Rozdział 7 - Święta

391 23 5
                                    

Leila

Chwilę później obie dziewczyny trwały w szczelnym uścisku. Żadna z nich nie chciała już nigdy puścić przyjaciółki, a już na pewno nie chciała tego zrobić Leila. Czuła jakby jakaś jej cząstka została jej zwrócona; jakby w końcu mogła być całością.

— To najlepszy prezent świąteczny jaki mogłabym dostać — szepnęła przez łzy. Nawet nie zauważyła kiedy słona ciecz pociekła po jej policzkach, ale nie była w tym sama. Zarumienione policzki Lily również zdobiły mokre ślady. — Tak za tobą tęskniłam — wyszeptała w jej rude włosy, zaciągając się jej zapachem. Czuła od niej zapach leków, ale także coś na wzór świeżości.

— Powiedziałabym to samo, ale nie czuję, bym kiedykolwiek ciebie straciła — odparła gryfonka, a kasztanowłosa zaśmiała się lekko, choć dźwięk ten był stłumiony.

— Jak się czujesz? — zapytała po chwili, lekko odsuwając od siebie przyjaciółkę i przyglądając się uważnie jej twarzy. Zważywszy na to, że przez ostatnie tygodnie Lily leżała bez ruchu w skrzydle szpitalnym nie musiała wcale być w dobrej formie, a Leila doskonale zdawało sobie z tego sprawę z własnego doświadczenia.

— Jestem tylko trochę obolała. — Rudowłosa uśmiechnęła się lekko w jej kierunku, zabierając delikatnie dłonie przyjaciółki ze swoich ramion. — Leżenie na łóżku przez tak długi czas nie jest dobre dla ciała.

Zaśmiała się cicho, jednak zaraz mina jej zrzedła. Spojrzała poważnie w oczy Leili.

— Teraz mi się tłumacz — powiedziała, przybierając swój surowy ton, jaki zawsze miała, gdy prawiła jej kazania na temat nieodpowiedzialności i tym podobnych. Założyła ręce na piersiach.

— Z czego? — zapytała kasztanowłosa zupełnie zbita z tropu. Była pewna, że do dzisiejszego dnia nie zrobiła niczego tak strasznego i nagłośnianego, żeby dziewczyna dowiedziała się o tym ledwo po tym, jak została wypuszczona ze szpitala.

— Co robiłaś w skrzydle szpitalnym?

Kasztanowłosa rozszerzyła zdziwiona oczy i rozchyliła lekko usta, w zamiaru odpowiedzenia, ale nie bardzo wiedziała co. Odchyliła się lekko i spojrzała na dyrektora Hogwartu, który uśmiechnął się do niej niewinnie, ale Leila była pewna, że to on wypaplał wszystko Lily.

— Zostawię was już dziewczynki — powiedział. Wstał od biurka i ruszył w stronę wyjścia z gabinetu, ostentacyjnie ignorując wzrok Leili. — Wrócę za godzinę. Przez ten czas możecie sobie spokojnie porozmawiać.

Mrugnął do nich i wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Rozległ się cichy dźwięk przekręcanego klucza. W taki sposób Leila została w pomieszczeniu tylko z Lily. Dość niezadowoloną Lily.

— No więc? — ponagliła ją rudowłosa, wlepiając w Puchonkę intensywne spojrzenie zielonych oczu.

— Wpadłam tam tylko na chwilę — odparła kasztanowłosa, uśmiechając się niewinnie.

— A ja jestem Merlin — prychnęła w odpowiedzi Gryfonka.

— No dobra — westchnęła. Leila nie lubiła, gdy Lily patrzyła na nią tym wzrokiem, wyrażającym jednocześnie pogardę i niesmak, ale nad wyraz łagodnie. — Zemdlałam i uszkodziłam sobie nogę.

Potępiona • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz