostanie — szepnęła cicho, a ostatnia łza spłynęła po jej policzku na ciało przyjaciółki, po czym delikatnie oddała je w ramiona Severusa i wstała.

Zabrała dzieci z łóżeczka i pozwoliła Jamesowi poprowadzić się do kuchni, uprzednio podając mu Harry'ego, gdzie usiadła, a on dał jej szklankę wody. Nie miała siły na rozmowy i chyba zdawał sobie z tego sprawę. Zamiast tego wpatrywała się pustym wzrokiem w zaspaną dziewczynkę leżącą w jej ramionach. Miała tylko parę tygodni, a już o mało co nie zginęła. W myślach podziękowała Lily, zdając sobie sprawę, że gdyby nie jej poświęcenie, dziś mogłaby nie mieć dwójki dzieci.

Już nie płakała. Nie miała na to siły. I chyba właśnie ta cisza z jej strony i brak jakiejkolwiek reakcji tak bardzo zmartwił bruneta.

— Jak... — zaczął, ale przerwał mu głos Severusa, który wciąż znajdował się u góry.

— Leila! — krzyknął. Jego głos wydawał się inny, niż paręnaście minut temu. Bardziej... wesoły. Ale co mogło być radosnego w śmierci? — Musisz tu przyjść!

Nie wahając się, wstała z krzesła, o mało co go nie przywracając, jednak uważając na śpiącą Lissę i czym prędzej wbiegła na górę. Zatrzymała się w progu, a łzy mimowolnie napłynęły jej do oczu. Jednak tym razem były to łzy szczęścia.

— Lily... — szepnęła cicho widząc rudowłosą w objęciach dawnego ślizgona. Tylko że tym razem była żywa...

— Miło cię wiedzieć, Leila — odparła równie cicho. — Wybacz, że musiałaś się martwić.

— Wiesz co? — Uśmiechnęła się do niej. — Ty jednak lubisz być zabijana.

— Może... — Odwzajemniła uśmiech.

Kasztanowłosa poczuła rękę obejmującą jej talię i zadarła głowę, by spojrzeć na Jamesa, który w drugiej dłoni trzymał śpiącego Harry'ego. Uśmiechnął się do niej i pocałował, przekazując i przyjmując wszystkie uczucia, które w nich były. Leila cieszyła się, że koniec końców wszystko dobrze się skończyło.

Potępiona • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz