matsukawa x hanamaki
— Jestem głodny — rozłożony na kanapie Mattsun jęknął i wypruł z siebie haust powietrza.— Zdychaj — parsknął z kuchni jego współlokator.
Ciężko bywało w tym mieszkaniu. Zwłaszcza w kwestiach jedzenia i wystroju. Matsukawa był wiecznie nienażarty i kompletnie nie umiał gotować, a Hanamaki mistrzem w tym nie był, ale przynajmniej wiadomym było, że niczego nie spali. Co do wystroju... cóż. Jego nie było. Trzymali się raczej artystycznego nieładu.
— Ha-na-ma-ki! — przesylabizował, ale nie usłyszał odpowiedzi. — Makki!
— Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał! — warknął z kuchni.
— Kotku! Misiu! Pszczółko! — Issei nie przestawał nawoływać.
— Ropucho! Kaszalocie! Capie! Suń się — warknął podchodzący do Mattsuna Hanamaki z talerzem w ręku. — Mówię coś! Suń dupę, pierdoło.
— Zróbmy babeczki! — Issei ożywił się i podniósł z pozycji leżącej do siadu.
Hanamaki wykorzystał moment i usiadł obok niego, włączając telewizor.
— Tobie nawet takie z proszku nie wyjdą, frajerze — parsknął i założył ręce za głowę. — Nie wspomnę, że nawet nie mamy składników, bo ktoś wyżarł całą zawartość lodówki. Naprawdę mogłeś sobie darować tę przeterminowaną pastę rybną.
— Skąd miałem wiedzieć, że jest nieświeża? — Mattsun nie tracił pogody ducha. — Chodźmy na zakupy!
— Pada deszcz.
— I co?
— Deszcz jest mokry.
— Wiem, że rzadko się myjesz i boisz się wody, ale zakupy to ważna sprawa! — Issei zmarkotniał.
— Nienawidzę cię, pchlarzu. Idź popilnuj brwi, bo zaraz same popełzną do tego spożywczaka — fuknął Makki.
— Nie to nie — Mattsun wstał z kanapy i poszedł do przedpokoju. — Sam je upiekę! — dodał wkładając uprzednio buty, a później kurtkę.
Makki przez chwilę skupił się na jedzeniu, ale kiedy doszedł do niego sens wypowiedzianych przez Isseia słów, zerwał się z siadu i mało nie wywrócił talerza na ziemię. Szybkim krokiem pokierował się śladami współlokatora, a w międzyczasie klepał ręką w swoją klatkę piersiową, gdyż nieco się zakrztusił.
— Masz kategoryczny zakaz chodzenia samemu na zakupy i wstępu do kuchni! Już o tym rozmawialiśmy — Hanamaki zatrzymał go w drzwiach.
— A na zakupy to czemu niby? — zdziwił się Issei.
— Zabroniłem ci po tym, jak kupiłeś dwadzieścia paczek prezerwatyw! — wytknął mu Makki, gdy ubierał buty.
— A co w tym złego? — Mattsun obruszył się.
— A na cholerę nam dwadzieścia paczek prezerwatyw?! — chwycił w swoje ręce klucze, płócienną torbę i parasolkę. — Nie kończ — dodał, gdy zauważył, że jego współlokator chce coś odpowiedzieć.
Wyszli razem z mieszkania, a cisza, którą wymownie zarządził Hanamaki, trwała dobre piętnaście minut.
— Nie zmarnowały się — parsknął Mattsun, gdy nie mógł już wytrzymać milczenia.
— Jak ja cię człowieku nienawidzę! — wybuchł Makki.
W sklepie spożywczym była masa ludzi, a każda z nich pozostawała we własnym świecie, zaabsorbowana bez reszty swoimi sprawunkami. Matsukawa pochwycił koszyk i ramię w ramię ruszyli w głąb sklepowej dziczy.
— Z czego się w ogóle robi babeczki? — zapytał Issei.
— Kucharzyna nie wie? Przepis na internecie włącz i czytaj — odparł Makki.
— Tch — prychnął i posłuchał się polecenia. — Mąka, czekolada, masło, proszek do pieczenia, soda oczyszczona, co to do cholery jest, kakao, cukier, to też nie wiem co to, jajka oraz mleko — odczytał i rozpoczęła się eksploracja asortymentu.
Począwszy od żonglowania jabłkami, poprzez stłuczenie opakowania jajek, a skończywszy na debacie ze staruszką o to, który rodzaj ryżu jest najlepszy. Hanamaki naprawdę nienawidził chodzić z Isseiem na zakupy. On nawet przy kasie wdał się w rozmowę z jakąś kobietą, która ewidentnie nie miała na to ochoty.
— Jednorazówka? — zapytała znudzonym tonem kasjerka.
— Nie.
— Tak.
Spojrzeli na siebie, a Makki spiorunował Matsukawę wzrokiem.
— Nie, dziękujemy — zwrócił się do kobiety i zagonił Isseia do pakowania produktów we wcześniej przyniesioną, materiałową torbę. — Zadław się tym plastikiem. Nie dość, że jest wszędzie, to jeszcze będziesz mi niepotrzebne jednorazówki do domu sprowadzał — zwrócił się bezpośrednio do współlokatora.
— Dobrze, dobrze, niech się pan tak nie gorączkuje, proszę pana ekologa — odparł Mattsun, wkładając kolejne przedmioty do torby.
W drodze do domu było o wiele spokojniej. Deszcz przestał padać, a wszystko dookoła stało się jakby o wiele czystsze i świeższe. Hanamaki lubił, kiedy była taka pogoda. Wyciszył się i odetchnął głęboko.
Lecz kiedy tylko przekroczył próg domostwa, spokój szlag trafił. Znów zaczęli się wykłócać, tym razem o to kto będzie co robił, co kiedy dodać, a to, że jeden jest idiotą, a to, a tamto.
W końcu, kiedy nieudolne babeczki trafiły do piekarnika, oni zasiedli na kanapie, a Makki włączył telewizor.
— To co? — zapytał Mattsun.
— Pizza — mruknął Hanamaki i opadł na kolana Matsukawy.
a/n
zauważyłam, że kiedy jest mi smutno, to najłatwiej pisze mi się fluffy
mam nadzieję, że się spodobało uwu
![](https://img.wattpad.com/cover/185420874-288-k103233.jpg)
CZYTASZ
syf, ubóstwo i malaria; haikyuu!! ᵒⁿᵉ ˢʰᵒᵗˢ
Fanfic| syf, kiła i mogiła | dziecko będzie bawić się w pseudointelektualne pisanie ©wiku