Półfinał

343 30 12
                                    

Malfoya obudziła poranna krzątanina. Baddock próbował znaleźć elementy swojego stroju pod łóżkiem, a Philip uczył pozostałych chłopaków Mugoloznawstwa. Scorpius ubrał się szybko i poszedł pobiegać, żeby się choć trochę odstresować. Byli dobrze przygotowani, wiedzieli jak grają Chińczycy, grali u siebie. Czego chcieć więcej? Z biegania wrócił zmęczony, ale nie styrany i trochę rozluźniony. Na śniadaniu usiadł z przyjaciółmi przy stole Slytherinu. Wszyscy życzyli powodzenia Gusowi i pocieszali Scorpiusa. Baddock ciągle miał wyrzuty sumienia z powodu wypadku Malfoya. Starał się nie pokazywać po sobie, jak bardzo jest podekscytowany i wystraszony nadchodzącym meczem. Między posiłkami Score ukrył swój strój i miotłę w kanciapie niedaleko gabinetu profesora Higgsa. Zamierzał przebrać się po obiedzie i niezauważony przez nikogo przedostać się do szatni.

Spojrzał na zegarek, a ponieważ miał jeszcze mnóstwo czasu, poszedł do biblioteki i usiadł obok Eda z książką do zielarstwa. Od lektury oderwało go klepnięcie w plecy. Podniósł głowę na starszego Pottera, już trochę strawionego przez adrenalinę.

-Mam coś dla ciebie. Chodź. – polecił i wyszedł. Scorpius przybił piątkę Edowi i podążył za Jamiem. Potter skierował się w stronę lochów, a kiedy doszli na miejsce, stanął wyczekująco przed obrazem. Malfoy powiedział poprawnie hasło i zostali wpuszczeni do środka. James spojrzał na Scorpiusa, a młody Malfoy zaprosił go do dormitorium. Przez całą drogę martwił się, o co może chodzić kapitanowi. Bał się nawet, że przysłała go Rose, więc rzucił:

-Co takiego dla mnie masz? Swoją cnotę? – zażartował.

James parsknął śmiechem i mrugnął zalotnie.

-Nie spieszmy się. – i wyciągnął spod koszulki dziwną tkaninę, widoczną, ale przezroczystą, jakby rozmywającą się w powietrzu. – Czy wiesz co to?

-Peleryna niewidka. – odpowiedział Score bez chwili zawahania i wziął ją do ręki. – Nie widziałem jeszcze tak dobrze uszytej. – dodał dotykając i oglądając pelerynę.

-Jest niezwykła. I bardzo cenna. Należy do mojego ojca. – Potter oparł się o kolumnę łóżka Baddocka. – Pożyczam ci ją, żebyś mógł przejść do szatni, tak jak sobie zaplanowałeś.

Scorpius podniósł wzrok znad magicznego przedmiotu i podziękował koledze za pomoc. Nie przestał międlić materiału i przesuwać przyjemnej w dotyku tkaniny między palcami.

-Te w Magicznych Dowcipach się nie umywają, prawda? – Potter patrzył na Malfoya z lekkim rozbawieniem.

-Nie ma porównania. – przytaknął Score.

-Dobra, ja muszę lecieć. Kiedy przejdziesz, włóż mi ją do szafki. Zabiorę ją stamtąd po meczu.

-Dzięki wielkie. – Scorpius schował pelerynę pod poduszką. Zastanowił się, ile jeszcze takich skarbów odziedziczyli po ojcu Potterowie.

Znów znalazł się w bibliotece. Eda już nie było, pewnie Margo wyciągnęła go na spacer. Score poszedł do działu z zielarstwa, w poszukiwaniu odpowiedniej książki.

-Jak się czujesz? – wyszeptała Rose, która niepostrzeżenie poszła tam za nim. Malfoy podskoczył, a ona zaśmiała się z niego, pilnując, żeby nie zachowywać się za głośno.

-Nie widziałem cię. – usprawiedliwił się – Jestem zdrowy. A ty jak się czujesz?

-Ja się trochę denerwuję meczem. – założyła włosy za ucho.

-Ty? – zdziwił się. Rose nie była fanką Quidditcha, oglądała mecze raczej dlatego, że wszyscy to robili i dlatego, że grała tam jej rodzina. A nie ze względu na pasję do tego sportu.

Od zera do bohatera | Scorpius MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz