szkarłat sinych ust

679 46 10
                                    

kuroo x kenma

vampire au

ostrzegam, że zrobiłam z kuroo masochistę


Gdy oczy Kuroo spoglądały na Kenmę, niekiedy przyćmione, zamglone, zdawało się, że wszystko inne spływa. Spływa niby farba z obrazu, a wszelakie barwy mieszają się i tworzą wielki chaos. Zamieszanie to trwa, aż do chwili, gdy jedyną wyraźną postacią pozostaje on.

Kenma był piękny. 

Jego filigranowa twarz, która nie posiadała ani jeden skazy. Jasna skóra, która wręcz kradła błyszczącą powłokę gwiazd. Była słodka i strasznie delikatna. Włosy o miękkości chmur i wielkie oczy, które przywodziły na myśl zbłąkanego kota.

A cała historia zaczęła się, gdy Kenma był jeszcze dzieckiem, które przypałętało się podczas ogromnej burzy w okolice gustownej rezydencji. Zakończyła się zaś zamknięciem drzwi i wszystkich okien na żelazny klucz.

— Pomóc ci?

Tak mało, a jednak wiele. Podał mu dłoń, a jego życie zaczęło przelewać się przez ich złączone palce. I nie miał pojęcia, że on wykradnie tę cenną perełkę z jego rąk i schowa w kieszeni swojej eleganckiej kamizelki.

Tej kamizelki, do której dostępu mieć nie będzie.

— Tak.

I stało się.

Płaczcie dzwonki, płaczcie krokusy, szlochajcie gorzko me kwiaty. Nad losem dziecka klękajcie i żałujcie, bowiem wyspowiadać się już nigdy nie da rady. Pochylcie się żonkile, spuśćcie fiołki swe głowy, bo czystość na naszych oczach zbryzgana krwią zostaje. Od zawsze i na zawsze on będzie jego.

Kuroo kochał patrzeć na piękno Kenmy, ale po wielu latach zaczął chcieć dotknąć ten cud, który krył się w drobnym chłopaku. Zastanawiał się jak pięknie mogłoby wyglądać jego ciało w siniakach. Brudne od krwi, która zostałaby roztarta po jego skórze przez niegodziwe, splugawione ręce wampira.

W ogromnej sali panował półmrok i było zimno, pomimo skrzącego się ogniska. Był to gustownie urządzony salon. Fotele obite ciemną skórą, a dla wygody okryte kocami. Niewielki stolik z mahoniowego drewna, a na nim dwie filiżanki, z których leniwie unosiła się para. Nienachalny zapach herbaty krążył po pomieszczeniu.

— Podejdź tu, Kenmo — zachrypiały głos wtargnął w ciszę.

A cóż chłopak mógł poradzić? Był słaby i strachliwy. Kenma pozostawał zwyczajnie niczym w obliczu potężnej siły i zawziętości Kuroo, który był wiecznie spragniony. Siły miał tyle, by wykarczować cały las jednym dygnięciem ręki.

A Kenma był po prostu piękny i niczego więcej się od niego nie wymagało.

Tak więc podszedł do niego i z drżącymi dłońmi, które skryte były za plecami, uklęknął przed nim. W końcu odważył się złożyć je na udach i głowę schylić najniżej jak to możliwe. Tak był nauczony. Swoje piękno musiał płaszczyć przed nim.

— Chodź — wampir uśmiechnął się w nieprzyjemny sposób i przejechał ręką przyodzianą w białą rękawiczkę po swoim udzie.

Kończyny posłuchały. Nie przeciwstawiał się temu, bo nie było warto. Ciało reagowało automatycznie, tak jak zostało wyuczone. I darmo szukać fałszywego ruchu. Wszystko robił ze swoją powinnością, którą został obarczony. 

Jego uda zetknęły się z eleganckimi spodniami, które wampir w zwyczaju miał nosić. Pustym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń i czekał. Możliwości było kilka. Mógł zostać ugryziony, pobity, pocięty lub co gorsza, musiałby zrobić to wszystko jemu. A osobiście wolał jednak, gdy Kuroo wyżywał się na nim lub sam na sobie.

syf, ubóstwo i malaria; haikyuu!! ᵒⁿᵉ ˢʰᵒᵗˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz