Rozdział 11

4.7K 329 91
                                    



Betowała - Arla-Gianna ❤️

Harry nie był głupi, wbrew temu co próbował zarzucić mu Niall kiedy jeszcze byli dziećmi. Zdawał sobie sprawę z każdego popełnionego błędu oraz konsekwencji własnych decyzji.

Harry nie był głupi, więc wiedział, że kiedy jego najlepszy przyjaciel dowie się prawdy, smutnym spojrzeniom nie będzie końca. I miał rację.

Na każdym kroku musiał unikać drugiej Alfy. Same jego westchnienia i cierpiętnicze spojrzenia rzucane w stronę Stylesa były dostatecznie wymowne, a uwaga którą mu poświęcał, nad wyraz irytująca. 

Przecież Harry już się z tym wszystkim pogodził.

Przyzwyczaił się do wiecznej pustki, chłodnego myślenia, kalkulacji każdej sytuacji i swojego własnego egoizmu.

Już się przyzwyczaił.

Wszystko było w porządku.

Wszystko... było okej.

***

Gorąca herbata parzyła w język, ale Louis uparcie popijał ją powoli, patrząc na piętrzące się prezenty pod drzewkiem. Nie spodziewał się otrzymać aż tylu podarków od swojej nowej rodziny. Każdy jeden był dla niego specjalny i chciał zapamiętać każdy szczegół, od papieru bo głupią kokardkę.

Chłopak wiedział również, że nikt w jego sforze nie wie kiedy ma urodziny, dlatego podarki pod, teraz pięknie przyozdobioną, choinką znaczyły dla niego tak dużo. Nie spodziewał się dostać czegokolwiek za dwa dni. Postanowił cieszyć się tym co ma, tym bardziej, że każde urodziny po tym kiedy okazało sie że jest Omegą, nie były dla niego idealnym dniem. Wręcz przeciwnie, zmieniły się w istny koszmar. Dokładnie taki jak ten z książek, które jego mama tak uwielbiała.

Westchnął głośno, a jego drobna dłoń mimowolnie powędrowała na jeszcze płaski brzuszek. Miał się z czego cieszyć i nie potrzebował nieszczęśliwych wspomnień z dzieciństwa.

Przysunął nogi bliżej swojej klatki piersiowej, upijając gorącego napoju, a wzrok wbił w rozpalony w kominku ogień. Było mu ciepło i przyjemnie.

Możliwe, że była to zasługa swetra, który miał na sobie. Zapach Harry'ego otaczał go ze wszystkich stron i przywracał spokój ducha. Kiedy Styles ściągnął go wczoraj i poszedł do łazienki, Louis złapał za porzuconą na podłodze rzecz i schował pod łóżkiem.

Zapach jego Alfy. Taki ciężki dla niektórych, pełen ziemi i krwi, jednak dla Omegi wręcz idealny.

Nawet nie wiedział kiedy Harry wszedł do pomieszczenia, dopóki nie usłyszał westchnienia swojej Alfy, kiedy ta upadła ciężko na kanapę, zmęczona po całym dniu.

Omega odstawiła kubek i na czworaka zbliżyła się do mężczyzny, który widząc go kątem oka, wyciągnął dłoń w jego stronę. Louis z uśmiechem na pełnych, czerwonych wargach, które kusiły Harry'ego co noc, podniósł się i po chwili leżał na swojej Alfie wzdychając głęboko. Nos wsadził w szyję męża, a drobne dłonie powędrowały do nadal nie ściętych włosów, które zaczęły kręcić się na końcach.

Miał nadzieję, że ich dziecko również będzie miało tak piękne włosy jak jego Alfa.

- Ciężki dzień? - zapytał kiedy dłonie Alfy znalazły swoje ulubione miejsce na jego pośladkach.

Harry mruknął i włożył chłodny od wieczornego mrozu nos, we włosy Omegi i zaciągnął się jej słodkim zapachem.

- Znaleźliście tą Alfę, która błądzi po naszym lesie?

Luna (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz