Rozdział 11 - Nowa para w zamku

445 24 4
                                    

Leila 

Wiatr targał włosami Leili we wszystkie strony, ale dziewczyna to ignorowała. Opierała się o barierkę i obserwowała, jak słońce zachodzi za drzewami Zakazanego Lasu, a jego ostatnie ciepłe promienie muskały jej twarz.

— Gdzie byłaś? — Męski głos wypełnił pomieszczenie, odbijając się echem od ścian wieży astronomicznej. Leila westchnęła w myślach słysząc go. Tyle było spokoju. — Nie widziałem cię na stadionie.

— Nie martw się — powiedziała beznamiętnie, nie odwracając się w jego stronę. Wiedziała, że gdy tylko na niego spojrzy, chłopak będzie mógł wyczytać wszystkie emocje, które w niej siedziały od dłuższego czasu. — Nie przegapiłam meczu.

To była prawda. Puchonka przyszła na boisko, ale nie potrafiła przestąpić jego progu. Nie potrafiła teraz siedzieć obok przyjaciół z kamiennym wyrazem twarzy.

— Więc gdzie byłaś? — James podszedł bliżej, tak że prawie stykali się ramionami. Leila poczuła ciepło bijące od jego ciała.

— Nie odważyłam się wejść na trybuny — mruknęła. — Oglądałam mecz stąd. — Wskazała dłonią na magiczne urządzenie leżące niedaleko niej.

— Powinnaś tam być ze wszystkimi — upierał się, jakby jej wyjaśnienia nic go nie obchodziły. Jakby w ogóle jej nie znał.

— Nie mogłabym tego znieść — mruknęła cicho, jednak on i tak to usłyszał.

— Czego?— zapytał szybko, marszcząc lekko brwi.

— Niczego — odparła niemal od razu. Nie mogła pokazać mu słabości. Nie mogła go martwić. A mimo wszystko właśnie to robiła. Martwiła go i sprawiała, że czuł się winny.

— Mieliśmy sobie mówić o wszystkim — przypomniał jej.

— Ciekawe, że ty to mówisz — prychnęła, udając rozbawienie, choć wcale nie było jej do śmiechu. Czuła się strasznie, że tak go musiała traktować. Ale musiała to zrobić, by mógł być szczęśliwy.

— O co chodzi? — Jednym ruchem odwrócił dziewczynę w swoją stronę, chwytając ją za ramiona. Zaczął uważnie skanować jej twarz, na co puchonka przewróciła oczami. — Leila, jeżeli coś się dzieje, powiedz mi.

— Nic się nie dzieje, James! — uniosła się i zepchnęła jego ręce z ramion, by nie poczuł, jak się trzęsą.

— Przecież widzę — powiedział spokojnie.

— Teraz to widzisz? Coś długo ci to zajęło. — Prychnęła. — Jakoś wcześniej byłeś tak zajęty Lily, że nawet mnie nie zauważałeś. Po prostu wciąż się tego trzymaj, dobra? Przecież i tak ci na mnie nie zależy.

Wyminęła go i wyszła z wieży. Dopiero gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, poczuła, jak po policzkach spływają jej łzy. A obiecała sobie, że już nie będzie płakać.

~*~

— Jak myślisz Lily — zaczęła, bawiąc się palcami — jest ktoś kto podoba się Jamesowi?

Zachód słońca nie był widoczny w tej części zamku, ale kolory na niebie i tak robiły wrażenie na puchonce. Zaraz po rozmowie z Jamesem udała się do Lily. Nie martwiła się, że spotka po drodze kogoś, kogo nie chciała widzieć, bo huncwoci i tak nie mieli za dużo do gadania. Zwłaszcza, gdy James został sam na wieży astronomicznej. Leila była pewna, że jego przyjaciele już wiedzą co się wydarzyło.

— Nie wiem — mruknęła rudowłosa, odwracając wzrok i udając, że czyta książkę. Leila wiedziała, że gryfonka kłamała. Zawsze gdy to robiła nie patrzyła nikomu w oczy. Jakby bała się, że ktoś ją odkryje, ale przez to sama się zdradzała.

Potępiona • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz